Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Philippe Sarde

Bear, the (Niedźwiadek)

(1989)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

The greatest thrill is not to kill

but to let live.

-James Oliver Curwood

Niedawne sukcesy Mikro- i Makrokosmosu oraz Marsza pingwinów, pokazały że francuscy filmowcy mają niezwykły talent do kręcenia filmów, których bohaterami są zwierzęta, a człowiek pojawia się tylko w epizodach, albo wcale. Jednakże zanim owady, gęsi czy pingwiny podbiły kina na całym świecie, wybitny francuski reżyser Jean Jaques Annaud odniósł ogromny sukces z filmem, którego bohaterem były dwa niedźwiedzie. Niedźwiadek (oryg. The Bear lub L’Ours we Francji) to dość swobodna adaptacja powieści Jamesa Olivera Curwooda pt. „Władca Skalnej Doliny” o przeplatających się losach północnoamerykańskich traperów oraz niedźwiedzi grizzly, na które polują.

Niedźwiadka miałem przyjemność oglądać w kinie, jeszcze w beztroskich czasach podstawówki. Film do dziś pozostaje jednym z moich ulubionych, ale to przecież swoiste arcydzieło kina familijnego, ze świetnie poprowadzoną nieskomplikowaną ale jakże pouczającą fabułą i pięknymi górskimi pejzażami (choć akcja rozgrywać się ma w Kanadzie, znaczną część filmu kręcono w Alpach). Muzyka w tym filmie nie odgrywa tak znaczącej roli jak chociażby w paradokumentach Perrina. Tutaj emocje najczęściej przekazują same zwierzęta piszcząc, warcząc, rycząc, prychając… Bynajmniej nie oznacza to, że muzyki jest mało lub wcale. Stworzona na potrzeby filmu partytura Philippe’a Sarde’a dobrze komponuje się z obrazem i uzupełnia go, gdzie trzeba. Sarde, który stworzył muzykę do dziesiątek francuskich produkcji, współpracował już wcześniej z J.J. Annaud’em przy Walce o ogień, ale w Polsce pewnie bardziej może być znany z kompozycji do filmów Romana Polańskiego, takich jak Piraci i Tess (jego jedyna nominacja do Oscara).

Muzykę na soundtracku z The Bear podzielono zaledwie na dwa utwory (tak jak w zimmerowskim K2), które na dodatek nazywają się tak samo. Pierwszy z nich otwiera wspaniały, prowadzony z rozmachem przez orkietrę temat, który pojawi się jeszcze kilka razy na albumie, ale już nie w tak potężnej, ekspresyjnej aranżacji. Mnie kojarzy się on trochę z muzyką Johna Williamsa, ale nie z fanfarowymi kompozycjami w stylu Star Wars, tylko bardziej dramatycznymi jak Siedem lat w Tybecie czy Urodzony 4 lipca. Jest w tym temacie też coś europejskiego, coś z Maurice’a Jarre’a czy Patricka Doyle’a, ale do czego by go nie porównać, jest to na pewno kawał pięknej muzyki i najlepsze trzy minuty na płycie.

Reszta pierwszego utworu, jak i utwór drugi są bardzo zróżnicowane i składają się z najczęściej kilkuminutowych fragmentów o różnym charakterze. Znajdziemy wśród nich spokojniejsze kompozycje, będące zarówno aranżacjami wspomnianego już tematu, jak i nowymi melodiami oraz bardziej dynamiczne, gdy orkiestra wręcz wybucha a głośno odzywają się tuby i puzony, co bywa dość ciężkie w słuchaniu i momentami brzmi trochę archaicznie, jak muzyka akcji u Maurice’a Jarre’a. Inne z kolei fragmenty przypominają action-score w typie williamsowskich Star Wars. I nawet orkiestra jest ta sama, bo Sarde także korzysta z usług słynnej Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Część tej muzyki w filmie nieco ginie, pomijając może sekwencję polowania z psami, w zasadzie zwraca uwagę część bardziej stonowana, wręcz liryczna. Francuski kompozytor w kilku miejscach do zilustrowania beztroskich figli małego niedźwiadka nadaje muzyce, w tym także tematowi głównemu, charakter walca (na przykład na początku drugiej ścieżki), co tylko podkreśla bardzo klasyczny charakter całej kompozycji.

Oczywiście jeśli utwór trwa ponad 20 minut, to znajdzie się w nim trochę nudnego underscore’u i muzyki wybitnie ilustracyjnej, która kompletnie nie sprawdza się poza filmem. No, ale tak to już jest w muzyce filmowej. Wadą The Bear jest też swoisty mickey-mousing, który słychać chociażby gdzieś tam w środku utworu drugiego, ale na szczęście czasowo nie jest tego dużo.

The Bear, choć jest partyturą skomponowaną na potrzeby filmu, jakby nie patrzeć, familijnego, nie jest wcale prosta, lekka, łatwa w odbiorze i nie jest to raczej pozycja dla rozpoczynających przygodę z muzyką filmową. Ja nie od razu przekonałem się do tego soundtracka. Co prawda sam początek mnie oszołomił swoim pięknem, ale potem już było gorzej i miałem momenty zwątpienia w tę kompozycję. Jednak, jak wiadomo, dobra muzyka sama się obroni i po kilku podejściach zacząłem coraz bardziej doceniać dzieło Philippe’a Sarde’a. Myślę, że choć ani prezentacja w filmie ani na albumie nie jest zachwycająca, to warto zapoznać się The Bear, zwłaszcza tym, którzy darzą Niedźwiadka zasłużonym sentymentem.

Najnowsze recenzje

Komentarze