Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Antoni Komasa-Łazarkiewicz

Spoor (Pokot)

(2017)
4,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 12-06-2017 r.

Pokot – ubita zwierzyna ułożona na ziemi według hierarchii łowieckiej po zakończeniu polowania.

Gdybyśmy podzielili rok nie ze względu na pory roku, ale pod kątem premier filmowych, to zapewne taki kalendarz rozpoczynałby się nietypowo, bo od sezonu letniego obfitującego w wielkie hollywoodzkie blockbustery, kiedy to fani muzyki filmowej również mogą liczyć na obfite łowy. Oczywiście ilość nie zawsze idzie w parze z jakością, dlatego dopiero w sezonie jesiennym i zimowym otrzymujemy więcej produkcji powstających z myślą o sezonie nagród (Złote Globy, BAFTA, Oscary). Wtedy można też upolować bardziej ambitne soundtracki, które powalczą, a może nawet zdobędą jakąś złotą statuetkę. Ważne są również międzynarodowe festiwale filmowe, spośród których z perspektywy europejskiej najważniejszą rolę odgrywają Berlin, Cannes i Wenecja. Ja sam, między innymi ze względu na miejsce zamieszkania, szczególnie przywiązany jestem do Berlinale. W programie festiwalu trafiają się pozycje znakomite, ale często sami filmowcy, czy to ze względów artystycznych, czy też czysto finansowych rezygnują z umuzycznienia swoich prac. Wiadomo, wyjątki się zdarzają, ale zwykle idąc na berlińskie pokazy nie nastawiam się na muzyczne doznania, zwłaszcza jeśli mam do czynienia z polskimi produkcjami. W tym miejscu mógłbym rozpocząć swój niekończący się monolog o jakości (a może o braku?) muzyki w rodzimych filmach, który można by było podsumować przykładem nagradzania Orłami w kategorii najlepsza muzyka dawno już nieżyjących kompozytorów. Delikatnie rzecz ujmując, miałem dość chłodny stosunek do opraw muzycznych najnowszych filmów znad Wisły. Tym większe było moje zaskoczenie po berlińskim pokazie Pokotu Agnieszki Holland, gdzie nie tylko zwróciłem uwagę na muzykę, ale chciałem jej niezwłocznie raz jeszcze posłuchać.

Będąc bardziej dokładnym Pokot („Spoor) jest polsko-niemiecko-czesko-szwedzko-słowacką produkcją. Jest on adaptacją powieści Olgi Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych i opowiada historię emerytowanej inżynierki, nauczycielki języka angielskiego Janiny Duszejko. Jest ona wegetarianką, fascynuje się astrologią i mieszka ze swoimi dwoma ukochanymi psami w idyllicznie położonym domku, gdzieś na skraju Kotliny Kłodzkiej. Kiedy w dziwnych okolicznościach zaczynają ginąć okoliczni kłusownicy i myśliwi, Duszejko zaczyna własne śledztwo twierdząc, że to przyroda bierze odwet na ludziach.

Jak zaznaczyłem, obraz miał swoją premierę na Festiwalu Filmowym w Berlinie, gdzie nie tylko został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność, ale także otrzymał nagrodę im. Alfreda Bauera. Mi również bardzo spodobał się ten sprawnie nakręcony ekothriller z barwnymi postaciami, pięknymi zdjęciami, które w połączeniu z ciekawą muzyką tworzą z Pokotu niezwykle audiowizualne przeżycie. Za ową oprawę dźwiękową odpowiada Antonii Komasa-Łazarkiewicz, który pracował już z Agnieszką Holland przy Janosiku: Prawdziwa historia, W ciemności i telewizyjnej wersji Dziecka Rosemary. Pokot jest moim zdaniem, jak na razie, najlepszą pracą młodego kompozytora, dla słynnej reżyserki.

Zanim dane mi było się zapoznać z wydanym przez Air-Edel Records soundtrackiem do Pokotu (miejmy nadzieję, że może kiedyś otrzymamy też fizyczne wydanie), moja jedna styczność z muzyką Łazarkiewicza opierała się o sam film. I jak wspomniałem na wstępie, stąd też wzięło się moje zainteresowanie i zauroczenie nią. Przede wszystkim miło było zobaczyć polski film (tak, tak wiem, to produkcja międzynarodowa, ale polski wkład jest spory), gdzie obecność muzyki była tak namacalna od pierwszej do ostatniej minuty jego trwania. Nie oznacza to, że jest on nią przeładowany, ale też nie mamy dominującego operowania ciszą. Nie jest ona też spychana na dalszy tor i ograniczana do bycia nienarzucającym się tłem. Score Antoniego Kamasy-Łazarkiewicza jest ważną częścią kreującą ten świat, szczególnie w połączeniu z fantastycznymi zdjęciami Jolanty Dylewskiej i Rafała Paradowskiego.

Już od pierwszych minut filmu dobitnie zaznacza ona swoją obecność. I tak pięknym i majestatycznym ujęciom Kotliny Kłodzkiej z lotu ptaka, towarzyszy dostojna, ale też mroczna i niepokojąca muzyka. Orkiestra nie tylko oddaje potęgę przyrody, ale też zwiastuje, że będziemy świadkami strasznych wydarzeń. W tym idealnym wstępie, który otwiera też album (Into The Hollow), kompozytor kreuje odpowiednią atmosferę, wyprowadzając przy okazji główny motyw, na którym opiera swa pracę.

