Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Carpenter, Alan Howarth

Halloween III: Season of the Witch (Halloween 3: Sezon czarownic)

(1982)
3,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 19-09-2018 r.

Kiedy w 1982 roku trzecia część Halloween pt. Season of the Witch weszła do kin spotkała się z bardzo chłodnym przyjęciem ze strony krytyków. Mniejsza o dziennikarzy, wśród których horror jako gatunek rzadko darzony był wielką miłością. Opinie widzów, fanów gatunku i serii były jeszcze bardziej miażdżące. A wszystko dlatego, że trzecia część jest jedyną w której nie pojawia się jeden z najsłynniejszych kinowych morderców Michael Myers.

Poukładajmy najpierw fakty i cofnijmy się do roku 1978, kiedy to skromny, niezależny film w reżyserii Johna Carpentera pt. Halloween okazał się ogromnym sukcesem i kamieniem milowym gatunku. Nie wspominając o charakterystycznym motywie przewodnim skomponowanym również przez Carpentera, który po dziś dzień zalicza się jednych z bardziej rozpoznawanych w kinie grozy. I jak to z sukcesami finansowymi wielu filmów bywa, studio zażyczyło sobie kolejną część. Amerykański reżyser/kompozytor nie był zbytnio nią zainteresowany uważając, że wszystko co miał do opowiedzenia zawarł w pierwszej części. W ostateczności jednak pomógł napisać scenariusz i skomponował kolejny score. Wynik kasowy drugiej części też był imponujący, a więc hollywoodzcy włodarze postanowili pójść za ciosem i zamówili kolejną. John Carpenter i jego producentka Debra Hill byli już zmęczeni Michaelem Myersem po raz trzeci mordującego opiekunki do dzieci i postanowili opowiedzieć zupełnie nową historię. Plan był stworzenia z Halloween serii osobnych filmów grozy, które naturalnie miałyby premierę 31. Października. Season of the Witch opowiadające historię złej firmy produkującej mordercze maski na Halloween, gdzie połączone były elementu okultyzmu, anglosaskich legend i najnowszej techniki, miało być dobrym początkiem. Reżyserią zajął się Tommy Lee Wallace który z czasem nawet nalegał, aby usunąć z nazwy Halloween i zostać przy samym Season of the Witch. Studio filmowe było innego zdania uważając, że znana nazwa przyciągnie więcej widzów. Ta decyzja stała się gwoździem do trumny dla tego projektu. Widzowie byli wściekli, gdyż widząc tytuł Halloween liczyli po raz trzeci ujrzeć Michaela Myersa, a zobaczyli nie mającą żadnego związku z poprzednimi częściami historię. Wszystko to działo się jeszcze w czasach przed Internetem i łatwego dostępu informacji. Reakcje publiczności były tak złe, że studio porzuciło błyskawicznie pomysł różnorodnych filmów i po dziś dzień otrzymujemy kolejne sequele, remake’i i rebooty z Michaelem Myersem.

Z czasem Halloween III: Season of the Witch zyskało rzeszę wiernych fanów i wśród wielu ma status kultowy. Można tylko ubolewać jak zostało przyjęte w latach 80tych, przez co szansa na ciekawą i przede wszystkim oryginalną serię, została pogrzebana. Czy oznaczałaby ona także różnorodne ścieżki dźwiękowe? Trudno spekulować, chociaż akurat soundtrack do Halloween III pod względem brzmienia nie wyróżnia się szczególnie na tle serii. Choć też wśród miłośników horrorów i elektronicznych score’ów zyskał status kultowy. Czy podobnie jak film jest on zasłużony? Tutaj można już się zacząć spierać.

Za oprawę dźwiękową do Halloween III: Season of the Witch odpowiadają John Carpenter i Alan Howarth. Czyli w sumie osoby odpowiedzialne za dotychczasowe soundtracki z tej serii. I choć oficjalnie Carpenter widnieje jako ich autor nie należy zapominać, że Howarth od początku mu asystował i pomagał w programowaniu syntezatorów. Przy trzeciej części panowie znowu połączyli swe siły tworząc oprawę dźwiękową jakże symptomatyczną dla twórczości amerykańskiego reżysera/kompozytora.

