Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Philippe Rombi

Joyeux Noël (Boże Narodzenie)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Wielokrotnie na łamach naszego portalu wyrażałem swoją niepohamowaną złość na rodzimych dystrybutorów, ludzi o niezwykle ograniczonych horyzontach, pragnących jedynie za wszelką cenę w najprostszy i najbardziej tandetny sposób się wzbogacić. Owa „szara pajęczyna” jest w stanie wypromować nawet największy gniot zza oceanu (żenujące produkcje z pogranicza horroru, lub też infantylne komedyjki) z wielką premedytacją unikając kina europejskiego.

Wzorcową sytuacją odtrącenia przez rodzimych dystrybutorów jest sprawa ślicznego i bardzo mądrego filmu, wyreżyserowanego przez młodego francuskiego twórcę Christiana Cariona, filmu zatytułowanego „Joyeux Noël” (dosłownie „Wesołych Świąt”, ale polscy tłumacze uparli się, że będzie inaczej). Produkcja ta mimo wysokich ocen zarówno krytyków jak i zachodniej publiczności, nie znalazła w naszym kraju osoby gotowej dzieło to rozpowszechnić. Nie tylko poprzez kino, ale co gorsza nawet za pomocą DVD. Nie muszę chyba mówić jak wielkie jest z tego powodu moje rozgoryczenie. „Joyeux Noël” bowiem to nie tylko świetna technika (zdjęcia, muzyka), ale przede wszystkim niebanalny scenariusz, który choć wyraźnie antywojenny w swej istocie, nie grawituje w kierunku stereotypowych oskarżeń.

Film jest opartą na faktach opowieścią o intrygującym wydarzeniu jakie miało miejsce w wigilijny wieczór roku 1914, kiedy to walczący w okopach wrogowie (Niemcy, Francuzi i Szkoci), zaprzestali walk i bez zgody dowódców zawarli rozejm i przyjaźń… Reżyser całe wydarzenie przedstawił wiernie, choć dla potrzeb klarowności historii połączył wiele wątków z różnych okopów. Powstał tym samym piękny, poruszający traktat o potrzebie pokoju, pokoju, który mogą zrozumieć tylko ludzie gnijący pośród umocnień, ludzie którzy w odróżnieniu od tłustych generałów paradujących w wykrochmalonych koszulach, wiedzą czym naprawdę jest wojna.

Niezwykle ważną rolę w filmie pełni muzyka. To ona bowiem jest zarzewiem pokoju. Muzykującym na dudach Szkotom (początkowo raczej w celach ambicjonalnych) odpowiadają dźwiękowo żołnierze niemieccy, spośród których jeden jest śpiewakiem operowym, który wraz ze swoją narzeczoną daje koncert dla kolegów w okopach. Wrogowie słysząc brzmienie kolędy (nieśmiertelne Stille Nacht) zamiast strzelać dołączają się ze swoimi instrumentami, w nieludzkim otoczeniu kreując prawdziwie ludzką atmosferę świąt Bożego Narodzenia. Nic więc dziwnego, że chcąc być wiarygodnym reżyser musiał wykorzystać odpowiednią muzykę źródeł. Nie zmieniło to jednak faktu, że aby podkreślić wyraz historii potrzebował też muzyki ilustracyjnej.

Dlatego właśnie zdecydował się zatrudnić rasowego kompozytora muzyki filmowej. Został nim Philippe Rombi, stosunkowo młody twórca (rocznik 1968), znany przede wszystkim jako ilustrator dziełek Françoisa Ozona („Swimming Pool”, „Pod Piaskiem”), który jednak dopiero partyturą do filmu Cariona pokazał, że jest twórcą posiadającym duży potencjał. Rombi napisał kompozycję łączącą w sobie elementy prawdziwie wielkiej epiki (Ouverture, La Guerre, War Adagio) z folkowymi wstawkami (Enterrement des Soldats) i melodyjną nostalgią (rewelacyjny, słyszalny w wielu wersjach Hymne des Fraternisés). Jak wspomniałem wcześniej ponieważ film wyraźnie tego wymagał, reżyser zawarł w nim 3 utwory źródłowe. Na płycie wszystkie one pojawiają się w pełnorkiestrowych aranżacjach, za które również odpowiedzialny jest sam kompozytor. Ale Carion chciał także aby Rombi dodał do całej tej muzyki źródeł coś od siebie, coś co mogłoby służyć jako wizytówka filmu. W ten sposób powstał Hymne des Fraternisés, który możemy przetłumaczyć jako Hymn zbratanych, pojawiający się zarówno w filmie jak i na płycie w dwóch wersjach: instrumentalnej i wokalnej. Utwór ten pełni w obrazie rodzaj szkockiej kolędy, która dała przyczynek do pojednania, jest też prawdziwie antywojennym poematem, symbolem zwycięstwa ducha nad durną polityką uprawianą przy generalskich stołach.

Ponieważ Joyeux Noël jest filmem wojennym nie mogło tu zabraknąć też prawdziwie wojennych utworów takich jak: Ouverture, La Guerre, War Adagio. Bez wątpienia są one świetne (ach te narastające brzmienie smyków), choć posiadają jedną zasadniczą wadę (w szczególności La Guerre): zupełny brak oryginalności. Stanowią bowiem przykład europejskiej recepcji „Cienkiej Czerwonej Linii” Hansa Zimmera, pozbawionej jednak wyrazistej elektroniki, która zastąpiona jest tutaj nienagannym wykonaniem London Symphony Orchestra. Sądzę, że wielu tak wyraźne nawiązania mogą przeszkadzać (z dużym prawdopodobieństwem to muzyka do filmu Malicka była temptrackiem), tym bardziej że to nie jedyny grzech Rombiego. Uważni słuchacze odnajdą również pewne elementy muzyki Nicka Glennie-Smitha z „Twierdzy” w utworze Enterrement des Soldats, jak również delikatne nawiązania instrumentacyjne do Johna Williamsa i jego „Szeregowca Ryana”. Mimo to ogromna siła wyrazu włożona w dzieło Rombiego sprawia, że słucha się tego wyśmienicie i gdy wyłączy się alarm antyplagiatowy można utonąć w tej muzyce zupełnie. Tym bardziej, że jest ona tego po prostu warta.

Oglądają i słuchając Joyeux Noël nawiedziła mnie pewna refleksja. Otóż całość skojarzyła mi się jakoś z potyczkami, które od kilku już lat toczą pomiędzy sobą polskie portale muzyki filmowej. Nikt już nie pamięta o co poszło, nikt nie pamięta kto zaczął. Ale czy to ma znaczenie??? Ważne, że obrzucamy się nienawiścią, jadem, złośliwościami i zawiścią, tonąc coraz bardziej w szambie. Może przy okazji kolejnych świąt Bożego Narodzenia przyszedł czas na zgodę? A jeśli nawet z pięknych deklaracji i życzeń świątecznych nic nie wyjdzie to i tak pozostanie nam coś bardzo ważnego. To że próbowaliśmy.

Tak więc w tym miejscu nie pozostaje mi nic innego jak polecić zarówno naszym czytelnikom jak i konkurencyjnym portalom posłuchanie płyty z filmu Joyeux Noël. Niech zabrzmi nam wszystkim Hymn zbratanych. Chociaż w czas świąt. Chociaż na kilka chwil.

Niniejszą recenzję dedykuję naszym konkurentom. W szczególności zaś kolegom z portalu soundtracks.pl. Aby nie myśleli o mnie tak źle, jak pewnie myślą…

Najnowsze recenzje

Komentarze