Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Sergiusz Prokofiew

Ivan the Terrible (Ivan Groźny)

(2000)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Sergiusz Prokofiew, to bez wątpienia jeden z najwybitniejszych kompozytorów muzyki poważnej XX wieku. Doskonały pianista, fenomenalny symfonik… stał się jednym z głównych reprezentantów neoklasycyzmu w muzyce. Poświęcony bez reszty twórczości indywidualnej, od czasu do czasu udzielał się także w kinie stając się jednym z prekursorów gatunku muzyki filmowej na równi z Erichem Wolfgangiem Korngoldem i Maxem Steinemrem. Choć mniej niż koledzy zza oceanu poświęcał się kinematografii, przeszedł jednak do historii jako autor nieśmiertelnych klasyków: Porucznik Kije, Aleksander Newski oraz Ivan Groźny. Dwa ostatnie tworzone były przy współpracy z legendą radzieckiej kinematografii, Sergiuszem Eisensteinem. Współpraca z Eisensteinem naznaczona była ciężkim brzemieniem w postaci ówczesnego aparatu przymusu pod twardą ręką Józefa Stalina, ciągle czuwającego nad poprawnością polityczną dzieł mających mieć oddźwięk publiczny. Bez wątpienia filmowa historia jednego z najpotężniejszych carów w historii miała przynajmniej częściowy aspekt polityczny, gloryfikując rewolucyjny postęp i towarzyszącą mu nieugiętość władzy, której analogią dla współczesnych miał być właśnie Stalin.

Film początkowo miał składać się z 3 części. Pierwsze zdjęcia opóźniane z powodu działań wojennych toczących się na terenie Związku Radzieckiego w 41 roku przeniesiono za Ural, gdzie ekipa realizatorska borykała się z kolei z innym problemem. Problemem braku elektryczności. W końcu jednak udało się sfilmować i zmontować wszystko tak, że na tydzień przed upadkiem Berlina Ivan Groźny, część I zawitał na ekranach kin. W czasie, gdy obraz o budowniczym “trzeciego Rzymu” cieszył się olbrzymim zainteresowaniem, Eisenstein przygotował kolejny epizod. Ciężka choroba sercowa przerwała co prawda na krótko prace w 1946 roku, ale przed śmiercią Eisensteina, która miała miejsce 2 lata później, film był już praktycznie gotowy do wyświetlania. O ile “jedynka” była w całości czarno-biała, druga część miała już pierwiastek koloru w postaci sceny bankietu i zakończenia, a wszystko to dzięki nowoczesnym taśmom Agfa wywiezionym razem z innymi dobrami podczas “oswabadzania Berlina”. Jednakże nie owe względy estetyczne opóźniały premierę Iwana Groźnego, części 2. Problem pojawił się w administracji, która stwierdziła, że obraz traktujący coraz bardziej o tyranii Iwana może uderzyć w majestat samego Stalina. Tym oto sposobem film leżakował w archiwach przez prawie dekadę. Tylko okres odwilży po śmierci Józka pozwolił ostudzić umysły niektórych zagorzałych zwolenników stalinowskiej cenzury, dzięki czemu ostatnie dzieło Eisensteina trafiło w końcu do kin.

“Łaska” współtworzenia tego dzieła spłynęła na Prokofiewa z polecenia władz Komitetu Kinematografii. Można się tylko domyślać jak dużo w tej kwestii do powiedzenia miał sam kompozytor. Ostatecznie jednak “propozycja” ta nie ciążyła chyba zbytnio na Prokofiewie, gdyż jak sam przyznawał później w wywiadach, zabierając się za pisanie w 1941 opery Wojna i Pokój głęboko zastanawiał się nad przedstawieniem historii o Iwanie Groźnym w takiej właśnie formie. Los w uosobieniu komunistycznego aparat przymusu uwolnił artystę od zbędnych zmartwień rzucając go w wieloletni wir pracy nad projektem Eisensteina. 3 lata jakie pozostawiono mu na sporządzenie partytury do pierwszej części w zupełności wystarczyły, by Rosjanin powtórzył swój sukces muzyczny jakim był niewątpliwie Aleksander Newski. Efekt pracy Prokofiewa przeszedł chyba oczekiwania samych “sponsorów” dzieła. Bez wątpienia najbardziej do tego stanu rzeczy przyczyniła się niesamowita swoboda jaką pozostawiono kompozytorowi nie tyle w kwestii samej muzyki jak i jej formy. Prokofiew nie omieszkał więc pokusić się o parę eksperymentów, które uczyniły z jego kompozycji twór niezwykły, jakże odbiegający od standardów przyjętych w kinie, szczególnie biorąc pod uwagę dotychczasową twórczość kolegów zza oceanu. Podczas, gdy Korngold i Steiner pławili się w ilustracyjności i nadmiernej ekspresyjności, Sergiusz skierował Ivana Groźnego na tory muzyki scenicznej, a pisząc ją opierając się na dwóch wzorcach: operze i balecie okraszając je jeszcze elementem liturgicznym.

