Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Brett Rosenberg

Half Light (Półmrok)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

W dzisiejszych czasach coraz trudniej określić gatunek, do jakiego przynależy dany film. Nie inaczej sprawa ma się z Half Light. Ni to horror, ni to suspense. Na dobrą sprawę najbliżej mu do thillera z elementami nadnaturalnymi (czyt. duchy, zjawy). W związku z tym, iż żaden polski dystrybutor nie pokusił się o sprowadzenie tego obrazu do kraju, wypada pokrótce streścić fabułę. Film opowiada historię wziętej pisarki (w tej roli wiecznie żywa Demi Moore), która to w śmiertelnym wypadku traci swojego pięcioletniego syna. Rok po tych wydarzeniach postanawia przenieść się do małej szkockiej wioski, aby tam ukończyć swoją ostatnią powieść. Jako że nie jest to opowieść o Ani z Zielonego Wzgórza, bohaterka zamiast stukać na maszynie do pisania, będzie musiała uporać się z demonami z przeszłości. Półmrok nie jest żadnym rewelacyjnym kinem, zniknąłby na pewno w bezkresie temu podobnych produkcji, jakimi jesteśmy zalewani przez twórców z Hollywood. Jednakże obraz ten wyróżniają dwa czynniki, dzięki którym ogląda się go naprawdę znakomicie. Pierwszym z nich są fantastyczne zdjęcia pełne niecodziennych tricków. Drugim zaś jest to, co powinno nas zainteresować jeszcze bardziej – otóż mowa o muzyce.

Przyznam się, że dawno żaden score nie zrobił na mnie takiego wrażenia w filmie. Ale o tym za chwilę. Sprawcą takiej miłej niespodzianki okazał się australijski kompozytor Brett Rosenberg. Angaż przy tym projekcie otrzymał za sprawą swojego brata-reżysera Craiga Rosenberga. Jak widać, dwaj bracia nie oznaczają jedynie destrukcyjnej siły 😉 Abstrahując już od rodzinnych więzi, należy zwrócić uwagę na pochodzenie tej muzyki, gdyż wydawca w postaci Movie Score Media zasługuje na ogromne słowa uznania. Jest to dopiero raczkujące ‘dziecko’ znanego w środowisku Mikaela Carlssona, ale za to pokazało już, że warte jest naszego zainteresowania. Celem MSM jest wydawanie muzyki (poprzez serwis iTunes), która wcześniej została pominięta, bądź też nie miała wielkich szans na ujrzenie światła dziennego. Jeśli ktoś uważa, że są to jedynie eufemizmy dla wszelkiej maści odpadków, powinien koniecznie sięgnąć po Half Light.

Każdy typ kina rządzi się swoimi prawami, co niejako jest uwarunkowane poprzez nas samych. W końcu nikt nie podskoczy w kinie na widok ładnej dziewczyny (chociaż to akurat może nie być najlepszy przykład), czy też na dźwięk przyjemnej melodii powiedzmy granej na gitarze. Jeśli mowa o filmie, który ma bazować na naszych instynktach, to co najmniej kilka razy w kinie powinniśmy podskoczyć, żeby zeń wychodząc móc powiedzieć, iż film był ‘straszny’. Stąd też kompozytor jest zobligowany do tanich sztuczek w postaci głośnych smyczków czy też ‘wybuchającej’ orkiestry. Nie inaczej jest w przypadku Half Light. Materiał na albumie zawarty jest praktycznie kompletnym zapisem muzyki słyszanej w filmie, toteż nie obędzie się bez małej dawki underscore i suspense. Uniemożliwia mi to wystawienie maksymalnej oceny, ale jest to jedyny grzech tej partytury.

