Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

ER (Ostry Dyżur)

(1996)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Gdy w 1994 roku Michael Crichton wpadł na pomysł nakręcenia serialu opowiadającego o grupie lekarzy z chicagowskiej izby przyjęć, chyba nikt nie spodziewał się tak ogromnego sukcesu (dowodem na popularność niech będzie fakt, iż wciąż powstają nowe odcinki –choć już bez wielkich gwiazd). Fachowy język scenariusza (autor pomysłu, Michael Crichton sam jest lekarzem), agresywny montaż, duży naturalizm (kamera wdziera się na salę operacyjną i pokazuje ze szczegółami przebieg zabiegów), a do tego specyficzna, sterylna muzyka, wszystko to sprawiło, iż dziś spokojnie możemy mówić, że Ostry Dyżur to fenomen. Film dzięki swej rewolucyjności i popularności miał ogromne znaczenie dla serialowych produkcji na całym świecie (to zapewne dzięki niemu powstały takie obrazy jak „Third Watch”, „Chirurdzy”, „Medicpoter”, czy nasze „Na dobre i na złe”). Co więcej w ciągu kilku sezonów ER z mało znaczących aktorów (kto słyszał o takim Clooney’u) wykreował mega-gwiazdy, zarabiające miliony dolarów.

Nas jednak jak zwykle będzie interesowała warstwa muzyczna. Gdy Michael Crichton kręcił pilota serialu o skomponowanie ilustracji poprosił, zdobywającego właśnie uznanie kompozytora, Jamesa Newtona Howarda. Ten jak sam wspomina usiadł do fortepianu napisał temaciki, nagrał je potem z orkiestrą i wkrótce mógł oglądać z dumą swoje nazwisko w czołówce ER. Żeby być ścisłym James Newton Howard napisał całość partytury do pilota, potem pałeczkę kompozytorską przejął Martin (Marty) Davich, który po dziś dzień (13 sezon) tworzy muzykę do „Ostrego Dyżuru”. Davich początkowo dużo korzystał z tematów Newtona Howarda (w pierwszych dwóch seriach), ostatecznie jednak porzucił je tworząc swoją własną muzykę, stylistycznie jednak dokładnie trzymającą się tego co wykreował James.

Soundtrack z filmu ukazał się po dwóch latach, na fali wzrastającej popularności produkcji (podczas drugiego sezonu jeden z odcinków – „Hell and High Water” – zgromadził przed ekranami 48 milionów widzów!). Poza skomponowanymi przez Newtona Howarda tematami płyta zawiera materiał stworzony przez Marty Davicha. Jednak to bez dwóch zdań ten pierwszy kompozytor odpowiedzialny jest za wykreowanie charakterystycznego stylu tej partytury. James Newton Howard stworzył bardzo inteligentny język muzyczny, język oparty o funkcje asocjacyjne. Dzięki elektronice kształtowanej na wzór odgłosów kojarzonych ze szpitalem (dźwięk respiratora, elektrokardiogramu, ambulansu, bicia serca, a nawet uderzenia drzwi od sali izby przyjęć) całość nabiera specyficznego medycznego charakteru. Jednak żeby nie było aż tak sterylnie, kompozytor wplótł w to wszystko delikatne „plumkanie” fortepianowe. Dzięki temu odbiór w filmie jest w wielu miejscach wręcz rewelacyjny. Niestety na soundtracku te eksperymenty nie do końca przekonują. Szczególnie w przypadku dynamicznych scen akcji, które pozbawione obrazu wyraźnie epatują jałową sztucznością (Hell And High Water, Hold On, Shep Arrives). W dodatku momentami bardzo drażniąca staje się elektronika, która na płycie jest wyjątkowo bezpłciowa, brzmiąc jak połączenie „Archiwum X” Marka Snowa z „Terminatorami” Brada Fiedela. Na całe szczęście przed totalnym blamażem soundtrack ratuje pare punktów. Przede wszystkim jest to rewelacyjny temat. Tutaj podany w dwóch wersjach. Pierwsza z nich (Theme From ER) to rodzaj rozbudowanego dema (wzbogaconego o saksofon), które nigdy nie pojawiło się w obrazie, druga to już oryginalna wersja filmowa. W obu wersjach możemy odnaleźć charakterystyczne dla nowego języka elementy (dźwiękonaśladownictwo pełniące funkcję skojarzeniową, sterylizujący fortepian). Po stronie plusów można zapisać też kilka nostalgicznych momentów wykreowanych przez „plumkający” fortepian i nie do końca subtelne tło elektroniczne (świetny The Hero i nieco już gorsze, Carter, See You Next Fall, Raul Dies, saksofonowe Goodbye Baby Susie).

Poza muzyką stricte instrumentalną soundtrack zawiera trzy piosenki. Szczególnie godna polecenia jest świetne Healing Hands, skomponowane przez Marca Cohna, autora słynnego Walking in Mephis, które tak potem rozsławiła choćby Cher. W Healing Hands nie tylko mamy przystępną muzykę (z wiodącym fortepianem), ale i miły niegłupi tekst. Zdecydowanie na plus.

Przyznam się, że z oceną ER mam spory kłopot. Jest to bowiem jeden z nielicznych seriali, które mnie wciągnęły i do których mam bardziej osobisty (czyt. mniej obiektywny) stosunek. Co więcej muzyka jaką stworzyli do tej produkcji James Newton Howard i Marty Davich ma potężną zaletę w postaci specyficznej oryginalności. To dzięki nim powstał bowiem nowy język muzyczny, zupełnie odmienny od wcześniej znanych thrillerów medycznych w rodzaju Comy Jerry Goldsmitha. Niemniej jednak to co dostajemy na albumie choć w kilku miejscach może się podobać ogólnie jednak brzmi raczej średnio. I taka też powinna być ocena. Sądzę bowiem, że płyta zadowoli jedynie miłośników serialu, reszta poza głównym tematem nie znajdzie tu dla siebie zbyt wiele.

Najnowsze recenzje

Komentarze