Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Eric Serra

007 – Goldeneye

(1995)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Porażka kasowa jaką okazała się Licencja Na Zabijanie wstrzymała na kilka lat produkcję kolejnych epizodów przygód najlepszego agenta jej królewskiej mości, Jamesa Bonda. Dla szefostwa MGM’u jasne stało się, że seria zginie śmiercią naturalną jeżeli nie zostaną podjęte żadne rewolucyjne zmiany. Dokonano więc takowych. Timothy Dalton nijak sprawujący się w roli agenta 007 poszedł w odstawkę, a jego miejsce zajął Pierce Brosnan – aktor, jak się później okaże, o wiele bardziej odpowiedni. Sam profil obrazu uległ również poważnym zmianom. Postanowiono pchnąć go nieco z duchem czasu zaopatrując w jeszcze bardziej dynamiczną i zapierającą dech w piersiach akcję, jednocześnie zachowując pierwotny charakter kina szpiegowskiego. Stworzony na tej podstawie Goldeneye podziałał piorunująco na widownię, sprawiając że przygody Jamesa Bonda przeżyły w 1995 roku swój renesans. W tej całej zawierusze zmian swoje oblicze odmieniła również muzyczna strona serii… Szkoda tylko, że na gorsze.

Przez kilkadziesiąt lat hegemonem na tym polu był John Barry. Jego dyktatura skończyła się wraz z pojawieniem się na horyzoncie Licencji Na Zabijanie, której muzyczną oprawę sporządził wtedy Michael Kamen. Jak świat długi i szeroki opinie na jej temat były skrajnie podzielone, od stosunkowo entuzjastycznych poprzez umiarkowane, a skończywszy na nieprzerwanym paśmie oskarżeń (głownie fanów) kierowanych pod adresem kompozytora. Przygotowując Goldeneye nie dano jednak drugiej szansy Kamenowi. Podarowano ją francuskiemu, młodemu muzykowi, Ericowi Serra, którego twórczość do tej pory oscylowała głównie wokół filmów Luca Bessona. Nie rozumiem do końca, czy angaż ten studio traktowało jako swoistego rodzaju eksperyment, czy też naprawdę głęboko wierzono w talent Serry? Faktem jest, że skutki tej decyzji są opłakane. O ile w miarę nowoczesne podejście Kamena do serii mogło wywołać wśród konserwatywnych zwolenników twórczości Barry’ego trochę emocji, to podług tego co stworzył Serra jest to jedynie drobny „skok w bok”. Mając za sobą pierwszy kontakt z tą kompozycją byłem rozdarty. Nie wiedziałem bowiem, czy powinienem potraktować to jako kiepski żart i zatoczyć się śmiechem, czy też płakać z powodu miernoty tej muzyki…

Początek płyty zapowiada się wręcz cudownie. Na spotkanie spieszy nam całkiem fajna i przebojowa piosenka Tiny Turner o tytułowym Goldeneye, która przez prawie 5 minut rysować nam będzie utopijną wizję świetności tej ścieżki. The Goldeneye Overture wylewa już jednak kubeł zimnej wody na głowę słuchacza, uświadamiając go poniekąd z czym tak naprawdę będzie miał do czynienia. Na starcie rodzi się już wielkie zdziwienie i seria pytań kierowana pod własnym adresem. Czy kompozytor żył świętami włączając do ścieżki bożonarodzeniowe dzwonki, czy też po prostu postanowił z braku laku dać to co mu zalegało na warsztacie? Tego typu zabiegi ilustracyjne, to w przypadku Serry żadna nowość. Już w Leonie Zawodowcu wszak pokazywał swoje aspiracje do eksperymentowania. Tam jednak specyficzna atmosfera filmu stwarzała pole na różnego rodzaju „dziwaczne” niuanse stylistyczne, w przypadku Bonda nie ma po prostu na to miejsca. Na tym oczywiście nie kończy się seria błędów jakich dopuścił się muzyk w Goldeneye.

Obejrzawszy film i przesłuchawszy soundtrack odniosłem wrażenie, że Serra najzwyczajniej w świecie nie zrozumiał ani samego obrazu, ani tego co 16 epizodów wstecz wprowadził do serii Norman i Barry. Chęć ubrania bondowej muzyki w nowe stylistyczne szaty tak mocno przysłoniła kompozytorowi oczy, że nie zdołał zauważyć, że to co robi po prostu nie trzyma się kupy. Z jednej strony bowiem otrzymujemy syntetyczną, flegmatyczną akcję oraz plumkający supense, z drugiej słodziutki, miłosny „rozpuszczalnik dusz” na instrumenty tradycyjne. Przepaść jaka się rodzi pomiędzy tego typu utworami jest głęboka. Wina leży głównie po stronie tych pierwszych, – elektronicznych eksperymentów – nijak dających się ogarnąć w wyobrażeniach dotychczasowego wizerunku muzycznego Bonda… co jak co o niebo bardziej żywiołowego niźli to co próbuje wcisnąć nam Francuz. I tak na przykład jeden z bardziej „porywających” kawałków na albumie A Pleasant Drive in St. Petersburg brzmi niczym potwornie słaba, radiowa wariacja tematyczna. Sama tematyka autorstwa Normana i Barry’ego zdaje się topić u Serry pomiędzy kolejnymi seriami sampli, wołając przy tym bezgłośnie o pomoc. Smak psują również pojawiające się co jakiś czas syntetyczne partie wokalne, czy też męski chór, bardzo mizernie prezentujący się w obrazie. Całe szczęście, co jakiś czas sytuację ratują tematy miłosne. Rozpisane są głownie na instrumenty smyczkowe i w przeciwieństwie do pozostałych elementów partytury potrafią przyciągnąć uwagę. Pierwszy z nich pojawi się w ładnym, aczkolwiek nostalgicznym We Share The Same Passion. Dużo więcej emocji serwuje temat z utworu The Severnaya Suite, który jeszcze kilkakrotnie powróci w innych lirycznych odsłonach. Ciekawostką jest wieńcząca płyte piosenka Serry, The Experience Of Love, która mimo, że z tematyką partytury ma niewiele wspólnego, stanowi ciekawe uzupełnienie romantycznego klimatu rozpościeranego przez wyżej wymienione utwory.

Moje subiektywne odczucia w stosunku do tej ścieżki są bardzo dalekie od miana pozytywnych. Serra stworzył partyturę nijak odnajdującą się w środowisku jakie przygotował wcześniej Barry, a swoimi nowatorskimi rozwiązaniami stylistycznymi nie wywiązał się należycie z zadania jakie na nim ciążyło – poprawnej ilustracji. Być może gdyby gatunek obrazu i jego tematyka dotyczyła czegoś innego, muzyka ta znalazłaby swoją rację bytu. Tutaj niestety nie funkcjonuje za dobrze. O walorach estetycznych materiału zawartego na płycie rozpisywał się nie będę, bo nie ma sensu kopać leżącego. Jeżeli ktoś zastanawiał się nad kupnem tego soundtracku apelowałbym o ponowne rozważenie tego posunięcia. Może się okazać, że wyrzucisz pieniądze w błoto…

Inne recenzje z serii:

  • Blood Stone (vg)
  • From Russia With Love
  • Goldfinger
  • Thunderball
  • You Only Live Twice
  • On Her Majesty’s Secret Service
  • Diamonds Are Forever
  • Tomorrow Never Dies
  • World Is Not Enough
  • World Is Not Enough – Expanded Edition
  • Die Another Day
  • Die Another Day – Expanded Edition
  • Casino Royale
  • Quantum of Solace
  • Skyfall
  • Spectre
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze