Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Secret of the Sahara (Tajemnice Sahary)

(1987)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Każdemu z nas zdarzyło się zapamiętać z dzieciństwa jakiś obraz, dźwięk, frazę muzyczną czy wydarzenie, które pamiętamy „jak gdyby” przez sen. Gdy gdzieś, kiedyś, przez przypadek nasza pamięć odrestaurowuje owo „coś”, doznajemy swego rodzaju magicznego deja vu, chcemy to jeszcze raz przeżyć lub usłyszeć. Jedną z takich rzeczy w wymiarze muzycznym była dla mnie raczej słabo pamiętana muzyka Ennio Morricone z tak samo już chyba zapomnianego serialu telewizyjnego Tajemnice Sahary. W czasach gdy ów rozbudowany, kilku-częściowy mini-serial zaszczycał swą obecnością ekrany polskiej telewizji, ja jako mały podrostek zapewne jeszcze nie miałem pojęcia o muzyce filmowej jako takiej (pewnie również kto to taki ten Morricone…), lecz całkowicie zaprzątnął mą uwagę wspaniały temat główny, który zawsze później kojarzył mi się z nostalgicznym czasem dzieciństwa. I oto już jako „zaprawiony” słuchacz muzyki filmowej doszedłem do informacji, iż istnieje również ścieżka dźwiękowa z tego świetnego serialu, będąca przedmiotem tej recenzji.

Album wydany przez BMG otwiera nie co innego jak główny temat Tajemnic Sahary. Temat ów to „czysty” Morricone. Emocjonalna, inspirująca, nieco mistyczna linia melodyczna, jedna z najlepszych jakie kiedykolwiek stworzył. Chociaż – ile on już takich stworzył… ;). Morricone, pisząc Tajemnice Sahary był dokładnie w samym epicentrum jego największych międzynarodowych sukcesów, po genialnych Dawno temu w Ameryce oraz Misji a przed Nietykalnymi, Kinem Paradiso oraz Ofiarami wojny. W znany tylko sobie sposób, epicki ton orkiestry łączy tutaj z subtelnymi solówkami na trąbkę oraz anielskim, nucącym bezsłownie chórem, dodając muzyce szczypty mistycyzmu i fantasy. Gdy zamkniemy oczy bez wątpienia możemy sobie wyobrazić przepastne krajobrazy pustyni, dmuchający wiatr i czyhającą przygodę…

Płyta jest podzielona w pewnym stopniu na dwie odsłony. Pierwsza ma nam do zaoferowania min. sensacyjny utwór „Red Ghosts” z smyczkowym, nerwowym pizzicato, „spróbkowaną” gitarą elektryczną i znakomitym użyciem mistycznego chóru. Morricone zawsze słynął z nietuzinkowego użycia głosów i nie inaczej jest tutaj. Chór dodaje muzyce tak jak powiedzieliśmy tajemnicy, mistycyzmu, jest wielowarstwowy i znakomicie zaaranżowany. Jest poniekąd kuzynem genialnych partii chóralnych z Ofiar wojny. Twórca posiłkuje się wspaniale również solowymi partiami na basowy flet Paolo Zampiniego, którego krystaliczne, delikatne wykonania są istnym balsamem dla duszy. W pewnym sensie w podobny sposób pisze na flety nasz Michał Lorenc. Muzyka ta przynosi wspomnienia, buduje senną atmosferę. Inny przykład świetnego używania solowego instrumentu, który wystaje ponad chór i orkiestrowe tło to „The Hawk”, gdzie solowe skrzypce grają nam główny temat a sekcja fletów kreuje muzyczną paletę przypominającą z pewnością lot tytułowego jastrzębia. Do czynienia mamy tu również z istnym gigantem, ponad 10-minutową impresją na temat tajemniczej Mówiącej Góry, która skrywa tajemnicę, za którą podążają bohaterowie opowieści. „The Mountain” to gwałtowny fresk, raczej umykający pojęciom standardowej muzyki filmowej, w którym Morricone prezentuje budujące, inspirujące partie na monumentalne chóry i dysonujące orkiestrowe podłoże, przypomniając znajome tonacje podniosłych momentów Misji na Marsa. Słucha się tego troszkę ciężko, ale jest to przykład niewątpliwego geniuszu kompozytora. Nie mam pewności, czy aby ten utwór zaistniał w serialu w takiej formie jak na albumie, czy też jest to tylko impresja na temat jakichś idei dot. tego obiektu z serialu. Jeżeli tak jest w istocie, to bardzo dobry przykład na to, co może stworzyć wybitny kompozytor nie ograniczony li tylko filmowym obrazem. Jeżeli chodzi o nawiązania kompozycyjne to w jednym z utworów mamy do czynienia z piękną elegią, która dosłownie nuta w nutę została skopiowana przez Hansa Zimmera w finale „The Battle” z Gladiatora (gdy oglądamy ostateczne zwycięstwo rzymskich wojsk)…

