Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ryuichi Sakamoto

High Heels (Wysokie obcasy)

(1991)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 21-02-2018 r.

Zanim Pedro Almodovar nawiązał stałą współpracę z kompozytorem Alberto Iglesiasem, miał on sposobność pracować z dwoma wybitnymi autorami muzyki filmowej, Ennio Morricone i Ryuichim Sakamoto. Włoch napisał partyturę do Zwiąż mnie! z 1990 roku, natomiast Japończyk zilustrował rok młodsze Wysokie obcasy. Co ciekawe jednak, żaden z tej dwójki znakomitych artystów nie usatysfakcjonował w pełni hiszpańskiego reżysera, co poskutkowało mocnym poszatkowaniem, a także w znacznej mierze odrzuceniem, oryginalnych ścieżek dźwiękowych. O muzyce Morricone pisałem w odpowiednim tekście, natomiast w niniejszej recenzji przyjrzymy się temu, co zaproponował Almodovarowi Sakamoto.

Sakamoto był związany z filmem już na wczesnym etapie produkcji. Pewnego razu przybył nawet do Madrytu, do samego Almodovara. Jak wspomina Japończyk, podczas tego pobytu udali się do miejsc równie dekadenckich, jak te z obrazów hiszpańskiego reżysera. Był on nawet zdumiony libertyńskimi i niekończącymi się tamże libacjami. Jednak cała wizyta w największym mieście półwyspu Iberyjskiego nie przełożyła się na powstanie ścieżki dźwiękowej, która zadowoliła Almodovara. Hiszpan uznał, że muzyka Sakamoto jest dla niego za mało… hiszpańska. I tak też spora część oryginalnej ilustracji wylądowała na śmietniku, a twórca Volver zdecydował się wspomóc starszymi kompozycjami. Aby wyrobić sobie opinię o tej partyturze, musimy sięgnąć po soundtrack wydany nakładem wytwórni Antilles.

Trzonem fabularnym Wysokich obcasów są relacje pomiędzy słynną piosenkarką, Becky del Páramo, a jej córką, z którą przez lata nie utrzymywała żadnego kontaktu. Ten wątek jest także sercem partytury Sakamoto. To właśnie do niego odnosi się urodziwy, przesycony nostalgią temat przewodni. Wiodącą rolę odgrywają tutaj gęste, pełne tragizmu smyczki. Pomimo niekwestionowanej urody linii melodycznej, nigdy nie zaliczałem tego tematu do najlepszych w dorobku Sakamoto, być może ze względu na jego dość staromodny charakter. Motyw przewija się przez recenzowany score od czasu do czasu, niekiedy będąc podanym w dość zawoalowanej formie, innym razem w aż nazbyt oczywistych ilustracyjnie wariacjach, np. na solową gitarę (scena, w której widzimy gitarę Becky). Najciekawiej wypada zwłaszcza w tytułowym utworze, gdzie Sakamoto, przez charakterystyczną figurę fortepianu, próbuje nawiązywać do hiszpańskich tańców ludowych (warto nadmienić, że z flamenco eksperymentował wcześniej chociażby na swojej kilka lat wcześniejszej płycie studyjnej Beauty). Patrząc na długość kompozycji można domniemywać, że najpewniej była ona przeznaczona na napisy początkowe filmu Almodovara. Ostatecznie jednak tam się nie znalazła, a jej miejsce zajął, nomen omen również inspirowany flamenco, kawałek Solea, z trąbką legendarnego Milesa Davisa.

Nie licząc wejść tematu głównego, jego wariacji oraz drobniejszej liryki, na płycie znalazło się też kilka innych brzmieniowo utworów Sakamoto. Czy Wysokie obcasy faktycznie potrzebowały muzyki silnie zakorzenionej w hiszpańskiej kolorystyce, to jedna sprawa, niemniej Almodavar miał rację co do tego, że takowych barw muzyka Japończyka generalnie nie oferowała. Można nawet powiedzieć, że niekiedy score ten stara się być jak najbardziej daleki od komponenty etnicznej. Świadczy o tym chociażby Trauma, utwór wprost dark-ambientowy, oparty na zimnych teksturach syntezatorów. Jeszcze innym elementem dokładającym cegiełkę do takiego, a nie innego wizerunku tej pracy, są dwa utwory El Cucu (co oznacza z hiszpańskiego „kukułka”). Kompozycje te powstały być może jako impresje po wspomnianych wyżej wizytach w rozmaitych, madryckich klubach. Japończyk sięga tutaj bardziej do muzyki rozrywkowej, nie pozbawiając się przy tym eksperymentatorskich ciągotek. Elektronika, saksofon, trip-hopowy beat – śmiem nawet powiedzieć, że równie dobrze mogłyby pochodzić z którejś studyjnej płyty Japończyka. I tak też są to niewątpliwie klimatyczne i ciekawe eksperymenty, skutecznie urozmaicające zawarty na krążku materiał, ale doprawdy ciężko mi sobie wyobrazić, w której scenie miałyby się odnaleźć. Nie dziwi zatem ich brak podczas filmowego seansu.

Muzyka źródłowa, po którą w filmie ochoczo sięga Almodavar, na albumie znalazła się tylko pod postacią dwóch piosenek, silnie związanych z postacią Becky. Dodają one sporo eklektyzmu tej i tak dość różnorodnej muzyce, no i oczywiście wnoszą, najwyraźniej z całego materiału, hiszpański koloryt do albumu. Reszty utworów nieoryginalnych, ze względu na ich ilość, nie będę tutaj przytaczał, choć warto zauważyć, że w dwóch scenach, zamiast ilustracji Japończyka, pojawia się muzyka George’a Fentona z jego ścieżki dźwiękowej z filmu Niebezpieczne związki Stephena Frearsa. Jest to o tyle zastanawiające, że również i w niej nie odnajdziemy ani grama iberyjskich naleciałości. Można by zatem posądzać Almodovara o brak konsekwencji, niemniej są to fragmenty na tyle mało znaczące, że nie ma o co kruszyć kopii.

Sakamoto przyznał, że żałuje tego, co stworzył dla Almodovara, i teraz podszedłby do tego projektu zupełnie inaczej (choć być może do samej muzyki nie ma aż takiego negatywnego stosunku, skoro jeszcze tego samego roku umieścił temat główny w fortepianowej aranżacji na swoim studyjnym albumie Heartbeat, a kilka lat później na kompilacji 1996, w jeszcze innej wersji). Czy jednak dla miłośników filmówki nie znających obrazu, lub też tych wszystkich zawirowań związanych z niespełnionymi oczekiwaniami hiszpańskiego reżysera, ma to aż tak niebagatelne znaczenie? Wszak soundtrack jawi się jako całkiem strawna, interesująca pozycja. Jest tutaj silny, wyrazisty temat przewodni, różnorodność brzmieniowa, a całość zamyka się w przystępnych niespełna trzech kwadransach. Koniec końców nie jest to więc pozycja odpychająca, czy też zniechęcająca. Wprost przeciwnie – przy odpowiednim nastawieniu może sprawić odbiorcy trochę przyjemności, nawet jeśli nie jest to praca na miarę największych dzieł Japończyka.

Najnowsze recenzje

Komentarze