Prokofiew, napisawszy partyturę do Aleksandra Newskiego, sporządził również jej wersję koncertową. Powstała wówczas kantata połączyła w sobie “istotę” oryginału z pięknymi, ociekającymi mistrzowską precyzją orkiestracyjnymi formami bazowanymi na klasycystycznych założeniach. Ivan Groźny nie doczekał się żadnej koncertowej wersji, po pierwsze dlatego, że sam w sobie był bardziej tworem poważnym niż filmowym, po drugie, Prokofiew zupełnie jak reżyser nigdy nie skończył pracy nad swoim dziełem. Widać to zresztą po samej ilości materiału muzycznego, którego z drugiej części w stosunku do pierwszej jest o wiele mniej. Usprawiedliwić Prokofiewa może fakt, że przy przy tego typu pracach, gdzie cały proces twórczy dyktowany jest chęcią stworzenia jak najbardziej jednolitej i zwartej kompozycji opowiadającej na swój sposób o historii cara Iwana, sam motyw ilustracji pełni rolę drugorzędną. Można więc Iwana Groźnego nazwać czymś w rodzaju autonomicznej kompozycji scenicznej mającą być później wykorzystaną w filmie. Przykładem niech będzie fakt, że wielokrotnie już próbowano zsynchronizować tą partyturę do obrazu Eisensteina i nigdy się to nie udało w 100%. Przeszkodę stanowiła przede wszystkim luźna interpretacja tematu na jaką pozwolił sobie sam kompozytor. Co prawda zapiski informują, że synchronizował swoją pracę z postępami w kręconych aktualnie scenach, by na równi z pracami technicznymi “rzeźbić” swoją muzykę, jednakże nie sposób było przewidzieć jak będzie wyglądał produkt po wszystkich zabiegach montażowych. Spora ilość niewykorzystanych fragmentów muzycznych w pierwszym filmie skłoniła Prokofiewa do bardziej zachowawczego rozpisywania drugiej, przez co Eisenstein zmuszony był łatać “ciche sceny” starszym już materiałem. Miało to oczywiście nie najlepsze odbicie na funkcjonalności partytury. Problem ten wyraźnie odbił się na tematyce, gdzie fanfary i temat grozy, tak dumnie i pięknie rozbrzmiewające w pierwszym filmie, w drugim zdegradowane zostały na przykład do roli interludium. Sam aspekt ilustracyjnej funkcjonalności dzieła Prokofiewa tonie jednak podług geniuszu jaki prezentuje sobą kompletna partytura.

Opłakany stan w jakim znalazły się oryginalne nagrania Iwana skłaniały w przeciągu tych kilkudziesięciu lat do wielokrotnych prób odtworzenia zapisków nutowych jakie pozostawił po sobie Prokofiew. Z kilku takowych jakie dane mi było słyszeć najlepiej prezentuje się chyba re-recording zrobiony przez rosyjską orkiestrę symfoniczną imienia Czajkowskiego pod batutą Władimira Fodosejewa w 1998 roku. Założeniem z jakiego wyszli pomysłodawcy projektu było odwzorowanie całości partytury, ściśle trzymając się nawet najdrobniejszych szczegółów orkiestracyjnych. O ile wierzyć własnym uszom, porównując efekt końcowy z fragmentami muzyki słyszanej w filmie, zamysł ten jak najbardziej się udał. Nagranie to uzmysławia siłę i piękno niezwykle autonomicznej muzyki jaką popełnił Prokofiew. Piękno obok którego możemy przejść obojętnie mierząc się z samym materiałem zawartym w filmie.

