Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Newton Howard

Atlantis: The Lost Empire (Atlantyda: Zaginiony Ląd)

(2001)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

Drugim epickim i dramatycznym projektem Disneya po Dinozaurze była Atlantyda: Zaginiony ląd. Opowiada on o wyprawie do legendarnej Atlantydy – kontynentu, który miał z niewyjaśnionych przyczyn zatonąć. Pisał o niej kilkukrotnie sam Platon. Mimo sceptycyzmu wielu badaczy starożytnych (z najzdolniejszym uczniem ateńskiego filozofa, Arystotelesem, włącznie). Hipotezy były różne. Np. astrolog Elżbiety I stwierdził w 1500 roku, że Atlantydą jest odkryta właśnie Ameryka. Wierzymy w jej istnienie czy nie, trzeba powiedzieć, że dla artystów mogła stanowić bardzo ciekawy punkt wyjścia. Powstawały więc ksiażki, filmy, a nawet gry komputerowe, takie jak ta, w której poszukiwaniem tego kontynentu zajmował się sam Indiana Jones… W tym filmie wystąpili tacy aktorzy jak Michael J. Fox (głos Milo) czy Leonard „Dr Spock” Nimoy jako król Atlantydy.

Atlantyda jest kolejnym po Dinozaurze Disneyowskim projektem Jamesa Newtona Howarda. Ze słynną wytwórnią współpracował jeszcze dwukrotnie, przy animowanej Planecie skarbów (specyficzna adaptacja słynnej powieści Roberta Louisa Stevensona) i aktorskim Piotrusiu Panie, który zebrał nie najlepsze recenzje w dużej mierze przez to, że nie jest to drugi Hook. Tym razem skomponowana do filmu piosenka została w filmie (po złym przyjęciu przez widzów odrzucono piosenkę Kate Bush do Dinozaura), wykonała ją Mya. Poza wydaniem oficjalnym istnieje także materiał promocyjny, dłuższy od oryginalnego o 22 minuty i pozbawiony rzeczonej piosenki. To skierowane do członków amerykańskiej Akademii Filmowej (tzw. for your consideration) promo będzie przedmiotem niniejszej recenzji.

Album rozpoczyna dramatyczne Atlantis Destroyed, nieco Holstowski (znowu…) utwór akcji na orkiestrę i chór. Po dość ekscytującym początku mamy niestety to, co w animowanych filmach najgorsze, czyli typową komediową ilustrację. Kompozytorowi udało się tego uniknąć w wyjątkowo dramatycznym Dinozaurze, tam underscore dużo bardziej stawia na napięcie. Tradycyjny mickey-mousing (tutaj podobnie jak w King Kongu nie pozbawiony inspiracji jazzowych, a w przypadku Milo Meets Helga mamy wręcz z utworem jazzowym do czynienia) niestety nie wypada dobrze na albumie. Później jakość underscore się poprawia. The Journey jest jeszcze częściowo komediowe, ale Bedding Down już stawia na emocję, a także elementy egzotyki, z którą w pełni mamy do czynienia już w Atlantis Discovered. Śliczne jest Milo and Kida’s Questions, sposób pisania na flety nawet zapowiada tu Znaki. Nieco mistyczne i new-age’owskie aranżacje stanowią o osobowości tej dość konwencjonalnej jednak ścieżki. W ten sposób Howard tworzy muzyczny język dla odkrytego na nowo zaginionego świata.

Rozpoczynajaca The Submarine fanfara ma charakter wręcz awanturniczy i jest naprawdę dobra, chociaż potem znowu przechodzimy do muzyki komediowej. Co z tego, skoro chwilę później następuje znakomity główny temat, zapewne odrobinę inspirowany Elmerem Bernsteinem (jeden z fragmentów przypomina wręcz Siedmiu wspaniałych), a kończąca utwór aranżacja na orkiestrę i chór robi, trzeba przyznać, duże wrażenie. Drugi temat, wykorzystywany np. w The Journey jest w swojej konstrukcji mocno Goldsmithowski. Ciekawa jest melodia stworzona dla samej Atlantydy. W kilku miejscach ten temat robi naprawdę duże wrażenie, a zapowiedź słyszymy w Milo and Kida Speak. Wcześniej pojawia się w Atlantis Destroyed, ale dopiero tutaj w pełni. Genialnie wypada on w Kida Transforms, gdzie chór i orkiestra z pomocą perkusji osiągają szczyt emocji. Zostajek tam wprowadzony kolejna melodia, bardziej egzotyczna.

