Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

U-Boats The Wolfpack

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 24-07-2017 r.

Któż z nas nie lubi oglądać dobrze nakręconych dokumentów? Współcześnie gatunek ten ociera się już wręcz o sztukę, serwując odbiorcy świetnie zrealizowane widowiska, których budżet nierzadko zawstydza pomniejsze hollywoodzkie produkcje. W połowie lat 80. nie było to wcale tak oczywiste. Rzadko która stacja telewizyjna mogła sobie pozwolić na zrobione z wielkim rozmachem rekonstrukcje wielkich bitew – dopracowane do granic możliwości wizualia i świetną, rozpisaną na duży skład orkiestrowy, muzykę. Mimo tego, kilka takich dokumentów mogło się poszczycić niewybrednymi oprawami muzycznymi. A jedną z nich był U-Boats: The Wolfpack. Pytacie jakim cudem w tak niszowym, zrealizowanym za grosze filmie znalazła się tak pompatyczna i rozbudowana partytura? Historia jest nieco skomplikowana…

Kierujący całym przedsięwzięciem Richard Jones, bardzo pragnął, aby jego dokument o niemieckich łodziach podwodnych wzmocniła jakaś solidna, napisana z wielkim rozmachem ilustracja. Niestety budżet mu na to nie pozwalał, więc jedyną sensowną alternatywą była próba pozyskania praw autorskich do zarejestrowanych już nagrań. Ciekawym zbiegiem okoliczności był fakt, że Jones od kilku lat posiadał własną wytwórnię muzyczną zajmującą się wydawaniem niszowych soundtracków. To właśnie pod strzechę Cerberus Records trafiły pierwsze „kwiatki” Chrsitophera Younga: Def-Con 4 oraz The Power. Aczkolwiek uwagę Amerykanina przyciągnęła inna praca, o której mało kto miał wówczas prawo słyszeć. Chodzi o ścieżkę dźwiękową do filmu Wheels of Fire – swoistego rodzaju niskobudżetowej podróbki Mad Maxa. Jak podły i źle zrealizowany był to film, przekonał się ten, kto dotrwał do końca tego 80-minutowego potworka. Ponad fabularny chaos, kiepskie choreografie walk i ociekające seksem sceny, w sposób szczególny wybija się tutaj ilustracja muzyczna Christophera Younga, która na wielu płaszczyznach zawstydzić może niejedną „pełnokrwistą” partyturę stworzoną do hollywoodzkiego blockbustera. Zresztą stojący za Wheels of Fire producenci doskonale zdawali sobie sprawę z talentu Chrisa Younga – szczególnie w kwestii podrabiania warsztatu ówczesnego guru muzycznej akcji – Jerry’ego Goldsmitha. Oprawy muzyczne do Def-Con 4 oraz Invaders From Mars dobitnie o tym świadczyły. Angaż Younga dyktowany był więc takim czysto pragmatycznym podejściem, pozwalającym otrzymać wysokiej jakości produkt przy minimalnym nakładzie środków finansowych. Skoro więc na zapleczu upadającej wytwórni zalegał tak okazały score, grzechem byłoby z niego nie skorzystać. Richard Jones dokonał odpowiednich formalności prawnych, ale na recyklingu i podłożeniu partytury pod U-Boats: The Wolfpack się nie skończyło. Produkowane w późniejszym czasie dokumenty: Secret Weapons of World War II, Luftwaffe: The Air Weapon czy B-17: The Flying Fortress również opatrzone zostały fragmentami ilustracji Christophera Younga. Cóż, jak szaleć to po całości!



Istnym szaleństwem była również decyzja wydania tej muzyki w postaci albumu soundtrackowego. Nie pod szyldem Wheels of Fire tylko dokumentalnego U-Boats! Jones posłużył się rzecz jasna swoją wytwórnią, Cerberus Records, więc gruntowna selekcja wykorzystanych fragmentów sparowana została z nową tytulaturą utworów. Nie mając świadomości odnośnie wspomnianych wyżej działań, można było faktycznie uwierzyć, że 40-minutowy soundtrack, to muzyka z telewizyjnego dokumentu. Tym bardziej, że wybrzmiewające w nim utwory faktycznie dosyć dobrze radziły sobie z opisywaniem realiów II wojny światowej. Wyraźnie zarysowana tematyka osadzona na gruncie rytmicznych perkusjonaliów i patetycznych dęciaków zrobiły swoje. U-Boats okazało się świetnym słuchowiskiem, które wyrastało na jedno z ciekawszych dzieł dorobku Younga zanim jeszcze na jego filmowym horyzoncie pojawiły się takie perełki, jak Hellraiser, czy The Fly II. Szkoda, że odbyło się to wszystko kosztem marki Wheels of Fire,


Miłośnik twórczości Christophera Younga nie powinien narzekać. Pod takim czy innym szyldem, niezwykle cieszy rynkowa obecność pracy Amerykania. Jeszcze bardziej cieszy sprawa reedycji dawno wyprzedanego nakładu Cerberusa. Rynkową lukę postanowiła wypełnić bowiem wytwórnia BSX Records, która od jakiegoś już czasu za punkt honoru wzięła sobie przypominanie dawno zapomnianych prac Younga. Rzeczony materiał opublikowano na limitowanym do tysiąca egzemplarzy krążku, wzbogaconym obszernymi opisami przygotowanymi przez Randalla Larsona. I należy tylko żałować, że przy okazji tego wznowienia nie pokuszono się o gruntowne odrestaurowanie materiału źródłowego. Spore zaszumienie kładzie się cieniem na estetyce wydania, a w dobie dzisiejszych możliwości technicznych z pewnością można było w tym temacie dużo zdziałać.

Techniczne niedoskonałości nie odbierają całej przyjemności słuchania tego krótkiego, ale niezwykle treściwego albumu. Należy jednak zaznaczyć, że odbiorcy nietuzinkowych rozwiązań ilustracyjnych raczej nie ugną się pod ciężarem geniuszu U-Boats. Christopher Young czerpie bowiem pełnymi garściami z dorobku swojego wielkiego idola – Jerry’ego Goldsmitha. Czynił to już wielokrotnie przed angażem do Wheels of Fire, o czym wspominałem między innymi w recenzji Def-Con 4. I tak, jak w oprawie muzycznej do thrillera post-apo, tak i w przypadku omawianej tu pracy głównym punktem odniesienia jest Capricorn One z całym stylistyczno-wykonawczym zapleczem charakteryzującym tę ilustrację. Najwięcej skojarzeń budzi warstwa rytmiczna operująca na tych samych marszowych strukturach, co partytury Goldsmitha. Również w warstwie wykonawczej dosłyszeć się możemy wielu zbieżności. I tak oto perkusjonalia poruszające się po określonych, stale repetowanych frazach, dosyć często punktowane są agresywnymi, „wcinającymi się” akordami fortepianowymi. Wokół warstwy rytmicznej nadbudowywana jest melodyka. Fakt, powiela ona wiele sprawdzonych przez Goldsmitha rozwiązań, ale w moim odczuciu bardziej czerpie z holstowskiej wizji Planet, a dokładnie z fragmentów suity poświęconej Marsowi. Analogia do mitologicznego boga wojny wydaje się tutaj jak najbardziej zasadna.

Niemniej jednak w kwestiach tematycznych nie powinniśmy liczyć na przesadną wylewność. Wszystko oscyluje wokół wspomnianych wyżej inspiracji pracami Goldsmitha i klasyką Holsta. Prym wiedzie wojenny marsz świetnie ilustrujący niemiecką strategię osaczania wroga przez okręty podwodne, tzw. taktykę „wilczego stada”. Niespokojne, dynamiczne frazy często rozciągane są również na inne wątki militarystyczne – niekoniecznie o charakterze bitewnym. Nie brakuje także patetycznej melodii ilustrującej momenty triumfu. W takim też tonie skonstruowany jest koniec albumu soundtrackowego od BSX.



Albumu dosyć krótkiego jeżeli weźmiemy pod uwagę czas trwania, ale jakże miłego w odsłuchu. Wśród prac Christophera Younga tamtego okresu próżno szukać analogicznie oddziałującego na odbiorcę soundtracku. Szkoda tylko (i tu po raz kolejny się powtórzę), że dzieje się to wszystko kosztem całościowego produktu – oprawy muzycznej do Wheels of Fire. Chciałoby się usłyszeć kompletny, odrestaurowany materiał jaki powstał do tego niszowego filmu, ale w obecnej sytuacji prawnej wydaje się to niemożliwe. Pozostaje więc delektować się tym półproduktem, mając w pamięci, że świetnie poradził sobie z ilustracją dwóch zupełnie różnych obrazów. Polecam!

Najnowsze recenzje

Komentarze