Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Daniel Pemberton

One Strange Rock (Przedziwna Planeta Ziemia)

(2018)
4,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 06-10-2018 r.

One Strange Rock polskie tłumaczenie Przedziwna planeta Ziemia, to wyprodukowany przez Darrena Aronofsky’ego serial dokumentalny dla National Geographic. Opowiada on o niezwykłym miejscu we Wszechświecie jakim jest nasza planeta Ziemia. Poznajemy ją jednak, jej środowisko, cuda natury, zagrożenia, z innej kosmicznej perspektywy. A któż mógłby to lepiej zrobić, opowiedzieć, niż osoby, które same były w kosmosie jak astronauci.

Pod względem wizualnym dokument Aronofsky’ego naprawdę robi wrażenie. Tak samo jak i obranie tej innej kosmicznej perspektywy i spojrzenie przez nią na Ziemię. Jeżeli jednak chodzi o walory edukacyjne, to serial jest bez wątpienia dobry, ale też nie jakoś wielce odkrywczy, szczególnie dla tych którzy spędzili godzinami oglądając inne programy na National Geographic, czy Discovery, Planete i dokumenty BBC. Można mieć też wątpliwości czy akurat Will Smith był odpowiednią osobą do roli narratora? Nie jest to typ a la David Attenborough, czy Morgan Freeman, którzy nawet gdyby mówili, że Ziemia jest płaska, trudno byłoby im odmówić „racji”. Co nie zmienia faktu, że One Strange Rock jest naprawdę dobrym serialem dokumentalnym z imponującą stroną wizualną. Obok pięknych, niesamowitych widoków inną mocną jego stroną, jest oprawa muzyczna Daniela Pembertona.

We współczesnej muzyce filmowej Anglik jest jednym z ciekawszych i ekscytujących kompozytorów. Jest swoistego rodzaju muzycznym kameleonem, dla którego żaden gatunek, styl nie jest obcy. W jego filmografii znajdziemy wszystko od klasycznych kompozycji, po jazz, swing i elektronikę. I co najważniejsze słuchając tych prac można odnieść wrażenie, że w każdym tych gatunków czuje się dobrze. Słuchając takich soundtracków jak Man From U.N.C.L.E., Molly’s Game czy Ocean’s 8 można byłoby sądzić, że najlepiej czuję się w jazzująco-swingująco-klubowych klimatach. Po czym pojawiajaą się takie prace jak Steve Jobs, czy właśnie One Strange Rock i nie pozostaje nic innego jak nazwać Daniela Pembertona współczesnym mistrzem muzyki elektronicznej. I choć dla niektórych to może brzmieć jak świętokradztwo, ale najlepszym określeniem dla tej ścieżki dźwiękowej zdaje się być „Vangelis2018”.

Tak jak twórcy One Strange Rock z astronautami na czele, zabierają nas w niezwykłą podróż, aby lepiej poznać Ziemię z innej perspektywy, tak Daniel Pemberton swoją muzyką zabiera nas w równie kosmiczną podróż. Ten soundtrack to popis współczesnej muzyki elektronicznej, którego nie powstydziliby się też wielcy pionierzy tego gatunku minionych dziesięcioleci. Dlatego też porównania i wspominanie Vangelisa jest jak najbardziej na miejscu. Słuchając tej muzyki można poczuć to same kosmiczne uczucie, obcowania z niezwykłymi dźwiękami, jak słuchając albumów Greka z lat 70tych i 80tych. Czy też wspominając jak jego (Vangelisa) muzyka, z takimi słynnymi kawałkami jak Pulsar, czy Alpha podłożona była do legendarnej już serii Cosmos. Jednak na twórczości Vangelisa skojarzenia się nie kończą. Muzyka ta kojarzyć też się może z dokonaniami Jean Michelle Jarre’a, jak chociażby jego pracy Waiting for Couseau, czy też wielu innych niezapomnianych elektronicznych dzieł.