Dlatego też nie powinno nikogo dziwić, że cały soundtrack oparty jest o dźwięk syntezatorów. Pasują one idealnie do obrazu, gdzie mamy do czynienia z połączeniem wydarzeń nadprzyrodzonych z najnowszymi osiągnięciami techniki. I w sumie to też nie powinno dziwić, gdyż jeżeli trzeba byłoby krótko sprecyzować ścieżki Carpentera, to poza elektronicznym brzmieniem, chwytliwymi motywami przewodnimi, kreowanie odpowiedniej atmosfery zawsze wychodziło im bardzo dobrze. Nie inaczej jest w przypadku Halloween, gdzie elektroniczne brzmienie tworzy idealną, miejscami wręcz przygnębiającą atmosferę zagrożenia, ale też nadchodzącej zagłady. Jak się ma zaś z chwytliwym, łatwo wpadającym do ucha tematem? Z jednej strony jak tytuł wskazuje mamy do czynienia z serią Halloween tyle, że bez Michaela Myersa. Dlatego też Carpenter i Howarth przearanżowali znaną linię melodyczną oryginału tworząc coś na miarę nowego tematu, który możemy usłyszeć w Chariots of Pumpkins. Chociaż i tak po seansie zostaje głównie w głowie chwytliwa i zarazem irytująca piosenka Halloween Montage. Wykorzystana ona jest jako jingiel złej firmy produkującej zabójcze maski na święto Halloween. Cała chwytliwość bierze się też z tego, że kawałek ten oparty jest o znanym wszystkim melodię London Bridge. Poszukując na zabój odpowiedniej melodii i aby nie zostać oskarżonym o naruszenie praw autorskich John Carpenter i Debra Hill zobaczyli, że London Bridge jest dostępne w domenie publicznej i tak powstała nie mogąca wypaść z głowy melodia i tekst: „Happy Happy Halloween, Halloween, Halloween! Happy Happy Halloween, Halloween, Halloween…”.

Na tych dwóch motywach jednak przebojowość Halloween III: Season of the Witch się kończy. Więcej mimo paru przebłysków, jak chociażby dynamiczniejszy kawałek , soundtrack zdominowany jest ponurym, elektronicznym underscorem. Poza wspomnianym Chariots of Pumpkins wykorzystanie, czy też próby aranżacji klasycznego tematu się nie pojawiają. Miejscami muzyka tła może się kojarzyć z tą Brada Fiedela do pierwszego Terminatora, tyle że bez chwytliwego motywu, czy muzyki akcji. Znowu muzyka ta w pełni pasuje do filmu, w którym mamy przerażające sceny jak dzieci ginące po założeniu przeklętych masek na Halloween. Zakończenie i przesłanie obrazu też jest mocno pesymistyczne, co też nie spotkało się swego czasu z dobrą reakcją widzów.
A więc z założenia score ten w pełni spełnia swoją podstawową funkcjową jako muzyka FILMOWA. I z takiego założenia wychodzili zawsze John Carpenter i Alan Howarth. Amerykański reżyser wielokrotnie wspomina, że jedyny powód dla których komponował do własnych filmów, był natury czysto finansowej. Był on tani i szybki i taką muzykę do nich komponował nie myśląc nawet o możliwych jej wydaniach.

Poza filmem ścieżkę dźwiękową do Halloween III: Season of the Witch można polecić tylko najbardziej zagorzałym jego fanom. Liczba ich rośnie z roku na rok do tego stopnia, że w 2007 roku z okazji 25lecia premiery filmu, została wydana rozszerzona wersja tego soundtracku. Dla słuchaczy nie czujących specjalnych więzi z tym filmem, rozszerzona trwające ponad godzinę wydanie od Alan Howarth Incorporated (zbieżność imiona i nazwiska nie jest przypadkowa), może być dość ciężka do przejścia. Ale nawet o połowę krótsze, standardowe wydanie od Varese Sarabande, które też może się jawić jako jedna wielka ściana elektronicznego underscore’u, może zmęczyć. Nie jest to w sumie jedyna muzyczna praca Johna Carpentera i Alana Howartha, która sporo traci po oderwaniu z obrazu. Z drugiej strony nigdy to nie miała być muzyka, która w pierwszej linii miała dobrze brzmieć na płycie, czy innym nośniku. Cieszy za to jaką spełnia w filmie, który zdobywa spóźnione, acz zasłużone uznanie.

Najnowsze recenzje

Komentarze