Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Futari (Chizuko’s Younger Sister)

(1991)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 06-10-2018 r.

Mika i Chizuko to dwie siostry, które łącza prawdziwa, rodzinna więź. Młodsza Mika pozostaje jednak w cieniu swojej starszej i bardziej utalentowanej siostry. Pewnego dnia Chizuko ginie w wypadku. Kilka dni później Mika zostaje zaatakowana przez gwałciciela, lecz z pomocą przychodzi jej duch Chizuko. Wkrótce zjawa starszej siostry zaczyna ją co raz częściej nawiedzać. Tak przedstawia się fabuła dramatu-fantasy Chizuko’s Younger Sister z 1991 roku, za którego kamerą stanął Nobuhiko Obayashi. Główny pomysł fabularny przypomina trochę Ducha Jerry’ego Zuckera. Co ciekawe jednak, Chizuko’s Younger Sister bazuje na książce, która ukazała się w 1989 roku, a zatem na rok przed premierą hollywoodzkiego hitu.

Muzykę skomponował Joe Hisaishi, dla którego był to drugi projekt zrealizowany z Obayashim. Co istotne, Chizoko’s Younger Sister widnieje na liście laureatów Japońskiej Akademii Filmowej, min. w kategorii muzycznej. Gdy jednak przyjrzymy się dokładniej tym nagrodom, to okazuje się, że tokijskie gremium w owym czasie zazwyczaj nagradzało kompozytora za całokształt pracy w danym roku. I tak też Hisaishi otrzymał rzeczoną nagrodę nie tylko za film Obayashiego, ale również za trzy inne tytuły, w tym za wyborną Scenę nad morzem, która najpewniej przesądziła o zwycięstwie. Piszę o tym nie bez przyczyny, bo patrząc z perspektywy czasu nagrodzenie w tej kategorii Chizuko’s Younger Sister może się wydać dziwne. Czyżby Japończyk zawiódł? To dość problematyczna kwestia.

Hisaishi nie zawiódł na pewno w kwestii tematycznej. Co tu dużo mówić, motyw przewodni jest chyba w stanie skruszyć najtwardsze serce. Czuła, delikatna, urokliwa melodia wspaniale puentuje przyjaźń i więzi między dwoma niewinnymi siostrami. Jest to też dość ważny temat w kontekście twórczości Hisaishiego. Warto zauważyć, że pierwsze cztery nuty są niemal identyczne z początkiem legendarnego walca z Ruchomego zamku Hauru, a cała konstrukcja motywu i niektóre frazy przypominają chociażby późniejsze tematy przewodnie z Porco Rosso i Tomcia Palucha. Inna sprawa, że zaczątków tej melodii należałoby pewnie szukać w starszych pracach, np. w muzyce z dokumentalnego serialu Universe Within. Porzucając już rozważania o tych koneksjach i autoinspiracjach, należy wspomnieć, że wiodący motyw przewija się przez film wielokrotnie (częściej niż przez album), parę razy pod postacią piosenki śpiewanej przez subtelny, dziewczęcy głos. Jest to o tyle zastawiające, że na soundtrack, na sam jego koniec, trafiła wersja wykonywana przez… Hisaishiego i Obayashiego (w nieco zmienionym aranżu, pojawia się ona podczas napisów końcowych). Sam Hisaishi najpewniej również sobie ceni ten temat, bo nagrał go ponownie na potrzeby swojego albumu studyjnego My Lost City z 1992 roku. Motyw ten znajdziemy tam pod nazwą Two of Us, która pochodzi od alternatywnego tytułu filmu Obayashiego.

Schody zaczynają się, gdy spojrzymy na partyturę Hisaishiego od strony brzmieniowej, także w kontekście tematu przewodniego. Praktycznie cały score został nagrany za pomocą sampli, do tego mocno już archaicznych (chyba nawet w momencie premiery nie brzmiały one zbyt nowocześnie). I choć często pojawiały się one u Hisaishiego w tamtym okresie, to jednak zazwyczaj w asyście instrumentów akustycznych – tutaj mamy praktycznie tylko syntezatory. W tym miejscu chciałbym przywołać Ennio Morricone, który choć zawsze doceniał elektronikę, to jednocześnie twierdził, że niedopuszczalne jest, aby naśladowała „żywe” instrumenty. Tak właśnie jest w przypadku omawianego soundtracku, a ostateczny efekt zdaje się potwierdzać słowa Włocha. Dobrym przykładem jest imitowanie za pomocą sampli smyczkowego pizzicato, które po latach brzmi już naprawdę biednie (swoją drogą, jeden z motywów na owe samplowane pizzicato znalazł się w podobnej wersji w Ruchomym zamku Hauru).

Na domiar złego, Hisaishi często zapełnia obraz Obayashiego mdłym, syntetycznym underscore’m, zarówno tym bardziej lirycznym, jak i tym skierowanym do budowania suspensu. W tym drugim przypadku niektóre fragmenty brzmią wręcz fatalnie, amatorsko, czasem aż można się dziwić, że wyszły spod pióra tak znakomitego kompozytora, jak Hisaishi. To wszystko przekłada się na oddziaływanie w ruchomych kadrach, bo o ile w roku premiery filmu być może score nie wypadał źle, to jednak po latach zdecydowanie nie służy już dziełu Obayashiego, które min. właśnie z tego powodu straciło trochę na aktualności. Naturalnie czasem Japończykowi udaje się tworzyć odpowiedni klimat, chociażby w otwierającym album i film Kaze no Jikan (ponure, gęste, syntezatorowe tekstury tworzą ciekawą zapowiedź dla przyszłego widowiska), ambientowym i nastrojowym Sabishii Hito-tachi (z mglistym, tajemniczym, samplowanym fortepianem – pomysł zastosowany później chociażby w Sonatine), czy w paru ładnych wejściach tematu przewodniego, ale to raczej wyjątki.

Opisywany tutaj album Nec Avenue zawiera łącznie 30 utworów, w tym wspomnianą piosenkę, a czas trwania albumu wynosi prawie 75 minut. Tym samym Chizuko’s Younger Sister należy do najdłuższych soundtracków w dyskografii Hisaishiego. Druga strona medalu jest niestety taka, że problemy brzmieniowe przy takim obszernym wydawnictwie doskwierają jeszcze bardziej. W 2002 roku należąca do samego Hisaishiego wytwórnia Wonder Land Records wypuściła na rynek niepełny reprint materiału z poprzedniej edycji (brakuje 12 utworów). Co prawda album ten wydaje się jakąś alternatywą dla tych, których płyta Nec Avanue znuży, niemniej wydawanie po latach okrojonego soundtracku trochę mija się z celem.

Reasumując, Chizuko’s Younger Sister broni się na pewno wyjątkowo pięknym tematem przewodnim, ale pozostały materiał, delikatnie mówiąc, raczej nie pokazuje Joe Hisaishiego w najlepszym świetle. Ambiwalentne odczucia wzbudza także oddziaływanie filmie. Ścieżka ta brzmieniowo reprezentowała dość typowe dla ówczesnego kina japońskiego trendy, niemniej patrząc przez pryzmat czasu, jaki upłynął od premiery, to wydaje się czynnikiem, który sprawia, że film się trochę zestarzał. Z kolei odsłuch soundtracku w domowym zaciszu nastręcza problemów, bo anachroniczność i nadmiar ilustracyjności szybko dają we znaki. Aby nie kończyć recenzji negatywnymi emocjami, polecam czytelnikom piękne wykonanie tematu głównego w aranżacji na dwoje skrzypiec i fortepian.

Najnowsze recenzje

Komentarze