Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jeff Beal

Rome (Rzym)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

HBO to telewizja, która swój prestiż zawdzięcza między innymi polityce „trzymania ręki na pulsie”, tj. ściągania nowości z kin wprost do swojej ramówki. Prestiż ten budowany jest również dzięki projektom w jakie od czasu do czasu ta telewizja się angażuje, chodzi mianowicie o seriale. Jakże szerokim echem swojego czasu odbiła się (również w Polsce) seria Rodzina Soprano zakończona dopiero po 6 latach od rozpoczęcia zdjęć. Nie mniejszym powodzeniem cieszyły się krótsze, aczkolwiek bardziej efektowne widowiska, Carnivale i Deadwood. Po sensacji i thrillerze fantastycznym, HBO postanowiło wyłożyć pieniądze (stosunkowo grube, bo aż 1mln $ na każdy z odcinków) na nową serię, tym razem umiejscowioną fabularnie na tle wydarzeń historycznych i to kluczowych dla ówczesnej epoki – ostatnich dziesięcioleci starej ery. Rzym, bo o nim mowa, jest opowieścią o dwóch żołnierzach – Tytusie Pullo i Lucjuszu Worenusie – na tle której toczą się najważniejsze dla Republiki wydarzenia polityczne. Wydarzenia, które na zawsze zmienią ustrój i kształt Imperium. Bohaterowie rzecz jasna są tylko i wyłącznie wymysłem scenarzystów, aczkolwiek stanowią oś wokół której obraca się całość fabuły i choć niektóre wątki historyczne zostają naginane na potrzeby produkcji, to fenomenalnie odwzorowane elementy kultury współczesnych mieszkańców Rzymu, wspaniała scenografia i kostiumy dają dużo ogólnych informacji na temat stylu bycia starożytnych. Sukcesu całości dopełnia oprawa muzyczna stworzona przez etatowego kompozytora telewizyjnego, Jeffa Beala.

To już drugi raz, kiedy Jeff Beal został poproszony przez HBO do zilustrowania ich przedsięwzięcia. Poprzednim tego typu projektem było Carnivale, mroczny i bardzo interesujący pod względem fabularnym thriller rozgrywający się w latach 30-tych minionego wieku. Rola Jeffa w formowaniu wisielczego klimatu tego serialu była nieoceniona, o czym zresztą pisał już jeden z kolegów w swojej recenzji. Sukces Carnivale w głównej mierze przyczynił się do ponownego zaangażowania Beala. Tym razem zadanie było nieco bardziej skomplikowane. Historyczny aspekt przedsięwzięcia wymusił niejako na Bealu zrewidowanie swojego warsztatu tak sprawnie ciosającego do tej pory pnie sensacji i thrillera. Jak się okazało wkrótce, nie stanowiło to zbyt wysokiej poprzeczki dla muzyka, by nie mógł jej przeskoczyć. Znajdując źródło inspiracji wśród kilku kolegów z branży, Jeff Beal stworzył doskonale wciskającą się w ramy obrazu partyturę dźwigającą na sobie zarówno filar epoki jak i ilustracyjnej odpowiedzialności. Ścieżka do tego stopnia absorbowała w obrazie, że jeszcze zanim zakończono wyświetlanie pierwszego sezonu na porządku dziennym stały się prośby fanów o wydanie fragmentów na płycie. Mając za sobą pierwsze 12 epizodów również oczekiwałem w napięciu na ten soundtrack. Kiedy już w końcu go wydano i po raz pierwszy zmierzyłem się z nim, „hurra-entuzjastyczne” nastawienie pękło niczym przedziurawiony balonik.

Sytuacja lubi się powtarzać, szczególnie, gdy w grę wchodzi muzyka z seriali. W przypadku Beala i jego najnowszego dzieła, Rzym, da się odczuć pewną powtórkę sytuacji z Carnivale. Oprawa muzyczna czyniła tam świetną robotę w samym obrazie, umieszczona na płycie niestety gubiła się w potoku własnej ilustracyjności, a nade wszystko natłoku zgromadzonego na dysku materiału. Soundtrack z Rzymu jest zapełniony muzyką niemalże po brzegi. Muzyką, która choć w samym serialu pełni nieocenioną rolę, tutaj stanowi huśtawkę lepiej i gorzej brzmiących kawałków, satysfakcję ze słuchania których będą w stanie odczuć tylko wielbiciele produkcji.