Po pierwszej, tak zróżnicowanej muzycznie i ciekawej części albumu, gdzieś od utworu 9-tego, jak to się mówi: tempo „siada”. Nie chodzi o to, że muzyka jest słaba lub nie satysfakcjonująca, lecz staje się dość smutna i stonowana. Mamy do czynienia z takim trochę wymuszonym tłem. Powolnym, czasami a-tematycznym, opartym głównie o instrumenty smyczkowe. Brakuje muzyce trochę emocjonalności, którą przecież tak łatwo znaleźć można u Morricone. Przepada gdzieś ekscytacja, inspiracja, która towarzyszyła wcześniejszej partii materiału. Za to dużo fragemntów jest ponurych, kontemplacyjnych (basowa tuba w wykonaniu Carlo Ingratiego), tak po prawdzie człowiek czeka na silne rozwinięcia głównego tematu, który od czasu otwierającego utworu nie lśni ani razu tak wielkim blaskiem. I niestety nie doczekuje się… Przychodzi nam na niego czekać aż do finałowej piosenki śpiewanej przez czarnoskórą Amii Stewart, opartej na nim właśnie. A wspaniała to piosenka, zaśpiewana z wielkim wczuciem przez współpracującą czasami z Włochem wokalistkę. Jeżeli ktoś zna doskonały album Focus, na którym najsłynniejsze tematy kompozytora są znakomicie zaaranżowane na piosenki, to z pewnością będzie szczęśliwy słysząc tą wersję. Doskonałe podsumowanie płyty. Piosenka ta znajduje się również na kompilacyjnym albumie Amii Stewart & Ennio Morricone, gdzie znaleźć można dziewięć innych, przearanżowanych piosenek z repertuaru Włoskiego maestro.

Płyta z Tajemnic Sahary zawiera znakomity materiał muzyczny, lecz niestety jak to bywa na wydawnictwach Morricone, dość zawodnie słuchaczowi podany. Owszem, praktycznie każdy utwór prezentuje inne rozwiązania kompozycyjne, inną bazę instrumentalną, w pewnym sensie jest przedstawiony jako oddzielna kompozycja, lecz po fenomenalnej pierwszej połowie przychodzi dość przeciętny finisz, jednostajny i stonowany. Serial liczył 360 minut. Niech w 1/3 jego długości będzie podkład muzyczny maestro, daje nam to 120 minut muzycznego materiału. Z tych (zakładanych) dwóch godzin na pewno można było wyłowić więcej inspirującego, tematycznego materiału a przede wszystkim genialny temat główny, który po prezentacji w pierwszej ścieżce praktycznie znika do końca… Może troszkę przesadzam krytykując Tajemnice Sahary, ale niewątpliwie sposób prezentacji muzyki na płycie zawodzi. Jednakowoż ogólnie jest bardzo dobrze, jeśli nie świetnie. Ale do tego Morricone nas już przyzwyczaił. Polecam.

Najnowsze recenzje

Komentarze