Esencją tego materiału są liryczne melodie oparte o fortepian i wtórującą mu osiemdziesięcioosobową orkiestrę, gdzie prym wiedzie sekcja smyczkowa. Rosenberg pomimo charakteru filmu potrafił stworzyć bardzo dużo materiału tematycznego, czego w dzisiejszych czasach zaczyna mi zwyczajnie brakować. Można w tym miejscu zachwycać się fantastycznymi orkiestracjami, ale najzwyczajniej w świecie ta muzyka broni się sama. Nie trzeba tu żadnego eksperta i wprawnego ucha, żeby docenić piękno, jakie w sobie kryje. Pierwsze dwa utwory na płycie są prawdziwym majstersztykiem – esencja muzyki filmowej. Zarówno wykonanie i jak i tematyka stoją na najwyższym światowym poziomie. Film jest zrobiony dosyć osobliwie, bowiem aktorzy i zdarzenia im towarzyszące są niejako tłem dla obrazu i dźwięku. Muzyka nigdy nie jest wyciszona i zawsze wybija się na pierwszy plan. W dalszej części albumu zwraca na siebie uwagę temat miłosny, który możemy usłyszeć w utworach…. Love Theme i mniej oczywistym z tytułu Boat Journey. Na osobną uwagę zasługuje jeszcze Lighthouse Vista, który jest chyba najbardziej radosnym utworem na płycie. Cóż, szczypta optymizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Half Light jest rajem dla miłośników tematycznych ścieżek. Biorąc pod uwagę wrażenia estetyczne jakie towarzyszą słuchaniu tej muzyki, umieściłbym ją gdzieś pomiędzy The Village Jamesa Newtona Howarda a Finding Neverland Jana A.P. Kaczmarka. Są to oczywiście moje osobiste odczucia, i jeśli komuś nie nasuwają się podobne wnioski, nie oznacza to od razu… że jest gorszy/a ode mnie. Wracając jeszcze na zakończenie do konstrukcji samej muzyki, to warto napisać parę słów o efekcie duchowości (w dosłownym znaczeniu tego słowa). Pisałem na początku o fabule, w której nie zabrakło miejsca dla paranormalnych zjawisk. Otóż za wytworzenie odpowiedniego ku temu nastroju odpowiada samotny nostalgiczny irlandzki flet, oraz chłopięcy wokal, który jest oczywistym nawiązaniem do zmarłego dziecka. W filmie ten zabieg wypada znakomicie, na albumie stanowi swoisty kontrast dla lirycznej melodyki, a także rodzaj osobliwego przypomnienia, z jaką muzyką mamy do czynienia. Dla tych wszystkich zaś, którzy oczekiwali celtyckich brzmień związanych z lokacjami, w których rozgrywa się akcja filmu, pozostaje utwór zamykający album. Girl in the Storm jest tradycyjną szkocką melodią wykonywaną jedynie na skrzypcach. Jej smutny charakter blisko związany jest z fabułą filmu, dlatego nie mam zamiaru zdradzać nic więcej.

W tym miejscu nie pozostaje mi nic innego, jak polecić tą muzykę każdemu, kto nie czuje awersji do nieznanych nazwisk. Chciałem napisać ‘nieznanych – jeszcze – nazwisk’, jednakże biorąc pod uwagę prawa jakimi rządzi się świat filmu oraz własne doświadczenie, nie jestem zbyt wielkim optymistą. Mam dziwne wrażenie, że nie prędko usłyszymy kolejną partyturę autorstwa Bretta Rosenberga (chyba, że jego brat znowu coś nakręci 😉 ). A tak całkiem serio, jest wielu świetnych kompozytorów, którzy już dawno zasłużyli na swoją szansę. Tymczasem pozostaje nam z wypiekami na twarzy czekać na kolejne dokonania takich tuz muzyki filmowej jak Graeme Revell czy Marco Beltrami, nie wspominając już o raczej wypalonej starej gwardii. Obym się mylił w swoich przewidywaniach! Ażeby już tak nie smucić, zachęcam jeszcze raz do zapoznania się tą muzyką – zarówno osobno jak i w towarzystwie filmu. Gwarantuję, że czas ten nie będzie stracony.

Oficjalne okładki do Half Light

Najnowsze recenzje

Komentarze