Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Lorne Balfe

12 Strong (Dwunastu odważnych)

(2018)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 03-08-2018 r.

Wbrew temu co można byłoby sądzić filmy Geostorm i 12 Strong mają ze sobą wiele wspólnego. I nie chodzi bynajmniej o wynik kasowy i opinie krytyków. Oba obrazy nawiązują do pewnych epok w kinie, które już minęły i starają się je wskrzesić ze średnim rezultatem. Geostorm starało się wskrzesić ogromne kino katastroficzne jakie kręcił niegdyś Roland Emmerich, czy też Michael Bay ze swoim Armageddonem. 12 Strong to już kino wojenne będące w rozkroku, między latami 80tymi Missing in Action, Delta Force 2, Rambo 3, a ambitniejszymi produkcjami z przełomu Millenium, jak Black Hawk Down. Oba filmy posiadają też oprawy dźwiękowe, które starają się nawiązywać do innych soundtracków z przeszłości i za oba odpowiada Lorne Balfe. I jeżeli przy Geostorm starał się stworzyć score a la Amrageddon Trevora Rabina, tak w przypadku 12 Strong na warsztat poszedł Black Hawk Down i w ogóle twórczość Hansa Zimmera i jego studia z ostatnich lat. Niestety podobnie jak przy Geostorm i tutaj efekt końcowy nie zachwyca, a nawet gorzej potrafi męczyć i razić brakiem jakiejkolwiek oryginalności.

12 Strong (polski tytuł Dwunastu odważnych), oparte jest na fakt i opowiada historię amerykańskiego oddziału, który zaraz po zamachach z 11 września 2001, zostaje wysłany do Afganistanu aby tam walczyć z Talibami i ich sojusznikami z Al-Kaidy. Warto zaznaczyć, że producentem jest Jerry Bruckheimer. A więc wiadomo porównania z Black Hawk Down od razu się pojawiają, ale też ze względów muzycznych. Amerykański producent jeżeli chodzi o oprawy dźwiękowe upodobał sobie do swoich filmów brzmienie Hans Zimmera i jego kompanów, wtedy z grupy Media Ventures, a teraz z Remote Control Productions. Dlatego też zaangażowanie Lorne Balfe, niegdyś asystenta słynnego Niemca nie powinno za bardzo dziwić, zważywszy jakiej muzyki oczekuje Bruckheimer. Co więcej szkocki kompozytor nie tak dawno skomponował muzykę do 12 Hours: The Secret Soldiers of Benghazi Michaela Baya, innego filmu wojennego z elementami islamskiego terroryzmu. Mając w pamięci właśnie tę ścieżkę, która też była wyłącznie solidną robotą, której daleko do Black Hawk Down można być wręcz przerażony poziomem jaki Balfe zaprezentował przy 12 Strong.

Od kiedy Lorne Balfe wyrwał się ze skrzydeł Hansa Zimmera nie można powiedzieć, że próżnuje biorąc nieraz po dziesięć czy więcej projektów na rok. Na przestrzeni ostatnich 3 lat skomponował muzykę do prawie 50 projektów (!) od filmów, telewizji, po gry wideo. Niestety Szkot zdaje się być typowym przykładem, że ilość nie idzie w jakość i z tej ogromnej liczby, można wybrać tylko kilka ciekawych soundtracków. Do tych ciekawszych z pewnością nie można zaliczyć 12 Strong, a wręcz przeciwnie można go wybrać jako negatywny przykład takiego taśmowego tworzenia muzyki filmowej, jeżeli i o „tworzeniu” może być mowa. Sam nie jestem kompozytorem i nie chcę tutaj twierdzić, że Szkot w ogóle nie napracował się przy tej muzyce. Ale słuchając jej i widząc jak się sprawuje w obrazie, to naprawdę ciężko mi pisać o „komponowaniu muzyki”. Znowu nie wiem jak wyglądał proces twórczy, ale po tym co słyszymy, to można dojść do wniosku, że Balfe poskładał ten soundtrack z baz sampli innych członków grupy Hansa Zimmera, RCP…

Jeżeli nagle pojawi się u Was pewne deja vu, że już gdzieś czytaliście podobny tekst, to nie będziecie w błędzie. Dokładnie powyższy akapit skopiowałem z mojej recenzji Hurricane Heist, innego soundtracku od Lorne Balfe, który lepiej zapomnieć. Przede wszystkim obie ścieżki jawią się jako słabej jakości „składaki” z wielu praca Zimmera i jego podwładnych. I jeżeli Szkot tworzy je podbierając z innych dokonań, to dlaczego ja miałbym pisać coś nowego, skoro mogę wykorzystać fragmenty z moich poprzednich recenzji? Przy czym na razie i tak wykorzystuje moje własne teksty, ale może powinienem też podebrać coś od moich redakcyjnych kolegów?

