Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Techno Police 21C

(1982)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 01-08-2018 r.

Techno Police 21C, pełnometrażowe anime Masashiego Matsumuto, to na pierwszy rzut oka klasyczny reprezentant gatunku mecha. Akcja toczy się w przyszłości, mamy futurystyczne miasto, nowinki technologiczne, a jednymi z głównych bohaterów są roboty. Adresatami dzieła Matsumuto powinni być jednak nieco starsi widzowie, co poniekąd odróżnia go od powstających w owym czasie jak grzyby po deszczu filmach i serialach tego typu. Zresztą samo Techno Police 21C pierwotnie miało być właśnie telewizyjnym serialem, lecz z racji ograniczonych środków finansowych ostatecznie zdecydowano się na 80-minutowe widowisko przeznaczone na duży ekran. Niestety cięcia budżetowe są dość widoczne, a sam film, pomimo starań twórców, okazał się klapą.

Najpewniej to właśnie porażka komercyjna Techno Police 21C jest przyczyną tego, że film ten niemal zupełnie zaginął w dyskografii Joe Hisaishiego, który miał sposobność, będąc jeszcze u progu wielkiej sławy, napisać ścieżkę dźwiękową. Jest to jeden z kilku tytułów w dyskografii Japończyka z gatunku mecha, aczkolwiek jedyny pełnometrażowy. To także jego drugi film pełnometrażowy w dorobku, po Wizard of Oz, a także najstarszy, z którego ukazał się oficjalny soundtrack.

Japończyk poszedł w stronę konwencji synth-jazzowo-rockowej, jakże popularnej w ówczesnych filmach i serialach anime. W elektronice, której obecność – patrząc przez pryzmat roku powstania omawianej ścieżki dźwiękowej – wydaje się czymś naturalnym, słychać inspiracje twórczością zespołu Yellow Magic Orchestra, a także, a może i zwłaszcza, kultowego Tangerine Dream. Elementy jazzowe i funky wydają się natomiast zakorzenione zwłaszcza w pracach Yuji Ohno, który zasłynął jako twórca opraw muzycznych do rozmaitych produkcji o Lupinie III. Wspomniany komponent rockowy jest tu najmniej znaczący, choć niejednokrotnie dadzą sobie o znać gitary elektryczne. Do tego dochodzą jeszcze poboczne utwory, gdzie usłyszymy np. swego rodzaju muzykę country (jedna z pierwszych scen filmu toczy się na rubieżach Stanów Zjednoczonych), a także eteryczne i zmysłowe wokale kobiece rodem z europejskich filmów z lat 70. Z tych gatunków Hisaishiemu udało się sklecić doprawdy fajny i różnorodny score, i tym razem bogaty w tematy. Techno Police 21C jest więc pierwszą pracą, w której dają o sobie znać dwie najważniejsze cechy twórczości Japończyka – eklektyzm i zmysł melodyczny.

Już pierwszy utwór, po krótkiej fanfarze, przenosi nas w funky-bigbandowe brzmienia, bardzo żywiołowe, wręcz skoczne, z szalonymi partiami saksofonu, wejściami dętych blaszanych, żwawą warstwą perkusyjną, a także domieszką elektroniki i gitar elektrycznych. W tej stylistyce osadzony jest także utwór tytułowy, będący swoistą fanfarą dla protagonistów. Można powiedzieć, że trąci on już nieco myszką, że jest z lekka kiczowaty, ale ileż w nim energii, optymizmu i przebojowości! Sekcja dęta, wspomagana przez syntezatory i smyczki (być może samplowane), prowadzi chwytliwy temat w dosłownie porywający sposób. Mała perełka tego albumu, ale, co ważne, wcale nie jego highlight.