Po trzymającym w napięciu Exterior Lights następuje pierwszy duży utwór akcji, znakomite Leviathan Battle. Jest to czysta akcja w stylu Jamesa Newtona Howarda, tematyczna, melodyjna, świetnie zorkiestrowana i… inspirowana Jerrym Goldsmithem i Johnem Williamsem. Czasami dochodzi do głosu nawet James Horner. Trzeba przyznać, że dzięki tematyce akcja wypada lepiej niż we wcześniejszym Dinozaurze, który, jak pisalem w recenzji tamtej partytury, potrafi na albumie być wręcz nieprzyjemny. Ciekawe są tu także inspiracje stylistyką awanturniczej przygody stworzonej przez Austriaka Ericha Wolfganga Korngolda. Ekscytujący jest Fireflies, zawiera kilka naprawdę porywających partii na rogi i trąbki.

Mimo wielu dobrych utworów w pierwszej części albumu, to druga część jest zdecydowanie lepsza. Ostatnia dziesiątka jest naprawdę świetna, emocje sięgają zenitu. Po bardzo emocjonalnej ilustracji śmierci króla wyspy, wykorzystującej egzotyczny temat, dzięki któremu po raz kolejny (po Kida Transforms) James Newton Howard osiąga szczyt emocji, następuje to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli akcja w najlepszym stylu twórcy. Najpierw inspirujące i nieco Holstowskie Going After Rourke ze świetnymi partiami na trąbkę i aranżacją głównego tematu, potem Dogfight będące po części powtórzeniem Leviathana, ale nie powiem, bym miał coś przeciw temu. Mimo, że dość oczywiste, inspiracje Goldsmithem i Williamsem nie przekraczają granicy przyzwoitości i, może z wyjatkiem krótkich fragmentów, nie są bezczelną kopią. Wraca też poetyka awanturniczej przygody. Dzięki temu, trzeba przyznać, akcja jest bardziej ekscytująca (jest coś w jej rytmice, a także kojarzonej z nią ekspresji; wykonanie orkiestry jest bardzo dobre). Można zapomnieć o komediowym wprowadzeniu, tutaj mamy do czynienia z naprawdę dojrzałą przygodową partyturą. Just Do It z akcji przechodzi w kolejną emocjonalną kulminację, znowu dzięki genialnemu wprost egzotycznemu tematowi. Wszystko dzięki smyczkom i chórowi, a także fanfarom na dęte blaszane.

Kida Returns i Goodbyes to dwa śliczne utwory, z czego w drugim pojawia się bardzo ładny fragment na gitarę, wykorzystujący motyw z The Smithsonians. Od tej samej melodii zaczyna się Atlantis, potem przechodząc w temat kontynentu. Kolejny piękny orkiestrowo-chóralny utwór. End Credits zaś wraca do new-age’owego brzmienia późniejszego underscore. Przyznam, że ocena Atlantydy sprawia mi duży problem. Najłatwiej jest oczywiście porównać tę ścieżkę z wcześniejszym Dinozaurem. O ile za tematykę i underscore punkty zdobywa zdecydowanie pierwsza kompozycja dla Disneya, nie można powiedzieć, że ta partytura nie ma swoich dużych zalet, a nawet pewnej przewagi. Tą przewagą jest zdecydowanie muzyka akcji. W Dinozaurze była brutalna i, choć świetnie wypadała w filmie, na albumie może odstręczyć. Tutaj jest ona inspirująca, na świetnym poziomie technicznym i, przede wszystkim, melodyjna. Mimo wszystko, dzięki tematyce, underscore i afrykańskim brzmieniom, a także być może mojemu przywiązaniu do historii Aladara, zwycięzcą jest Dinozaur.

Z powodu braku dostępności okładki do promo, postanowiliśmy zaprezentować okładkę wydania oficjalnego

Najnowsze recenzje

Komentarze