Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Cinema Septet

(1993)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 21-07-2017 r.

Dla współczesnego odbiorcy znającego twórczość Christophera Younga przez pryzmat najnowszych prac, cofnięcie się do lat jego pierwocin w branży muzyki filmowej może okazać się szokujące. Nie mówię tutaj o „kultowych” pracach, takich, jak Mucha 2, czy Wysłannik piekieł. Są to bowiem kompozycje ocierające się o uformowany już warsztat Amerykanina. Sięgając natomiast wstecz, mniej więcej do połowy lat 80. możemy odnaleźć kilka naprawdę interesujących perełek zdradzających źródła inspiracji zaczynającego swoją karierę Christophera Younga. Nie mówię o tym bez powodu. W moje ręce wpadła ostatnio specyficzna kompilacja prezentująca wybrane fragmenty partytur amerykańskiego kompozytora z tego właśnie okresu.



Cinema septet to dwupłytowy album, który ukazał się nakładem Intrada Records w 1993 roku. Bliska komitywa w jakiej żyli wówczas Douglass Fake oraz Christopher Young pozwoliła opublikować (niekoniecznie do regularnej dystrybucji) praktycznie każdą kompozycję Younga, jaka lądowała w jego portfolio do tego czasu. Nie wszystko doczekało się osobnych publikacji – niektóre, tak jak Cinema Septet zamknięto w formie kilkunastominutowych suit. Odwołują się one do ścieżek dźwiękowych z American Harvest, Sparkle Road, The Last Flight Out, Minstrels Song, Trick or Treat, Vietnam War Stories oraz Invaders From Mars. Nazywanie tych monstrualnych kawałków suitami jest grubą przesadą, bowiem żaden z tych fragmentów nie stanowi jakiejś spójnej całości – wszystko przypomina zlepek kilku utworów pozbawionych tytulatury. W oficjalnych wypowiedziach kompozytor tłumaczył taki zabieg chęcią odciągnięcia słuchacza od filmowego kontekstu, by w pełni mógł delektować się słyszaną tutaj muzyką. Trudno to przychodzi, gdy poszczególne elementy tej układanki dzielone są charakterystycznymi wyciszeniami, przerwami i zmianą nastrojów. Z pewnością nieliniowy montaż pomógłby uporać się z tym problemem. Jeżeli więc forma prezentacji już na wstępie nie odbierze potencjalnemu odbiorcy chęci słuchania, to napotkany po drodze materiał może skutecznie się z tym uporać.

Powiedzmy sobie szczerze. Christopher Young u progu swojej kariery nie czarował ani unikatowym brzmieniem, ani stroną techniczną swoich prac. Przekonujemy się o tym już na wstępie, zabierając się za słuchanie oprawy muzycznej do filmu telewizyjnego American Harvest. Fakt, utwory skonstruowane na potrzeby tego obrazu wydają się głęboko osadzone w standardach ówczesnej branży muzyki filmowej, ale największą uwagę skupia sposób aranżowania radosnych utworów o charakterze przygodowym. Bardzo blisko im do warsztatu Jamesa Hornera tworzącego ciepłe i nasycone emocjami ilustracje do kina familijnego. Wzorowanie się Hornerem wybiega dalece poza standardowy pastisz stylistyczny. Również w sposobie gospodarowania tematyką można zauważyć pewne analogie. Motyw jest centralnym punktem, wokół którego nadbudowywana jest cała narracja, ale takowej późno szukać w suitach Younga. Pozbawione swojej kontekstowości tworzą co prawda miły dla ucha, muzyczny pejzaż, ale na dłuższą metę męczący.

Na tym bynajmniej inspiracje Jamesem Hornerem się nie kończą. Pod tym względem największe pole do popisu stworzyły oprawy muzyczne do Last Fight Out oraz Vietman War Stories. Rytmiczna elektronika zestawiona z orkiestrowymi frazami jak żyw przypomni nam fragmenty Gorky Park , Uncommon Valor czy też Commando. Yuong sięga nawet po shakuhachi, a granicę dobrego smaku w kopiowaniu rozwiązań przekracza uciekając się do typowych, hornerowskich zabiegów dysonansowego zestawiania ze sobą dwóch odrębnych melodii. Paradoksalnie, suity te same w sobie nie prezentują się aż tak źle. Pierwsza odznacza się konsekwencją w utrzymywaniu jednolitej architektury rytmicznej przyprawionej solidną porcją egzotycznych, wschodnich brzmień. Druga jest już natomiast bardziej stonowanym tworem, korzystającym z minimalnego instrumentarium i wokaliz. A wszystko to w służbie budowania posępnego, owianego wschodnią mistyką, nastroju.



Nie tylko James Horner brany był na tapetę we wczesnych latach branżowego jestestwa Christophera Younga. Kolejną silna osobowością mająca wpływ na jego twórczość był Jerry Goldsmith, co wyraźnie pokazują fragmenty Invaders From Mars. Może sielankowy prolog i epilog tego nie sugerują, ale cała środkowa część eksplorująca muzyczną akcję jak żyw odnosi się do kultowej, drugiej części Rambo. Świadczy o tym nie tylko specyficzna, marszowa rytmika, ale i sposób nakładania na tę strukturę poszczególnych warstw melodycznych. Instrumenty dęte blaszane i smyczki pracują niczym pod batutą Jerry’ego Goldsmitha, a melodyka ostentacyjnie przepisuje całe frazy tej kultowej ścieżki, skutecznie odbierając chęć do dalszego wertowania treści tego soundtracku.



Na placu boju pozostają zatem trzy najbardziej „youngowskie” prace: Sparkle Road, Minstrels Song oraz Trick or Treat. Tą pierwszą osobiście bardzo lubię i to nie tylko przez wzgląd na typowe dla tego kompozytora zafascynowanie amerykańską stylistyką country. Sparkle Road czaruje przede wszystkim ładnymi tematami, do których nie sposób przypiąć łatki „inspirowanych” czymkolwiek innym. Minstrels Song jest już troszkę bardziej wymagającą suitą, bo zakorzenioną stylistycznie w muzyce barokowej. Ograniczone do niezbędnego minimum instrumentarium dosyć dobrze radzi sobie z przywoływaniem dworskich klimatów, choć w dłuższej perspektywie czasu skutecznie usypia czujność słuchacza. Dosyć szybko stawiany jest on na nogi, a to za sprawą niepokojących, zanurzonych w minorowych nastrojach fragmentów oprawy do Trick or Treat. Elektroniczne tekstury wspierane symboliczną orkiestrą i cała gamą dysonansów skierują naszą uwagę na bardziej znajome rejony warsztatu Younga – mrocznego, zimnego i pozornie chaotycznego opisywania elementów grozy.



Taki oto troszkę schizofreniczny obraz pozostawia po sobie album kompilacyjny Cinema Septet. Jest to w moim odczuciu istny festiwal skrajności, z którego tylko nieliczny odbiorca wyjdzie bez szwanku. Tym bardziej, że jakość niektórych nagrań pozostawia wiele do życzenia. Niestety, tego typu wydawnictwa nie dają wielkiej satysfakcji z odsłuchu, a monstrualny czas trwania poszczególnych suit już na wstępie odcina nas od możliwości szczegółowego wertowania treści poszczególnych prac. Szkoda, bo angażując w proces powstawania tego albumu odrobinę więcej fantazji można było stworzyć całkiem ciekawe słuchowisko. Kompilację zachęcającą, a nie zniechęcającą do wertowania wczesnych etapów twórczości Christophera Younga.

Najnowsze recenzje

Komentarze