Po tym intrygującym wstępie byłem przekonany, że cała ścieżka pod względem brzmienia obierze właśnie takie kierunek. Naturalnie miałem też obawy, iż muzyka będzie miała wyłącznie funkcję klamry na otwarcie i koniec filmu, zostawiając w środku wielką ciszę. Na szczęście zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. Tajemniczy, budzący niepokój początek nie odzwierciedla jednak w pełni kompozycji Łazarkiewicza, która szybko porzuca formę klasycznego thrillera. Mamy wszak do czynienia z ekothrillerem, gdzie miejsce wydarzeń, flora i fauna grają znaczącą rolę. I tak też muzyka jest zdecydowanie bardziej zróżnicowana i barwna, w sumie jak pory roku. Zresztą sam film podzielony jest na nie, czy też bardziej sezony łowieckie i muzyka też się do nich dostosowuje. Tajemniczo zaczynamy na jesieni, aby przejść w zimę obfitującą w zbrodnie. I wtedy naturalnie, jak na kryminał przystało, muzyczna aura tajemniczości gra znaczącą rolę. Pod tym względem partytura sprawdza się też bez zarzutów, budując odpowiedni klimat i napięcie. Jednak wraz z nadejściem wiosny, kiedy natura budzi się do życia, także muzyka uderza w lżejsze, czasami wręcz sielankowe, idylliczne tony. Nie zmienia to faktu, że widmo zbrodni, także dźwiękowo wciąż wisi w powietrzu. I tak stan rzeczy towarzyszy nam do filmowego lata, gdzie następuje kulminacja.

Tak jak przyroda, piękna, tajemnicza, dzika, tak i ścieżka dźwiękowa Antoniego Komasy-Łazarkiewicza oferują niezwykle bogatą muzyczną paletę kolorów. I posiada dokładnie te wymienione elementy w jaśniejszych i ciemniejszych barwach. Odnajdziemy na niej wiele pięknych, stonowanych momentów, tych pogodniejszych, wręcz humorystycznych, jak i też roztaczającą się aurę tajemniczości. Ale score ten oferuje również momenty przepełnione smutkiem, melancholią, wszak główna bohaterka cierpi, tak jak cierpią zwierzęta w wyniku bestialstwa kłusowników. To, co jednak napędza pracę polskiego kompozytora, to właśnie dzikość! Muzyka ta jest pełna energii, siły i niejednokrotnie pędzi niczym galopująca zwierzyna. Łazarkiewicz skomponował bardzo charakterystyczny, dynamiczny motyw, który przewija się przez całą ścieżkę w różnych aranżacjach, z których jedna jest lepsza od drugiej. Podczas seansu od razu wpada w ucho i skutecznie pobudza emocje, szczególnie w takich kawałkach jak: She-wolf, Hunt the Hunters , bardzo dzikim Wild Boar, czy świetnym, finałowym The Escape. Ale też jego spokojniejsze wersje (o ile to tak można nazwać), jak Horse, czy Dizzy mają prawo przypaść do gustu.

W czasach kiedy narzekamy na brak wyrazistych soundtracków, bez charakterystycznych motywów przewodnich, jeszcze trafiają się nam takie ścieżki jak Pokot. I bardzo dobrze, że muzyka ta doczekała się oficjalnego wydania. Przy czym, jak już wspominałem, pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś doczekamy się fizycznego wydania. Na razie pozostaje nam się cieszyć wydaniem Air-Edel Records, dostępnym w serwisach iTunes, Amazon.com i Spotify. Jako, że mamy do czynienia z produkcją międzynarodową, tytuł soundtracku, jak i nazwy utworów są w języku angielsku.

Ponad 40-minutowy album jest dobrze skrojony i oferuje wszystko to co najlepsze w muzyce Łazarkiewicza. Jedynie można trochę ubolewać, że zabrakło na nim miejsca na niezwykłe wykonanie klasycznej pieśni myśliwskiej z XVI. wieku Pojedziemy na łów. W filmie wykonywana ona jest przez dziecięcy chór, aby z czasem przeistoczyć się w piosenkę Moja Krew zespołu Republika, zachowując przy tym ciągle swój sakralny charakter. W połączeniu z wydarzeniami na ekranie i wymową filmu, owa aranżacja wypada wprost rewelacyjnie! Niemniej mogą pojawiać się wątpliwości, czy jej publikacja nie rozbiłaby trochę struktury soundtracku.

Tak jak trudno zaszufladkować Pokot do konkretnego gatunku filmowego, to samo możemy powiedzieć o ścieżce dźwiękowej Antoniego Komasy-Łazarkiewicza. Nie jest to klasyczna ilustracja do thrillera. Ale mimo otaczającej natury, nie jest to też klasyczna ścieżka do filmu przyrodniczego. Polskiemu kompozytorowi udało się stworzyć muzykę, która nie tylko bardzo dobrze odnajduje się w obrazie Agnieszki Holland, ale ponadto dodaje mu kolorytu. Doskonale uzupełnia się ona z fenomenalną stroną wizualną i co więcej, nie popadając w eklektyzm, udało się kompozytorowi stworzyć ciekawe, charakterystyczne brzmienie do jakże specyficznych filmowych wydarzeń. Dlatego, choć bardzo daleko mi do kłusownictwa, tak miłośnikom muzyki filmowej i w ogóle dobrej muzyki, polecam „upolować” ten soundtrack. Tę formę polowania mogę z czystym sumieniem polecić i do niej zachęcić.


Najnowsze recenzje

Komentarze