Na taki tytuł zasługuje z pewnością Temtzin, jedna z najbardziej energetycznych kompozycji Hisaishiego, które napisał w latach 80., będąca w zasadzie trzyczęściową suitą. Od pierwszych chwil Japończyk rzuca nas w wir synth-rockowych brzmień, których nie powstydziłaby się z pewnością rzeczona wcześniej grupa Edgara Froese. Po chwili ustępują one jednak zmysłowemu i urokliwemu, niemalże westernowemu tematowi na solową trąbkę, po którym następuje powrót do jeszcze bardziej żywiołowych fuzji syntezatorów i gitar elektrycznych oraz zawrotnych smyczków. Ileż tu się dzieje! Szkoda, że to tak mało znany utwór, z pewnością zasługuje na większy rozgłos. Wspomniany motyw trąbki buduje także końcową piosenkę Furimukeba Rhapsody, jak w wielu ówczesnych anime śpiewaną charyzmatycznym, męskim głosem.

W Techno Police 21C możemy znaleźć także utwory, z których pomysły zostaną, w mniejszym lub większym stopniu, wykorzystane w późniejszych pracach Hisaishiego. I nie mówię tu o synth-jazz-rockowej stylistyce, którą Hisaishi często stosował na początku kariery, ale o konkretnych przykładach. Takowym będzie np. Ai no Theme, osadzone w typowej dla Japończyka (zwłaszcza dla jego prac z lat 80.) liryce i melodyce, z fortepianem, smyczkami, syntezatorami i eteryczną melodią (której niektóre frazy przypominają temat z powstałego dwa lata później anime Świat talizmanu). Na moment możemy się zatrzymać też przy Centinel City, muzycznej ilustracji miasta, w którym toczy się akcja anime Matsumoto. Hisaishi i tutaj sięga po elektronikę, która sprawnie oddaje futurystyczną metropolię, a także po wpisujące się w konwencję całego score’u saksofon i i gitary elektryczne. Co ciekawe, podobne brzmienie syntezatorów, a także melodię, japoński maestro zastosował w utworze Io City z kilka lat młodszego image albumu z anime Venus Wars, który, jak sama nazwa zresztą wskazuje, miał zapewne opisywać jedno z miast z owego filmu. Ponadto pewne zamysły muzyczne ze świetnego Temtzin możemy usłyszeć w serialu Futari Daka z 1984 roku.

Czasami może jednak doskwierać brak tematycznego spoiwa, a druga część Scratch and Crime trochę mierzi ze względu na dość irytujący i mocno przestarzały dźwięk syntezatora. Co pewnie nie dziwi, pewny archaizm jest zresztą odczuwalny na przestrzeni całej partytury. Ponadto sporo ambiwalentnych odczuć przynosi filmowy seans. Po pierwsze, usłyszymy w obrazie niemało muzyki, której nie uświadczymy na opisywanym albumie. I nie mam tu na myśli tylko jakiegoś nudnego underscore’u (tak na marginesie, jego echa odnajdziemy później w Genesis Climber Mospeada), którego i tak by pewnie mało kto chciałby słuchać poza ruchomymi kadrami, ale np. synth-jazzową muzykę z napisów początkowych lub efektowny podkład z kilku scen akcji. Z kolei utwory z soundtracku pojawiają się w obrazie tylko fragmentarycznie lub w nieco zmienionych aranżacjach. Być może są to skutki post-produkcyjnych przeróbek materiału serialowego na pełnometrażową produkcję. Jakkolwiek wiele sekwencji, nawet jeśli bywają one ilustrowane dość łopatologicznie i chaotycznie, wybija się właśnie wyrazistą muzyką Japończyka.

Techno Police 21C to praca pozostająca w cieniu późniejszych partytur Joe Hisaishiego z innych anime. Jest ona jednak napisana z iście młodzieńczą werwą i energią. Gdzieniegdzie kiczowata, gdzieniegdzie przebojowa i czadowa, ale przy odpowiednim nastawieniu z pewnością dostarczająca słuchaczowi sporu funu. Myślę, że to najciekawszy score Joe Hisaishiego z okresu poprzedzającego nawiązanie współpracy z Hayao Miyazakim. No i Temtzin to jedna z zapomnianych perełek japońskiego mistrza.

Najnowsze recenzje

Komentarze