Dlatego też jedyną przyjemność jaką można czerpać z trwającego ponad 70 minut albumu, to bawienie sie w „Skąd ja to znam?”. Czyli wyszukiwanie wszelakich możliwych muzycznych zapożyczeń, jakie znalazły się w tej ścieżce. I nie, nie jest to wyłącznie nieudolna kopia Black Hawk Down, gdyż znajdziemy tu równie nieudolne nawiązania do The Dark Knight, ze szczególnym uwzględnieniem motywu Jokeru ze słynnego kawałka Why So Serious?. Inception ze znanym i swego czasu aż nadto używanym motywem na dęciaki, też tutaj usłyszymy, jak i pewne odniesienia do Dunkirk jako, że chcemy być na czasie z najnowszymi ścieżkami dźwiękowymi. A jako, że mamy do czynienia z kinem wojennym to i odniesienia do Journey to the Line, ze słynnego i wybitnego The Thin Red Line, tez się musiały znaleźć. Chłodne, wyprawne z emocji podejście do tego motywu, jest właściwie kompletnym zaprzeczeniem, tego co kiedyś Hans Zimmer skomponował i chciał przekazać.

W ogóle wykonanie tej ścieżki dźwiękowej jest jej kolejnej problemem. Choć nagrywana ona była przy wykorzystaniu orkiestry symfonicznej w Bratysławie, to jednak wcale nie słychać, aby wykorzystane były jakieś prawdziwe instrumenty. Głównie za sprawą miksu z elektroniką przez co cały score jawi się jako jedna wielka mieszanka elektronicznej perkusji, mechanicznych dźwięków z okazjonalnymi fragmentami czegoś na miarę melodii, gdzie czasami przewinął się jeszcze jakieś schematyczne bliskowschodnie brzmienie. Tak abyśmy nie zapomnieli, że akcja dzieje się w Afganistanie. Dlatego też nie tylko zapożyczenia, ale ich wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Na wstępie napisałem, że obraz stoi trochę w rozkroku między heroicznym kinem wojennych lat 80tych, a bardziej realistycznym podejściem z przełomu wieku. I muzycznie Lorne Balfe wpadł trochę w tę pułapkę niezdecydowania gatunkowego. Czy ma to być wojenne ścieżka dźwiękowa ukazująca heroizm bohaterów? Czy też idziemy w chłód, bród, ofiary i realizm wojny? W tytułowym utworze 12 Strong, czy szczególnie w kawałku Rescue Balfe chce przemycić jakiś melodyjne fragmenty, coś na miarę motywu przewodniego. Owe Rescue, z końcówki albumu, podchodzi juz pod znany ze studia MV/RCP patetyczny anthem. Można napisać, że jest on napuszony i pusty w środku, ale przynajmniej stara się budzić jakieś emocje. W obrazie mamy grupę żołnierzy ruszających na koniach w bój. Można mówić o patosie, czy wręcz kiczu, ale szkoda, że w muzyce go nie usłyszymy. I tak na poważnie uważam, że kiczowata, napuszona ścieżka dźwiękowa lepiej by wypadła. Soundtracki do The Rock, czy Armageddon, czy pierwszych Transformers trudno nazwać ambitnymi i posiadają sporo napompowanego patosu, ale gwarantują przez to też rozrywkę i pasują idealnie do stworzonych obrazów. W przypadku ścieżki do 12 Strong można byłoby wybaczyć te wszystkie zapożyczenia, rażący brak oryginalności, nawet samo wykonanie, gdyby nie była ona tak strasznie nieciekawa. Niby mamy oprawę do kina wojennego, ale nie czuć to zagrożenia, emocji, muzyka akcji jest nudna i jednostajna, oparta głównie o elektryczną perkusją, gdzie najlepszym negatywnym przykładem jest trwający ponad 7 minut kawałek Drop Bombs, gdzie prawie nic się nie dzieje. I jeżeli chodzi o budowanie napięcia, to też dość średnio ono szkockiemu kompozytorowi wychodzi. Końcówka ze wspomnianym Rescue może coś jeszcze oferować, ale najpierw trzeba się przebić przez ponad godzinę, po prostu nieciekawej muzyki.

Podsumowując 12 Strong, idealnie oddaje nazwę studio, z którego Lorne Balfe się wywodzi – „Remote Control Production”. Cały score jawi się jakby był zdalnie sterowany, czy stworzony przy pomocy pilota do telewizora. Przy Geostorm, innym katastroficznym filmie, Lorne Balfe imitował takie prace starszych kolegów z jeszcze dawnego Media Ventures, jak chociażby Armageddon. Przy The Hurricane Heist, po prostu posklejał niestarannie klisze, utarte schematy z wielu współczesnych ścieżek dźwiękowych związanych z grupą RCP. Przy 12 Strong połączył wiele prac i motywów swego Mentora Hansa Zimmera, ale w niezwykle nieporadny i wyprany z jakichkolwiek emocji sposób. I nie dość, że sam soundtrack brzmi jak brzmi, to jeszcze wypacza on te pracy do których nieudolnie nawiązuje. Mimo tych wszystkich zapożyczeń, a bardziej jak zostały one wykonane 12 Strong wypada w ostatecznych rozrachunku, zatrważająco anonimowo i blado. W efekcie zapomina się o tym o nim zaraz po jego odsłuchu, trochę jak przy wielu tworzonych przez Lorne Balfe taśmowo soundtrackach. I jeżeli sądzicie, że gdzieś już czytaliście podobne podsumowanie: To znowu macie rację, zapożyczyłem je i lekko zmieniłem z ostatniego akapitu recenzji The Hurricane Heist. I jakoś pasuje ono także w odniesieniu do tego sountracku. Chociaż w przeciwieństwie do The Hurricane Heist miałem tutaj trochę wyższe oczekiwania.

Najnowsze recenzje

Komentarze