Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Damnation Alley (Aleja potępionych)

(2017)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 28-01-2018 r.

Los bywa przewrotny i dosyć często przekonują się o tym zarówno filmowcy, jak finansujący ich projekty producenci. Każdego roku słyszy się o spektakularnych klapach lub niespodziewanych sukcesach niepozornych obrazów. Moją uwagę jakiś czas temu skupiła historia związana z produkcją wysokobudżetowego thrillera s-f, Aleja potępionych (Damnation Alley). Planowany budżet w wysokości 8 mln $ musiał zostać podwojony, a wszystko przez problemy w realizacji efektów specjalnych. Scenariusz również pozostawiał wiele do życzenia. Oparty na powieści Rogera Zelaznego, koncentrował się bowiem na grupce bohaterów, którzy kilka lat po nuklearnym holokauście wyruszają w poszukiwanie śladów cywilizacji. Ich podróż wypełniona jest różnego rodzaju absurdalnymi wydarzeniami z napotkaną po drodze mutującą fauną. I właśnie te ujęcia przysporzyły filmowcom nie lada problemów, przesuwając premierę o niemal 10 miesięcy. W międzyczasie studio Foxa wypuściło bardzo eksperymentalny projekt, w którego sukces nikt nie wierzył. Był to film Gwiezdne Wojny w reżyserii George’a Lucasa. W panice przed porażką Alei, producenci podjęli brzemienne w skutkach decyzje o gruntownym przemontowaniu obrazu. Skoncentrowano się na motywie podróży, dodając wiele nowych scen z dobrze prezentującym się na ekranie, opancerzonym pojazdem,„Landmaster”. Mimo tych wszystkich starań, ostatecznie Aleja potępionych utonęła w morzu krytyki i bardzo nikłego zainteresowania widowni. Projekt, który w założeniach miał być głównym blockbusterem roku 1977, okazał się finansową i artystyczną klapą.

Zanim do tego doszło, producentom udało się pozyskać do stworzenia oryginalnej ścieżki dźwiękowej dobrze prosperującego wówczas kompozytora, Jerry’ego Goldsmitha. Choć otrzymany za Omena Oscar wyniósł go do panteonu najbardziej rozchwytywanych ludzi w branży, a realizacja Alei potępionych ewidentnie szła w złym kierunku, nie śmiał odmówić decydentom Foxa. Biorąc na warsztat półtoragodzinne widowisko, napisał na jego potrzeby niespełna 30-minutową partyturę, która perfekcyjnie łączyła ze sobą organiczne brzmienie orkiestry z modnymi wówczas elementami elektronicznymi. Prowadzone od kilku lat eksperymenty dały mu sposobność do opracowania wielu ciekawych rozwiązań rzutujących na estetykę i dynamikę tworzonych ilustracji. I nie da się tego nie odnotować oglądając film Jacka Smighta.

Nie od razu częstowani jesteśmy orkiestrowo-elektroniczną mieszanką akcji. Początek Alei potępionych daje nam co prawda tematyczny przedsmak, ale pod względem konstrukcyjnym zdradza duże przywiązanie do tradycji. Nie dziwne, bowiem militarystyczne procedury, jakimi jesteśmy świadkami nie dają sposobności do zbyt obfitego wypełniania muzycznej przestrzeni. Wiodąca trąbka nadbudowywana jest smyczkowymi i perkusyjnymi aranżami. Dopiero pierwsze ujęcia opustoszałego wskutek nuklearnej wojny świata, pozwalają przerzucić część ciężaru ilustracyjnego na syntetyczne formy wyrazu. Dawkowane dosyć skąpo na samym początku służą głównie do budowania specyficznego, ponurego klimatu. Dopiero gdy „uaktywnia” się wątek podróży, elektronika bardziej zyskuje na znaczeniu. Staje się tworem napędzającym dynamiczną akcję, ale i całkiem dobrym przewodnikiem po cudach i dziwach post-nuklearnego świata. Nie ma tutaj aż tak daleko idącej odwagi i eksperymentatorstwa, jak w przypadku Ucieczki Logana, ale i żaden z elementów faktury muzycznej nie jest faworyzowany. Partytura Goldsmitha charakteryzuje się idealną harmonią w zakresie wykorzystanych środków. Także doskonałą precyzją w czytaniu emocji i nastrojów przemawiających przez obraz Smighta. Właśnie nastrój w jakim zanurzona jest ta praca rzutuje na jej ponadprzeciętnej funkcjonalności. Czy takie same wrażenia pozostawia ona w oderwaniu od swojego wizualnego kontekstu?

