Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Saka no Ue no Kumo (A Cloud Upon a Slope)

(2009/2010/2011)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 06-12-2018 r.

NHK, najpopularniejsza stacja telewizyjna w Japonii, obok tzw. taiga dram, czyli dorocznych tasiemców historycznych, od czasu do czasu produkuje także inne, dodatkowe seriale osadzone w realiach dawnych czasów. Zalicza się do nich emitowane w latach 2009-2011 A Cloud Upon a Slope, składające się z 13 półtoragodzinnych odcinków. Fabuła bazuje na tak samo zatytułowanej powieści Ryotaro Shiby, która skupia się na trójce przyjaciół, żyjących w czasach Meiji i wojny japońsko-rosyjskiej (1904-1905). Nas oczywiście będzie najbardziej interesował aspekt muzyczny tego tytułu. Już na wstępie mogę napisać, że decydenci z NHK nie szczędzili pieniędzy na symfoniczną ścieżkę dźwiękową.

O jej skomponowanie poproszony został Joe Hisaishi. Jak powszechnie wiadomo, nie jest on tanim kompozytorem, co o tyle zwraca uwagę w kontekście A Cloud Upon a Slope, że Japończyk zobowiązany był napisać wiele godzin muzyki, co czyni ten projekt jednym z największych w jego przecież wcale niekrótkiej karierze. Ponadto do wykonania głównej piosenki, Stand Alone, zaangażowano słynną Sarah Brightman, a orkiestrę w aranżacjach tematu głównego poprowadził Yuzo Toyama, świetny kompozytor i dyrygent, którego Rapsodia na orkiestrę należy do najpopularniejszych na świecie utworów japońskiej muzyki poważnej. Środki zainwestowane w muzykę nie poszły na marne.

Odcinki zostały podzielone na trzy sezony. Do każdego muzyka nagrywana była osobno i każdy z nich otrzymał własny soundtrack – warto jednak napisać, że ostatni wolumin składa się zarówno z utworów nagranych na potrzeby trzeciego sezonu, jak i z nieopublikowanych wcześniej kompozycji z pierwszego i drugiego sezonu. Przyznam się szczerze, że nie podjąłem się oglądania całego serialu, niemniej czuję się poniekąd usprawiedliwiony strukturą zaprezentowanej na tych płytach muzyki. Kawałki są bowiem zupełnie pozbawione ilustracyjności. Można więc traktować owe krążki jako swoiste image albumy, tym bardziej, że większość utworów prezentuje osobne pomysły muzyczne.

Na potrzeby serialu Hisaishi stworzył, tradycyjnie, wyborny temat przewodni, który najczęściej kojarzony jest z piosenką Stand Alone wykonywaną przez wspomnianą Brightman. Warto napisać, że w Kraju Kwitnącej Wiśni należy do najpopularniejszych melodii Japończyka niestworzonych na potrzeby Studia Ghibli. Popularność Stand Alone to zasługa jednak nie tylko linii melodycznej, ale także aranżacji, zbudowanej na przebojowej, potężnej, ale bardzo nośnej pracy orkiestry, przy jednoczesnym zupełnym porzuceniu elementów zaczerpniętych z popu czy rocka. Stand Alone na przestrzeni wszystkich trzech albumów, a zatem i sezonów, doczekało się licznych wariacji, na czele z piosenkową i wokalizowaną. W obydwu udziela się Brightman. Osobiście preferuję tę drugą, może dlatego, że angielska sopranistka śpiewająca po japońsku nie brzmi dla mnie do końca naturalnie.

W podobnym, symfonicznym tonie utrzymana jest praktycznie cała ścieżka dźwiękowa. Hisaishi czaruje melodiami lirycznymi, czasem kieruje się w stronę patetycznych marszyków, nie stroni też od pełnokrwistej muzyki akcji. W tym ogromie materiału nie znajdziemy jednak zbyt wiele stricte dysonujących utworów. W zamian za to Hisaishi serwuje co rusz kolejne motywy, jednocześnie omijając szerokim łukiem ilustracyjność, co ostatecznie prowadzi do otrzymania efektu, że się tak wyrażę, orkiestrowego „easy listening”. Jedynym problemem pozostaje kwestia oryginalności. Nie da się ukryć, że nie jest to praca odkrywająca nowe karty w szeroko rozumianej muzyce symfonicznej. Przekrój inspiracji zdaje się być zresztą całkiem szeroki – od Franza Schuberta, przez Bedricha Smetanę i Modesta Musorgskiego, Sergiusza Prokofiewa, aż po współczesnego nam Johna Adamsa. A Cloud Upon a Slope nie jest jednak pracą jedynie czerpiącą z tradycji muzyki symfonicznej, bo nie możemy zapominać, że wiele melodii, harmonii i orkiestracji nosi typowe dla Japończyka cechy. Słychać tu echa wielu jego prac, głównie z pierwszej dekady XXI wieku.

Co ważne, Hisaishi nie wystrzeliwuje się z najlepszych tematów przy okazji pierwszego krążka. Obok następnych motywów pobocznych, na drugiej płycie wyróżnia się np. dodatkowy temat wiodący Country Boys, świetne i dramatyczne The End of the House, a także materiał związany z Rosjanami (niskie, męskie chóry, a także bałałajki i nawiązania do Prokofiewa). Prawdziwa gratka czeka na nas na trzecim krążku, gdzie Hisaishi proponuje fenomenalny temat bitewny, najlepiej słyszany w Sea of Japan Naval Battle. Utwór ten to swoiste podsumowanie kilkuletnich poszukiwań twórczych Japończyka w muzyce akcji, rozpoczętych jeszcze przy okazji Welcome to Dongmangkol i Yamato. Agresywna, drapieżna praca sekcji dętej i blaszanej, korzystająca z nieszablonowych harmonii i chwytliwego, wręcz przygodowego motywu, wypada dosłownie spektakularnie. Obok Wolves! z Tomcia Palucha(proponującego jednak inną, bardziej etniczną koncepcję muzyki akcji), Sea of Japan Naval Battle to najlepsza tego typu kompozycja w dorobku Hisaishiego.

Podsumowując, A Cloud Upon a Slope to trzygodzinna przejażdżka przez najlepsze kompozytorskie sztuczki Joe Hisaishiego. Może nie rewolucjonizuje ona jego warsztatu, lecz nadrabia bijącym z niej orkiestrowym splendorem. Dzięki posługiwaniu się licznymi tematami i zerowej ilustracyjności, zdaje się być niezwykle przejrzysta i przystępna, w żaden sposób nie przytłaczając ogromem materiału (i za to dodatkowe pół gwiazdki). Pozycja obowiązkowa nie tylko dla fana twórczości Joe Hisaishiego, ale także dla każdego, kto ceni sobie wytrawną symfonikę.

Najnowsze recenzje

Komentarze