Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Williams

Patriot, The (Patriota)

(2000)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.

„Patriota” to moim zdaniem

najlepszy chyba blockbuster Emmericha. „Stargate” mnie znudziło, „ID4” zirytował, „Godzilla”

zniesmaczyła, a ostatnie „The Day After Tomorrow” pozbawiło resztek złudzeń. Do kompozytora Davida Arnolda

jak dotąd wciąż się nie przekonałem. Nieładnie to zabrzmi, ale cieszę się, że obaj panowie zakończyli swoją

współpracę, czy to w spokojnej, czy też nerwowej atmosferze. Przygotowane przez Arnolda demo „Patrioty” miało

być bardzo słabe, co zakończyło się nagłym i nieoczekiwanym dla środowiska fanów zwolnieniem kompozytora. Prawdę

mówiąc nie zaskakuje mnie to już dzisiaj, zważywszy na marną jakość jego przedsięwzięć w ostatnich latach, a

zwłaszcza wielkie rozczarowanie pod tytułem „The Muskeeter”… Emmerich, odkąd drogi jego i Arnolda rozeszły

się, nie zdecydował się jeszcze na stałą współpracę z żadnym kompozytorem. W dwóch kolejnych projektach zaangażowani

zostali weteran John Williams i mało znany Austriak, Harald Kloser, autor niezłego „The 13th Floor”. O ile

jednak Kloser zawiódł niemal wszystkich bardzo słabym „Pojutrzem” (po którym do Arnolda zatęskniłem), to

Williams, mający akurat mało napięte terminy – dzięki czemu właśnie Emmerich mógł się do niego zwrócić, sprawił się

nieporównywalnie lepiej. Efektem była kolejna nominacja do nagrody Akademii…

Film Emmericha osadzony jest w realiach wojny o niepodległość z Imperium Brytyjskim i przedstawia historię

wciągniętej w okrutny konflikt rodziny byłego oficera Benjamina Martina. Oczywiście pierwszym skojarzeniem będzie

głośne „Glory”, trudno jednak poza tematyką dopatrzyć się innych cech wspólnych między pracami Hornera i

Williamsa. „Patriota” jest zupełnie odmienny stylowo, co przejawia się chociażby w minimalnym wykorzystaniu

charakterystycznych dla epoki fletów i kompletnym braku partii chóralnych, będących centralnymi fragmentami

„Chwały”. W odróżnieniu od Hornera, Williams w mniejszym stopniu używa wojskowych werbli, unika stosowanego w

większości ilustracji wojennych stylu marszowego, czyniąc z kotłów czołowy instrument perkusyjny. Uzyskuje dzięki

temu efekt znacznie potężniejszy niż można by przewidywać (choć trudno tu mówić o dominującej roli perkusji) i, co

ważne, dodaje utworom akcji sporej dawki energii. Nawet tam, gdzie werble się pojawiają, pełnią one tylko dodatkową

funkcję budowy rytmu, nie prowadząc utworu i nie wybijając się zbytnio na pierwszy plan. Mądra i właściwa

decyzja.

Standardowo Williams na potrzeby

filmu napisał dwa bardzo dobre tematy przewodnie, które prezentuje w wyśmienitej suicie otwierającej album oraz w

jej repryzie na samym końcu płyty. Pierwszy z nich to motyw rodzinny/miłosny, niezwykle ciepła i atrakcyjna melodia,

zainicjowana subtelnie przez solowe skrzypce (Mark O’Connor), a w późniejszej fazie przejęta przez sekcję smyczków,

nadającą utworowi większego rozmachu. Drugi temat ma funkcję zupełnie odmienną, eksponuje bowiem heroizm opowieści.

W suicie rozpędza się fantastycznie, początkowo pobrzmiewając w tle w towarzystwie szaleńczych fletów – w podobnym

stylu wykorzystanych przez Morricone we wcześniejszym o parę lat „Nostromo” – a dopiero po chwili wkraczając

z pełnią mocy. Moment połączenia dwóch melodii wykonywanych przez lżejsze i cięższe dęte blaszane to po prostu

maestria kompozycji i z pewnością jeden z najlepszych fragmentów płyty. Temat heroiczny powtarzany jest bardzo

często, czasem z nadmiernym patosem, ale przy tym zawsze z wystarczającą dawką elegancji; motyw rodzinny natomiast

wiele traci w kolejnych aranżacjach, staje się nieznośnie ckliwy, być może z winy wysokiej na ogół tonacji, i sam

jeden w niewystarczającym niestety stopniu kontrastuje ilustracji wojennej. Nudzi się znacznie szybciej niż jego,

dość schematyczny przecież, czerpiący kilka nut z „Dry Your Tears, Africa” („Amistad”),

kolega.

W odróżnieniu od ostatnich projektów Williamsa – przede wszystkim „Minority Report” – muzyka akcji w

„Patriocie” jest znacznie bardziej tonalna, mniej dysonująca, prowadzona przez grupę powtarzających się co

jakiś czas motywów i wyraźny rytm. „The First Ambush” brzmi co prawda dość blado, jednak już kolejne czołowe

sekwencje bitew – „Tavington’s Trap” i „Martin vs. Tavington” robią duże wrażenie. Oba utwory

rozpisane są znakomicie, następują płynne przejścia pomiędzy kolejnymi fragmentami i motywami, a całość powinna

zadowolić nawet niechętnych williamsowskiej akcji. Trudno doszukać się tu zarzucanego mu wielokrotnie chaosu,

podobnie jak w późniejszym „Ataku Klonów” wszystko jest dokładnie zaplanowane, przemyślane i wyliczone.

Bardzo dojrzałe kompozycje. Co ciekawe, trzynutowy temat rodzinnej tragedii, opisujący śmierć Thomasa, ma

zaskakująco wiele wspólnego ze słynnym „Journey to the Line” („Cienka Czerwona Linia”), i to nie tylko

w samej strukturze, ale także w warstwie melodycznej. Pytanie, jak to skomentować? Oba utwory brzmią momentami wręcz

bliźniaczo, skłaniając do zastanowienia, czy aby genialne dzieło Zimmera nie było do pewnego stopnia źródłem

inspiracji. Ale czy ze strony reżysera, czy kompozytora, nie sposób orzec.

Warto zwłaszcza przyjrzeć się, jak muzyka Williamsa działa w filmie, gdyż pokazuje ona, jak znakomicie zilustrować

można obraz za pomocą konwencjonalnych, a miejscami wręcz kliszowych, środków wyrazu. W „Patriocie” Emmericha

bardzo często mamy do czynienia z ujęciami spowolnionymi, pozbawionymi dźwięków otoczenia, gdzie ścieżka dźwiękowa

dostarcza przedsięwzięciu dodatkowej warstwy dramatycznej. Finałowa potyczka Martina z Tavingtonem jest tego

doskonałym przykładem, gdzie na przemian pojawiają się dynamiczne sekwencje akcji i wykonywany przez solową trąbkę,

zwalniający tempo temat ponurych wspomnień głównego bohatera (klimatycznie otwierający film i pojawiający się

wielokrotnie w jego trakcie). Trudno w tej materii Williamsowi cokolwiek zarzucić, a swojego rodzaju 'spłycenie’

wymowy muzycznej w niektórych scenach nastąpiło raczej z winy samego obrazu, nie kompozycji. Ścieżka ta jest

wystarczająco funkcjonalna w filmie, by stanowić obiekt analiz dla wielu współczesnych twórców

hollywoodzkich…

Trudno w przypadku „Patrioty” mówić o jakimkolwiek nowatorstwie, całość opiera się na solidnych podstawach

wypracowanych przez lata w ramach gatunku, a jedyne co może ją w pewnym stopniu wyróżniać to mniejszy nacisk na

klimat wojskowy i elementy muzyczne epoki. Dowodzi jednak, że Williams nawet nie będąc specjalnie zainspirowanym,

bez większego wysiłku potrafi napisać score w pełni satysfakcjonujący i słuchalny. Choć artystycznie

„Patriota” nie jest najwyższych lotów, zapewnia godziwą rozrywkę na światowym poziomie i pomimo krytyki pod

jego adresem, zasłużenie znalazł się w gronie walczących o złotą statuetkę w 2000 roku.

Najnowsze recenzje

Komentarze