Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alan Silvestri

Back to the Future Trilogy, the (Powrót do przyszłości – kompilacja)

(1999)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Muzyka z trylogii Roberta Zemeckisa Powrót do przyszłości nigdy nie miała dużych możliwości zaistnienia w świecie miłośników muzyki filmowej. Co prawda wydano ilustrację do drugiej i trzeciej części, ale najbardziej poszukiwana ścieżka z oryginalnego filmu (i uważana przez wielu za najlepszą) nigdy nie doczekała się oficjalnego wydania (pisane są nawet petycje w tej sprawie przez fanów…). Na oficjalnym soundtracku można znaleźć jeden utwór instrumentalny, istnieje również bootleg, ale to stanowczo za mało dla miłośników tej serii. W końcu sprawy w swoje ręce wziął szef wytwórni Varese Sarabande Robert Townson i w 1999 roku z pomocą dyrygującego tym razem Johna Debneya oraz The Royal Scottish National Orchestra, postanowił wskrzesić tą muzykę z niechybnego zapomnienia. Do powtórnego nagrania dołączono fragmenty partytur z dwóch pozostałych części i wydano kompilację pod szyldem The Back to the Future Trilogy.

Najhojniej na tym „składankowym” albumie potraktowano oczywiście muzykę z części pierwszej. Otwierająca uwertura „Back to the Future” jest znana chyba każdemu pasjonatowi kina, a już soundtracków w szczególności. To dynamiczny, przebojowy temat w wielkim stylu, pełen orkiestrowych fanfar, doskonale uwydatniający ducha przygody i podróży, czerpiący wiele ze stylistyki osiągnięć Johna Williamsa (Indiana Jones, Star Wars). I choć wiele orkiestracyjnych pomysłów Silvestri’ego jest zbieżnych z muzyką Williamsa, Silvestri potrafił jednak wypracować jednak swój własny styl. Główny temat lśni swym rozmachem w większości utworów, dając poczucie powiewu szerokiej przygody. Dla zbudowania suspense’u używany jest podobnie jak w Predatorze fortepian, zresztą jak widać ta późniejsza kompozycja Silvestriego dużo zawdzięcza Powrotowi do przyszłości. Dużą gratką jest poszukiwany, choć krótki „Skateboard Chase” z intrygującym motywem „działania” (przeważnie dwójki głównych bohaterów), rozwiniętym w „Doc Returns” przechodząc w heroiczne wykonanie głównego tematu. Muzyka z finału filmu rozgrywającego się na zegarze ratusza, to 10-minutowa muzyka akcji Silvestriego pierwszego sortu, pełna znanych z „Predatora” „orkiestrowych riffów”, energicznych werbli oraz oczywiście sekcji dętej wykonującej temat przewodni. Odsapnięciem od momentów głośnych są liryczne, jak zawsze eleganckie u kompozytora i nacechowane emocjonalnością fragmenty „Marty’s Letter” i „4×4” (solo na trąbkę), gdzie jednak kompozytor przeważnie „wplata” temat przewodni doskonale spajając tym samym kompozycję jako całość.

Przedstawione tutaj fragmenty kompozycji z Back to the Future, Part II w zasadzie nie posiadają jakichś cech, które bardzo odróżniałyby ją od oryginału. „Hill Valley, 2015” to praktycznie wariacja głównego tematu z motywem „działania” znanego z „Doc Returns”, a „Burn the Book” przedstawia ponownie powolny, heroiczny motyw z werblowym podkładem; mimo to, brzmi to świetnie! Elegia w stylu Johna Barry’ego w „The Letter” jest tylko krótkim przerywnikiem dla następnych, jeszcze krótszych dwóch utworów, w tym fanfary pod logo filmu. Na końcu części II znajdowała się zapowiedź przygód bohaterów (tym razem) na Dzikim Zachodzie i stamtąd też pochodzi ostatni fragment, „The West”, który w zasadzie jest tematem dla Powrotu do przyszłości III, a akompaniujący zapowiedź trzeciej części filmu po napisach końcowych drugiej. Nie należy się jednak temu dziwić, ponieważ II i III części filmu powstawały jednocześnie i zapewne przy końcowych przygotowaniach części II, Alan Silvestri pracował już nad finałowym epizodem trylogii.

A sam w/w temat to kwintesencja przygodowej muzyki Dzikiego Zachodu – coś pomiędzy Siedmioma wspaniałymi Elmera Bernsteina, a Sułtanami westernu Marca Shaimana. Delikatnie wpleciona gitara akustyczna oczywiście przywołuje typowy westernowy klimat, lecz wciąż zawiera w sobie pierwiastek stylu Silvetriego, który sprawia że nie czujemy zgrzytu między pozostałymi częściami filmowej trylogii. Z kolei zabawny „Indians” posiada sekwencję smyczkową przypominającą pędzący ekspres, która wzbogacona jest o potężną perkusją o wojennym charakterze. W drugiej części utworu możemy usłyszeć znakomity temat miłosny, temat który w pełni rozkwitnie w „End Credits”. Kończący album „Back To The Future: The Ride” to ilustracja specjalnie zaadaptowana do parku rozrywki Universal Pictures i co ciekawe to chyba najbardziej mroczny utwór ze wszystkich, stylistycznie bardzo w klimatach Predatora

Ten album to doskonała pozycja dla wszystkich fanów serii oraz dynamicznej i tematycznej muzyki orkiestrowej; fanów Alana Silvestrigo w szczególności. Producenci wyraźnie postawili na muzykę z pierwszej części, która jest chyba najlepszą, choć westernowe ubarwienia kompozycyjne dla muzyki z III części również stawiają ją wysoko. Fragmenty z części II choć niczym nie ustępujące w kwestii muzycznej czy tematycznej jakości, brzmią raczej jak zwykłe zaadaptowanie przez kompozytora muzyki z oryginału, podobnie jak to miało miejsce przy okazji np. Predatora 2. Bohaterski temat przewodni i muzyka akcji są po prostu znakomite, przywołują na myśl najlepsze momenty Predatora. Godna uwagi jest żelazna konsekwencja kompozytora w eksploatowaniu głównego motywu, choć oczywiście mamy tu do czynienia tylko z pewną wyrywkową częścią muzyki, która została użyta w filmach. Szacunek budzić musi łatwość pisania Silvestriego tak znakomitych i porywających melodii na pełną orkiestrę. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt iż kompozytor ten swoje pierwsze szlify w tej materii zdobywał właśnie podczas tworzenia tej muzyki (wcześniej na koncie miał jeden orkiestrowy score do Fandango), podziw nasz powinien być tylko większy. Tym bardziej, że Back to the Future stało się prawdziwym klasykiem lat 80, sztandarowym przykładem muzyki „kina nowej przygody”. Chcąc być uczciwym należy też pochwalić świetny re-recording, który możliwy był dzięki nieprzeciętnym umiejętnościom Johna Debneya i prowadzonej pod jego batutą The Royal Scottish National Orchestra, dzięki którym muzyka jest dynamiczna, energiczna i zanadto nie tracąca nic z ducha oryginału (choć zapewne nadgorliwi krytycy mogą wytknąć „płaskość” niektórych sekwencji perkusji).

Najnowsze recenzje

Komentarze