Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Horner

Willow

(1988)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 27-04-2007 r.

Rok 1988. Zaraz po sukcesie Aliens, natomiast przed erą swoich największych tryumfów lat 90-ych, James Horner stworzył jedną z najbardziej złożonych i najambitniejszych partytur swojej kariery. Pracując dla reżysera Rona Howarda i producenta George’a Lucasa został poproszony o oprawę muzyczną opowieści fantasy pt. Willow. Filmu dzierżącego śmiałe inspiracje Władcą pierścieni Tolkiena, a jednocześnie będącą pozycją dziś wielce znaczącą i unikatową w gatunku przygody, fantasy i charakterystycznych elementów kina awanturniczego.

Horner pisał już partyturę podobnego typu do filmu Krull z 1983, która jest kultową w pewnych kręgach, natomiast praca nad dwiema częściami Star Treka oraz Obcym.Decydujące starcie na pewno zwiększyła jego doświadczenie w obrębie muzycznych gatunków fantasy oraz science-fiction. Kompozytor, już tradycyjnie (jak na tamten okres) skorzystał z usług słynnej The London Symphony Orchestra, etnicznego instrumentarium oraz chłopięcego chóru The King’s College Choir, którego natchnione wykonania kreują podobnie magiczny efekt co w rok późniejszej Chwale. Do nakreślenia specyficznej atmosfery filmu, Horner sięgnął do całego arsenału etnicznych instrumentów drewnianych oraz perkusyjnych: fletni, fletni pana, celtyckiej harfy oraz instrumentu, który stał się pewnym „fetyszem” kompozytora. Mowa tu oczywiście o japońskim flecie bambusowym shakuhachi, „obsługiwanym” tu przez Kazu Matsui. Po raz pierwszy swoją obecność zaznacza w otwierającym Elora Danan, asystując chórowi i pierwszemu głównemu tematowi (małej Elory), lirycznemu i niezwykle ciepłemu w wyrazie. Jego emocjonalny „wybuch” na początku siódmej minuty tego utworu może konkurować z najbardziej pamiętnymi fragemntami Braveheart. Stanowi on również główną oś kompozycyjną dla Willow’s Journey Begins i jako, że ścieżki na tym albumie są dość długie (nawet 18 minut!), tworzy znamienity kontrapunkt dla agresywnej muzyki akcji i mrocznego underscore’u. Ten ostatni w Willow jest dość silnie dysonujący, z brutalnym wręcz użyciem znanych z muzyki Hornera elementów takich jak uderzenia o metal, ciężka perkusja i „mroźne” smyczki (muzyczna sygnatura stworów złej królowej Bavmordy, które tropią bohaterów wyruszających w podróż). Dla niektórych dość irytujące mogą być wybuchy wspomnianego shakuhachi wraz z instrumentami dętymi, techniki używanej w muzyce kompozytora do takich filmów jak choćby Maska Zorro i Wichry namiętności.

Ilustracyjne tło, oparte na mrocznej i atonalnej sekcji dętej oraz fletach różnego rodzaju jest trudne w odbiorze, ale wytwarza bardzo specyficzną atmosferę zagrożenia (np. początkowa faza Bavmorda’s Spell is Cast). Natomiast w scenie gdy Willow odczarowuje sprzymierzoną z nim czarownicę można usłyszeć kapitalne, tajemiczne w wydźwięku użycie chóru. Mimo powyższego oraz długich czasów utworów, kompozytor serwuje co raz to krótkie, rytmiczne lejtmotywy przy użyciu np. czelesty czy też wspomnieć należy o interesującym glissando w połowie Canyon of Mazes. Drugim tematem głównym jest przebojowy, awanturniczy temat samego Willowa, oparty na potędze sekcji dętej, głównie obecny w bardziej melodyjnej muzyce akcji i jej bohaterskich fragmentach. Bez wątpienia perfekcyjną reprezentacją tegoż jest jego koncertowa wersja. Szczyt umiejętności w tworzeniu niemal baletowej muzyki akcji pokazuje nam James Horner w klasycznym już Escape From the Tavern, z silnym podkładem werblowym, szybkimi smyczkami i fanfarami sekcji dętej, oczywiście z tematem Willowa i króciutkim, zawadiackim tematem dla błędnego rycerza Madmartigana. W drugim, niemal 11-minutowym utworze akcji Tir Asleen możemy usłyszeć zaledwie przez chwilę śliczny temat miłosny – szkoda, że nigdzie więcej na albumie nie można go dosłyszeć. Z kolei świetnym wyczuciem komediowej konwencji popisał się twórca intonując rubaszny temat na klawesyn dla zarządcy wioski Willowa (utwory 1 i 3).

Muzyka z Willow to dzisiaj klasyk Jamesa Hornera i muzyki do kina fantasy. Co ważne, jest to kompozycja bardzo świeża i oryginalna, zważywszy na dzisiejszą kondycję muzyki Hornera, choć wielu obserwatorów, poniekąd słusznie, zarzuca mu skopiowanie wizytówki-tematu Willowa z III Symfonii Schumanna. Nie jest to muzyka łatwa w odbiorze po pierwszym przesłuchaniu. Ba! Długość i konsystencja ścieżek (szczególnie utworu 7) może zniechęcić skutecznie do przesłuchania całości. Sam powracałem do tego albumu wielokrotnie, jednak z każdym następnym przesłuchaniem muzyka ta odkrywała przede mną więcej swojego bogactwa orkiestracyjnego, pomysłów, drobnych „wtrąceń” i magii, której nie można jej odmówić. Piękne czy przebojowe tematy główne są na pewno najistotniejszą zaletą tej płyty, nie należy jednak zapominać o mniej tematycznych sekwencjach, w których czuć, że kompozytor korzysta z klasycznych mistrzów. Orkiestracjami zajmował się Greig McRitchie, współodpowiedzialny za takie soundtrackowe hity lat 80-ych jak Aliens, Glory i Conan barbarzyńca. W kategorii kina fantasy z partyturą tą mogą się tylko równać kompozycje Shore’a z Władcy pierścieni i Legenda Jerry Goldsmitha. Klasyk.

Najnowsze recenzje

Komentarze