Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Craig Safan

Remo Williams: The Adventure Begins (Remo: nieuzbrojony i niebezpieczny)

(1985/2006)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

Pamiętacie taką przygodową komedię o policjancie, który po wypadku otrzymuje nową twarz, tożsamość i zostaje tajnym agentem? Szkoli go staruszek-Azjata, który umie… unikać kul niczym Neo z Matrixa (no, może nie tak widowiskowo) i biegać po wodzie niczym… wiadomo kto. 😉 To właśnie Remo Williams, w Polsce także pod tytułem Remo.Nieuzbrojony i niebezpieczny. Ten niskobudżetowy film oglądało się całkiem przyjemnie, jak i wiele podobnych, niezbyt może wyszukanych ale sympatycznych komedii z lat 80-ych. W kategorię nieambitnej rozrywki wpisywała się także towarzysząca obrazowi muzyka Craiga Safana. Amerykański kompozytor nigdy nie zrobił kariery w muzyce filmowej a ze stosu prac dla kina (tylko niskobudżetowego) i telewizji wśród miłośników soundtracków znany może być chyba tylko z Ostatniego gwiezdnego wojownika.

Safan komponując muzykę do Remo Williams wpisał się w nurt komediowego, elektroniczno-orkiestrowego score lat 80-tych. Wszelkie podobieństwa do muzyki z takich filmów jak Rybka zwana Wandą, Krótkie spięcie, bardziej orkiestralnych jak Goonies czy bardziej elektronicznych jak soundtracki Jana Hammera i Harolda Faltermeyera, są tu jak najbardziej do wychwycenia. Taki był wówczas sposób pisania muzyki i mnie osobiście to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Osobiście wolę melodyjną elektronikę od jej ambientowych czy minimalistycznych zastosowań. Dodatkowo w tej partyturze Craig Safan korzysta z pewnych dalekowschodnich stylizacji (tu skojarzenia z Black Rain), co zapewne związane jest z postacią azjatyckiego mistrza sztuk walki. To jak dla mnie też na mały plus tej kompozycji.

Jeśli pamiętacie cokolwiek ze ścieżki dźwiękowej z filmu, to zapewne będzie to bardzo fajna, charakterystyczna fanfara, podobna do motywu z Ostatniego gwiezdnego wojownika (zdaniem niektórych Safan dokonał tu wręcz małego autoplagiatu). Przedstawia ją krótko utwór „Remo’s Fanfare” jednak znacznie lepiej brzmi ona przy wsparciu syntezatorów i elektronicznej perkusji, które rozwijają melodię w „Main Title” czy „Log Chase„. Fanfara pojawi się na soundtracku kilka razy, ale jednak w moim odczuciu zbyt rzadko. Obok niej usłyszymy jeszcze kilka przyjemnych fragmentów, z których najciekawsze są te prezentujące quasi-azjatycką melodię: w spokojnej aranżacji w „Chiun & Remo” czy bardziej dynamicznej i wzniosłej w „Chiun Walks on Water/Remo’s Big Ending„.

I to niestety wszystko co można powiedzieć dobrego o tym soundtracku. Przez lata nie wydawany – istniało tylko wydanie promo sprzed kilku lat – w końcu wzięty na tapetę przez Perseverance Records i zmontowany w postaci niemal 70-minutowego albumu. To właśnie jego największa wada. Remo Williams przynudzałby trochę nawet przy połowie tego czasu trwania, ale w przypadku 70 minut ilość underscore, elektronicznego tła, nieciekawych ilustracji, itp. jest po prostu zatrważająca. Minutami muzyka ciągnie się bez wyraźnego celu i ładu, drażniąc albo monotonią elektronicznej perkusji, albo pojedynczymi dźwiękami etnicznych instrumentów, mającymi chyba w założeniu (ale tylko w założeniu) budować klimat. Do tego dochodzą jeszcze kiczowate melodyjki w stylu muzyki z karuzeli („Ferris Wheel Theme„), tandetnej muzyki romantycznej („Elevator Encounter„) czy zupełnych dziwadeł w stylu zamykającego płytę kawałka na organy.

Nie miałem wielkich oczekiwań w stosunku do muzyki z Remo Williams. Liczyłem na prostą, niezobowiązującą muzykę, pełną łatwo wpadających w ucho melodii, utrzymanych w klimacie lat 80-tych. Niestety moje oczekiwania spełnia może kwadrans tego albumu a reszta po prostu nudzi. Ta ścieżka dźwiękowa świetnie radziła sobie w filmie, ale na płycie, przynajmniej na tej płycie, delikatnie mówiąc nie zachwyca. Kilka niezłych melodii zalanych przez powódź czasami dość banalnych elektroniczno-orkiestrowych instrumentacji i wyjątkowo nijakiego underscore. Tylko dla największych fanów filmu i ścieżek z tamtych lat. Chociaż i oni powinni raczej sięgnąć po wydanie promo. Jest o tyle lepsze, że przynajmniej o 10 minut krótsze.

Najnowsze recenzje

Komentarze