Z dokładną odpowiedzią na to pytanie musieliśmy czekać okrągłe 40 lat. Poza okazjonalnie prezentowanymi fragmentami, ścieżka dźwiękowa do Alei potępionych nie była bowiem nigdy wydana w kompletnej formie. Nie przez opieszałość decydentów studia, co przez problemy w skompletowaniu materiału muzycznego. W przepastnych archiwach Foxa odnaleziono tylko pokryte grubą warstwą kurzu sesje orkiestrowe, natomiast po uzupełniających treść, elektronicznych warstwach, ślad jakby zaginął. Douglass Fake z Intrada Records, który już od dawna ostrzył sobie zęby na tę ścieżkę dźwiękową, nawiązał więc kontakt ze znanym w branży orkiestratorem, Leighem Phillipsem, i wspólnie podjęli decyzję o rekonstrukcji brakujących elementów. Nie było łatwo, bo jedynym punktem odniesienia był film z dźwiękiem zmiksowanym w stereo. Pomocne okazały się również informacje o sprzęcie wykorzystywanym w tym czasie przez Goldsmitha. Ale nawet ta wiedza otwierała przestrzeń do milionów kombinacji, które można było wyczytać tylko i wyłącznie z filmowej treści. Ostatecznie udało się uzyskać pożądany efekt, choć wielu pedantów na pewno zwróci uwagę na drobne różnice w barwie obu nagrań. W kategoriach czysto estetycznych nie ma to większego znaczenia, bo wydany przez Intradę album soundtrackowy broni się atrakcyjną treścią.

Przez półgodzinne słuchowisko przeprawiamy się dosyć szybko. Nie jest to zasługą prostoty melodycznej zgromadzonych na nim utworów, ale konstrukcji pozwalającej stopniowo wchodzić w ten postapokaliptyczny świat. OrkiestroweMain Title daje nam tematyczny przedsmak. Z każdą minutą potęgowany jest niepokój, którego pierwszą kulminację otrzymujemy w dynamicznym fragmencie akcji Valley Of Death z charakterystycznymi rytmizacjami. O wiele więcej będzie się ich pojawiać w kontekście podróży grupki bohaterów przez opustoszałe, amerykańskie ziemie. Do najciekawszych wynurzeń w tym zakresie zaliczam The Voyage Begins, choć w kontekście wielu sekwencji akcji tracą one na swojej wyrazistości. Miejscami w strukturę muzycznej akcji wdziera się odrobina pozornego chaosu, jak w przypadku Don’t Bug Me, mającego swoją kakofoniczną konstrukcją odciągać uwagę widza od kiepskich efektów specjalnych. Dalsza część partytury serwuje nam sporą porcję dramaturgii związanej z trudnym położeniem, w jakim znajdują się podróżnicy. Dosyć szybko rewidowany jest przez porcję fragmentów akcji w The Wrong Order oraz A Storm Brewing. Finał słuchowiska zanurza nas w zmieniającej nastrój, ciepłej liryce.

Po krótkim fragmencie z napisów końcowych bynajmniej nie pozostajemy z niczym. W ramach bonusu wydawcy zamieścili alternatywne wykonania dwóch utworów. Bardziej aniżeli kwestie aranżacyjne orkeistry, uwagę koncentruje brak elektroniki. Daje to przeświadczenie o wielkiej roli, jaką w pracach Goldsmitha odgrywają synstetyczne elementy. Bez nich muzyka Amerykanina traci swoją siłę wyrazu.

A trzeba przyznać, że ścieżka dźwiękowa do Alei potępionych takową posiada, ale w określonym kontekście i przy odpowiedniej grupie docelowej. Nie łudzę się, że fanaberia wydawnicza Fakesa będzie łakomym kąskiem dla statystycznego miłośnika muzyki filmowej. W bogatej filmografii Jerry’ego Goldsmitha funkcjonuje bowiem wiele ciekawszych i bardziej prestiżowych prac, na które nie trzeba wydawać kroci. Niemniej cieszy rynkowa obecność tej kompozycji. Daje nadzieje, że w przypadku komercyjnego sukcesu Alei potępionych, wiele innych nadgryzionych przez ząb czasu partytur również odzyska swój dawny blask.


Najnowsze recenzje

Komentarze