Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Taro Iwashiro

Nihon Chinbotsu (Sinking of Japan)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-12-2017 r.

Kraj Kwitnącej Wiśni na przestrzeni dekad próbowały już zniszczyć wielkie jaszczurki, warany, kosmici itp. W przypadku powieści Sakyō Komatsu Zagłada Japonii (niegdyś dostępnej również z polskim tłumaczeniem) apokalipsa nadciąga jednak od innej strony. Otóż Japonię nawiedza trzęsienie ziemi, które powoduje stopniowe zapadanie się archipelagu pod wody Oceanu Spokojnego. Jedynym ratunkiem okazuje się zakrojona na szeroką skalę ewakuacja. Ów książka została po raz pierwszy zaadaptowana na potrzeby kina w 1974 roku przez Shiro Moritaniego. 30 lat później jeszcze raz podjęto próbę przeniesienia na duży ekran dzieła Komatsu. Tym razem za kamerą stanął japoński spec od efektów specjalnych, Shinji Higuchi, który do skomponowania ścieżki dźwiękowej zaprosił Taro Iwashiro. W niniejszym tekście przyjrzymy się oficjalnemu soundtrackowi wytwórni Victor Enterteinment.

Jak na produkcję o apokalipsie, jest to zaskakująca spokojna, czy wręcz kojąca, partytura. Od razu można napisać, że soundtracki z hollywoodzkich filmów katastroficznych, które przyjmują zazwyczaj formę swoistych akcyjniaków, mają się nijak do tego, co przygotował Iwashiro. Jego ścieżka dźwiękowa jest bardzo stonowana, głównie liryczna, tylko sporadycznie próbująca sił w bardziej ożywczych dla odbiorcy stylizacjach. Instrumentarium jest zresztą dość typowe dla ścieżek dramatycznych (wiodąca rola smyczków). Jako pewien dodatek do orkiestracji pojawia się saksofon, który nieco urozmaica bardzo tradycyjną w środkach muzykę Iwashiro.

Nawet temat główny to nic innego, jak klasycznie liryczna melodia. Nie jest ona obdarzona szczególnym ładunkiem emocjonalnym, ale jako że pojawia się na albumie wielokrotnie, to też przy którymś wejściu potrafi zaskarbić sobie uwagę słuchaczy. Poza tym Iwashiro skomponował kilka motywów pobocznych, również tradycyjnych w brzmieniu, czasem nieco bardziej podniosłych i pompatycznych (np. The Gravestone’s Return). Widać tutaj inspiracje zachodnimi wzorcami ilustracyjnymi. Nie są to jednak raczej motywy zapadające na długo w pamięć po odsłuchu, czasem też wydają się dość płaskie. Nierzadko brakuje im też odpowiedniego zaakcentowania, przez co czasem mijają bez większego zaangażowania ze strony słuchacza.

Takiej konwencji trudno się jednak dziwić. Sam film, jak na kino katastroficzne, nie zawiera zbyt wiele akcji, albowiem Higuchi skupia się przede wszystkim na przedstawianiu widzowi poszczególnych postaci, ich rozterek i relacji (można to poniekąd postrzegać za pewien minus, ponieważ w wyniku takiego ukierunkowania fabuły seans dość mocno się dłuży). I tak też Iwashiro, ze swoją liryczną ścieżką dźwiękową, również stawia nacisk na płaszczyznę dramatyczną. A ma ku temu sporo okazji. Tym bardziej, że jego muzyka bywa niekiedy stosunkowo głośno podłożona.

Jedynym fragmentem, podczas którego Iwashiro udaje się wymknąć z dramatycznych klamer, jest utwór Record Of A Certain Living Thing. Jest to z pewnością najbardziej wyróżniająca się na płycie kompozycja, głównie dlatego, że Japończyk porzuca w niej orkiestrowe środki wyrazu na rzecz nieco bardziej wyszukanych pomysłów. Iwashiro łączy tutaj elektroniczny beat, perkusję, syntezatory i smyczki z przyjemną melodią saksofonu, tworząc tym samym bardzo relaksującą mieszankę. Stylistycznie nawiązuje ona do lat 90., a także do innych prac Iwashiro, zwłaszcza do jego cenionej muzyki z serialu The Inanimate World.

Plusem recenzowanego materiału jest z pewnością to, że utwory praktycznie nie są w ogóle ilustracyjne, przez co soundtrack nabiera w zasadzie cech albumu koncepcyjnego (co jest zresztą dość częstym zjawiskiem w przypadku dyskografii Iwashiro). I tak też płyta gwarantuje w miarę bezproblemowy odsłuch, choć gdzieniegdzie wkrada się odrobinę nudy, wynikającej głównie ze spokojnego tempa i częstej repetycji materiału tematycznego. Inna sprawa, że jeśli ktoś lubuje się w tego typu partyturach, to jest to pozycja, która powinna mu zagwarantować odrobinę muzycznych przyjemności.

Sinking of Japan Taro Iwashiro nie jest więc na pewno złą muzyką. Soundtracku, dzięki znikomej ilustracyjności, słucha się całkiem przyzwoicie, a tradycyjne brzmienie potrafi, przynajmniej w pewnej mierze, zaabsorbować emocje słuchacza. Na dłuższą metę jest to jednak score niezbyt pamiętny. Dobrze jest go w tym momencie zestawić z ponad 30 lat starszą ścieżką dźwiękową Masaru Sato z pierwszej adaptacji powieści Komatsu. Owa partytura miała swoje łatwe do wypunktowania problemy: sporo przyciężkawego underscore’u i kilka zbędnych utworów. Jednocześnie w muzyce Sato słychać więcej finezji i kompozytorskiej kreatywności. Natomiast praca Iwashiro, choć przystępna dla statystycznego odbiorcy, wydaje się trochę zbyt rzemieślnicza, jakby napisana od linijki. I tak też recenzowany soundtrack może śmiało posłużyć na zapełnienie wolnej godzinki, ale wielokrotne odsłuchy raczej nie będą miały miejsca w jego przypadku.

Inne recenzje z serii:

  • Nihon Chinbotsu (1973)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze