Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Kamen

Concerto For Saxophone (koncert)

(1990)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Zainteresowania muzyczne Michaela Kamena sięgały zawsze daleko poza muzykę filmową – to wie chyba każdy. Tak więc nie traćmy miejsca i czasu na wymienianie jego kolaboracji z uznanymi artystami muzyki popularnej jak i jego klasycznych przedsięwzięć (czasami bardzo nietuzinkowych). Do tej drugiej grupy należy koncert saksofonowy, wydany przez Warner Bros. Records w 1990 roku. Kamen napisał ów koncert specjalnie dla światowej sławy amerykańskiego saksofonisty Davida Sanborna, z którym współpracował wcześniej przy dwóch częściach bardzo popularnej Zabójczej broni (oraz dwóch kolejnych).

Album podzielony jest na osiem utworów. Pierwsze trzy to swoista symfoniczna uczta, w której słynna orkiestra National Philharmonic z Londynu „zmierza się” z niezwykle ekspresyjnym saksofonem altowym Sanborna (na zdjęciu po prawej). Następne pięć natomiast jest już kameralnymi utworami poświęconymi ważnym w życiu kompozytora kobietom, lecz również z dominującą rolą „saksu” Sanborna. Płyta rozpoczyna się od naprawdę wysokiego „A”. „Concert for Sanborn and Orchestra” podzielony jest na trzy odsłony trwające prawie 30 minut. W tych trzech aktach słychać całą kwintesencję muzyki Michaela Kamena, szczególnie wrażenie robi 14-minutowa część pierwsza. Fascynująca, elektryzująca partia na pełną orkiestrę i saksofon zachwyca tak swoją złożonością jak i niezwykłą tonalnością oraz melodyką, co przy 14-minutowym utworze gra niebagatelną rolę. Kamen w odróżnieniu od koncertów pisanych przez swoich kolegów po fachu, nie czyni kompozycji trudną w odbiorze, podług prawideł muzyki klasycznej (vide John Williams), lecz pisze muzykę niezwykle łatwo przyswajalną, niemal „popową”, jeżeli można nadać jej takiego określenia.

Połączenie potężnej, buzującej swą energią orkiestry symfonicznej z ekspresyjnymi, rewelacyjnymi partiami na saksofon jest bezbłędne. Zawdzięcza to tak doskonała aranżacja Kamena jak i pełne pasji wykonanie Sanborna. Co niezwykle inspirujące, saksofon altowy Sanborna nie ma sporadycznych wejść – on cały czas współbrzmi wraz z orkiestrą. Fuzja dynamicznej orkiestry, pulsujących orkiestracji i radosnego saksofonu, który cały czas jest w „centrum wydarzeń” po prostu zwala z nóg . Około 7-mej minuty pierwszego utworu usłyszeć można entuzjastyczny okrzyk (jednego z muzyków? Kamena??) „bam!bam!bam!bo!”. Nie wiem czy jest to celowy zabieg, czy jednego z muzyków naprawdę tak poniosła inspirująca muzyka kompozytora…

Koncert ma nawet swój główny temat, podobny do tego Zabójczej broni, czerpie w ogóle dużo ze stylistyki tamtej ścieżki dźwiękowej tak w połączeniu saksofonu i orkiestry jak i energetycznej muzyki akcji. Śmiem twierdzić iż idzie z tą muzyką znacznie dalej niż dynamika Lethal Weapon. Druga część ma już bardziej nostalgiczny charakter, nad emocjonalne orkiestracje wychodzi stonowany saksofon, gdzie Sanborn zachwyca nadal swoimi wariacjami tak trochę w typie The Russia House Goldsmitha. Z kolei trzecia odsłona to entuzjastyczny, wielki finał gdzie orkiestra znów zrywa się do radosnych i inspirujących brzmień. Kolejne utwory jak wspomniałem, są poświęcone ważnym kobietom w życiu kompozytora, dlatego też tytuły mają w nazwie imiona: Sasha, Zoe (córki), Sandra (żona) oraz Helen-Claire (najprawdopodobniej matka, nie udało mi się tego ustalić). Kamen w pewien sposób je unieśmiertelnił, piękny dar. Finałowe „Waiting for Daddy” pochodzi oczywiście z soundtracka do Brazil i był to doskonały pomysł by wykorzystać tutaj również to dziełko. Muzyka w tych utworach jest bardziej kameralna, studyjna, spokojna. Saksofon Sanborna już nie musi „walczyć” z żadną orkiestrą, ale nadal jest to muzyka wysokiej klasy. Kamen wykorzystując swe znajomości, namówił do nagrania w londyńskich studiach Abbey Road dwóch mistrzów gitary, Davida Gilmoura (Pink Floyd) oraz Erica Claptona, którego styl nie ma szansy być nie rozpoznanym w utworze siódmym.

Weźcie najbardziej pasjonujące fragmenty muzyki z Zabójczej broni (oczywiście włączając saksofonowe solówki Davida Sanborna) czy Robin Hooda i uwydatnijcie to wszystko jeszcze bardziej – otrzymacie Concerto for Saxophone, przynajmniej dla mnie najwybitniejszą pracę Michaela Kamena z jaką się spotkałem. Doskonale odzwierciedlającą tezę iż kompozytor filmowy pokazuje dopiero na co go stać i tworzy najwybitniejszą muzykę nie ograniczony obrazem. Concerto obok What Dreams May Come to również najlepszy album Kamena, którego wiele prac doskonale spisujących się w filmach, zawodzi właśnie ze swym oddziaływaniem na płycie. Inspirująca, muskularna muzyka wsparta szaleńczym „saksem” Sanborna zapowiada wiele prac Kamena z lat 90-ych, min. inspirującego Robin Hooda czy Mr. Holland’s Opus. Po fenomenalnym początku (koncert) dostajemy swoisty deser w postaci relaksującej części drugiej. Eleganckie wykorzystanie gitary przywodzi na myśl choćby takie kompozycje jak Aberdeen Preisnera czy nawet naszego Michała Lorenca. Muzyka jest do tego bogata zarówno w brzmienie jak i instrumentarium (dodatkowo sam Kamen „obsługuje” keyboardy). Concerto For Saxophone osiąga niedościgniony stopień wspomnianej fuzji solowego instrumentu z orkiestrą symfoniczną. Sensacyjne.

Najnowsze recenzje

Komentarze