Całość pogrupowana jest na części, co przypomina nieco operowy podział na akty. Zasadniczą różnicą jest tu jednak ilość owych części. Podczas gdy w operze spotykamy zaledwie kilka, Iwan Groźny posiada ich aż 11, a każda z nich na pewien sposób przedstawia nam muzyczną interpretację najważniejszych scen z obu obrazów Eisensteina. Już pierwsze utwory uświadomią nam jak bardzo Prokofiew oddalił się od przyjętych w Aleksandrze Newskim założeń “opisowego” prowadzenia orkiestry. Żywe, entuzjastyczne dźwięki zastępuje mniej hucznymi, ale bardziej przemyślanymi seriami fraz, lawirując w nich pomiędzy muzyczną powagą, a poetycką miękkością przywodzącą czasami na myśl jedną z najlepszych chyba kompozycji scenicznych Rosjanina, “Romeo i Julia”. Praktycznie od samego początku zalewani jesteśmy serią lejtmotywów, których pojęcie w kompozycji Prokofiewa staje się bardzo względne. Paleta tematyczna nie ogranicza się tu tylko tak jak w większości partytur filmowych do ustawicznego powracania do pewnej grupy melodii. Kompozytor wprowadza dodatkowo serię króciutkich utworów, wielokrotnie powtarzanych w dalszej części kompozycji, tyle że w nieco zmienionych aranżacjach. Najlepszym tego przykładem jest chyba My Soul. Zwykłe motywy i tematy słyszane w Iwanie porządkują całość nadając partyturze pewnych prawidłowości. Symbolem majestatu Iwana jest temat carski słyszany w otwierającym kompozycję Overture i wielokrotnie później powtarzanym. Umieszczona na końcu The Death Of Glinska mroczna fanfara powracać będzie później jako synonim srogości i tyranii Iwana.

Sama tematyka nie odgrywa jednak w pracy Prokofiewa większego znaczenia. Z kolei bardzo istotny jest tu element kulturowy. Świadczą o tym nie tylko tradycyjnie potraktowane przez Prokofiewa sceny pałacowe i bale, ale również fragmenty chóralne zapożyczane z tradycyjnych liturgicznych kompozycji. Stają się one muzycznym pomostem w relacjach cara z namiestnikami kościoła jakie są tematem obu filmów. Kontrapunktem do niebiańskich fraz liturgicznych, jest stanowczy, krzyczany wręcz męski chór, powracający systematycznie na całej długości kompozycji, a który tak wyraźnie podkreśla wschodnie korzenie kulturowe. Nie zabrakło tu także polskiego akcentu. Początkowa scena drugiej części filmu, obrazująca spisek jednego z bojarów z polskim księciem zdobiona jest ładnym polonezem.

Tak na dobrą sprawę, by uzyskać pełen obraz wyjątkowości tej pracy należałoby poddać ją szczegółowej analizie muzycznej. Jako, że z klasyką mam kontakt tylko okazjonalny, a o muzyce wiedzę mam wybiórczą, nie ośmieliłbym się nawet tego zrobić. Za argument skłaniający po sięgnięcie do tej pracy niech czytelnicy wezmą sobie mój żywy entuzjazm jaki żywię do Iwana Groźnego. To właśnie od niego zaczęła się moja przygoda z Prokofiewem. Mając do tej pory dosyć jednolity schemat “źródeł” muzyki filmowej budowany na dwóch nazwiskach: Korngold i Steiner byłem zaskoczony, gdy w moje ręce trafił Iwan. Przepaść jaka dzieli kulturowy wschód od zachodu uzmysławia, że muzyka filmowa u swoich źródeł, to coś więcej niż Hollywood, że Europa była również matką ludzi, którzy włożyli swoją zaprawę pod symboliczną budowlę gatunku muzyki filmowej i jak najbardziej należy ich za to cenić. Iwan Groźny, to piękne, bardzo dojrzałe, a przy tym niezwykle estetyczne dzieło, które serdecznie polecam nie tylko miłośnikom muzyki filmowej otwartym na wszelkie jej stadia rozwoju i epoki, ale i zagorzałym entuzjastom baletów, oper i wszelkiego rodzaju scenicznych kompozycji. Tak bowiem niewiele różni się partytura Prokofiewa od przyjętych weń konwencji. Ponadczasowe dzieło!

Najnowsze recenzje

Komentarze