Kluczem do nawiązania nici zrozumienia na linii słuchacz-kompozytor jest czołówka, będąca równocześnie tematem przewodnim. Melodia ta musi być na tyle uniwersalna i miła dla ucha, by nawet po kilkudziesięciu „zetknięciach” budziła sympatię odbiorcy. Beal zdaje się być w tym naprawdę dobry. Czołówka do Rzymu to zdecydowanie najlepsze, co może wypłynąć ze ścieżki, na pewno najlepsza spośród wszystkich tematów, które w przypadku Rzymu są jakby bez charyzmy. Stanowi przy tym stylistyczny wzorzec z którym identyfikuje się reszta utworów. A przepis na warstwę brzmieniową partytury był banalnie prosty. Idąc za przykładem kilku kolegów z branży, Beal podszedł stereotypowo do swojego zadania i skupił się na przemielonej przez zachodnie standardy etnice starożytnych. Jako podstawę mamy tu zatem wschodnie instrumenty dęte (wszelkiego rodzaju flety), perkusyjne (kotły, bębny, grzechotki, tamburyna) wspierane ochoczo przez cały wachlarz elektroniki, kameralne smyczki, wokale oraz instrumenty solowe jak chociażby mandolina lub harfa. Nie zabrakło tu również pewnego muzycznego podpisu Jeffa, którym jest specyficzne operowanie syntetycznymi trąbkami dysonującymi z pozostałymi instrumentami. Wszystkie te elementy determinowane formą w jakiej buduje swój score kompozytor, tworzą egzotyczną pod względem technicznym, ale niezbyt atrakcyjną melodyjnie paletę dźwiękową, gdzie estetyka brzmieniowa i autonomiczność ustępuje miejsca funkcjonalności.

Mając nawet tak ukierunkowaną muzykę da się z niej wydobyć kilka elementów zdolnych przykuć uwagę. Mowa tu nie tylko o palecie tematycznej „aktualizowanej” w miarę postępu w akcji serialu, ale i poszczególnych utworach wnoszących też od siebie jakiś pierwiastek zainteresowania. Rysuje się tu charakterystyczny podział pomiędzy fragmentami opiewającymi domowe intrygi i rodzinne problemy, a muzyką akcji. Podczas gdy pierwsza jest najczęstszym nośnikiem lepiącej ciszę dźwiękowej tapety, druga wyrywa słuchacza z ogarniającego go z wolna snu. Rzecz jasna do rozmachu zimmerowskiego Gladiatora partyturze daleko, bowiem dzielą je nie tylko założenia i cele, ale przede wszystkim liczba wykonawców. Mimo tego, powstałe nawet w tak kameralnym składzie melodie potrafią absorbować, czego żywym przykładem jest bojowa fanfara z końcówki Riot In The Senate, Pullo Finds The Gold, cezarowy temat z The Battle Has Begun, czy rytmiczny motyw Kleopatry z Cleopatra Seduces Caesar. Kompozytor, by obdarzyć swój produkt większą wiarygodnością zaopatruje go w szereg zabiegów takich jak: pojawiający się od czasu do czasu żeński, etniczny wokal, czy muzykę tradycyjną uwypuklającą folklor ówczesnej kultury.

Niestety, w ostatecznym rozrachunku Jeff Beal nie uchronił swojej ścieżki od umoczenia jej w gęstej smole funkcjonalności. Kompozytor wykonał doskonałą robotę, która przekłada się na poprawienie atrakcyjności samego serialu. W kategoriach indywidualności muzyka ta plasuje się jednak daleko. Jako miłośnik Rzymu nie miałem większych problemów z wchłonięciem zawartego na krążku Rykodisc materiału. Chłonąłem go jednak przez pryzmat wrażeń jakie udzielały mi się oglądając serię. Biorąc pod uwagę, że część ze słuchaczy może ich być pozbawiona, perspektywa spędzenia z albumem 75 minut nie maluje się kolorowo. Jest to zatem pozycja tylko i wyłącznie dla fanów, poszukujących coś więcej niż tylko temat przewodni. Powstaje zatem pytanie, czy jednak warto inwestować w ten dysk, tym bardziej, że jedyną realną formą zakupu dla polaków jest sprowadzenie go z zagranicy? Na to pytanie każdy fan będzie musiał odpowiedzieć sobie indywidualnie…

Najnowsze recenzje

Komentarze