Wymieniając tych pionierów muzyki elektronicznej (a można byłoby jeszcze paru) można by pomyśleć, że mamy do czynienia z kolejną popularną w ostatnich latach tzw. „retro-ścieżką dźwiękową”. Czyli w obrót idą albo analogowe syntezatory , albo nawiązujemy brzmieniem do lat 80tych, czy 70tych, a w tym przypadku niby do Vangelisa, czy Jarre’a, a może nawet Klausa Schulze, czy innych? Nic bardziej mylnego, gdyż choć mamy do czynienia z muzyką eksperymentalną, która czerpie z twórczości „Elektronicznych Mistrzów”, to Daniel Pemberton w żadnym stopniu nie stara się ich imitować. Choć podejście do projektu, forma prezentacji może się kojarzyć ze wspominanymi twórcami, to jednak Anglik przemawia swoim własnym, elektronicznym głosem. Nie ma tutaj wygrzebywania starych, zakurzonych analogowych sprzętów, a korzystanie z najnowszych muzycznych osiągnięć techniki, aby stworzyć współczesną elektroniczną ścieżkę dźwiękową. Czyli można postrzegać One Strange Rock mniej jako hołd, a bardziej jako współczesną odpowiedź na elektroniczne albumy z dawnych lat. Jest to też przykład jak ona ewoluowała i dlatego też można rzucić tę odważną tezę, że tak brzmiałby i w sumie brzmi odpowiednik współczesnego Vangelisa.

Ścieżka dźwiękowa Pembertona dobrze oddziałuje w w tym dokumencie, współgrając z niesamowitymi zdjęciami, tymi z kosmosu i naziemnymi. Przy czym innym, niepowtarzalnym doświadczeniem jest obcowanie z nią na albumie, po oderwaniu od obrazu. Sama prezentacja muzycznego materiału jest niezwykła i znowu może kojarzyć się ze wczesnymi albumami Vangelisa. Zresztą sam Daniel Pemberton przyznał, że chciał osiągnąć dla słuchaczy podobny efekt jakie wywarły na nim prace artystów z lat 70tych z uwzględnieniem, tak tak Vangelisa, czy grupy Pink Floyd. Czyli albumy, które słuchamy od początku do końca, nie pojedyncze utwory, ale jako jedną wielka muzyczną całość. Dlatego też soundtrack do One Strange Rock podzielony jest na cztery części. Co prawda każda z nich składa się z pojedynczych utworów, której jednak płynnie przechodzą jeden w drugi. I tak rzeczywiście mamy do czynienia z czterema, chciałoby się rzecz elektronicznie-narkotycznymi suitami. W każdej z nich usłyszymy wiele ciekawych elektronicznych brzmień, eksperymentów i niezwykłych muzycznych tekstur, ale przede wszystkim rządzi tutaj niesamowity, kosmiczny klimat. Dlatego też nie ma większego sensu omawianie pojedynczych kawałków, czy suit, tylko odbierać ten soundtrack jako jedną wielką całość.
W ogóle podział na utwory jest tutaj bardzo umowny. To, że album podzielony jest na cztery części nie oznacza, że każda z nich przypisana jest do jednego odcinka. Materiał na nim nie jest rozmieszczony chronologicznie i w żadnym stopniu nie należy odebrać tego jako wadę.
Daniel Pemberton zadbał, aby ten soundtrack po odłączeniu od obrazu oferował nam największą przyjemność słuchania. Dlatego szkoda, że nie mamy co liczyć na wydanie fizyczne. Mamy co prawda piękne limitowane wydanie na płytach winylowych i aż chciałoby się prosić o identycznie dopieszczone wydanie na płytach CD. Szczególnie, że ten album aż się prosi o nie i na pewno nie jest miłośnik muzyki filmowe, elektronicznej chciałby wzbogacić nim swoją kolekcję.

Soundtrack do One Strange Rock jest nie tylko kolejnym przykładem jakże utalentowanym i wszechstronnym kompozytorem jest Daniel Pemberton. Jest to też jedna z ciekawszych prac z muzyką elektroniczną jakie powstały na przestrzeni ostatnich lat. Bez jakże ostatnio modnego imitowania brzmienia syntezatorów minionych pokoleń, Anglik stworzył oryginalną, pomysłową ścieżkę dźwiękową, która może posłużyć jako wizytówka współczesnej muzyki elektronicznej. I nie trzeba też znać samego dokumentu, aby móc czerpać przyjemność ze słuchania soundtracku do niego. Odpalamy go zanurzamy się w niesamowitym elektronicznym klimacie i płyniemy razem z nim, czy też unosimy w muzycznym stanie nieważkości.

Najnowsze recenzje

Komentarze