Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ryuichi Sakamoto

Last Emperor, the (Ostatni Cesarz)

(1994)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 28-04-2007 r.

„Ostatni cesarz”. Legendarny tytuł i legendarny już film. Biografia ostatniego cesarza Chin Pu Yi. Wielki, epicki „fresk” Bernardo Bertolucciego z zachwycającą oprawą wizualną (Oscar dla Vittorio Storraro) oraz scenograficzną (zdjęcia realizowano min. w Zakazanym Mieście). Zgarnął deszcz nagród, w tym Oscara, Złoty Glob i Cezara za najlepszy film roku. Przeważnie (choć nie w 100% przypadków…) wizualnej estetyce wielkich i ważnych filmów towarzyszy pamiętna i piękna muzyka. Wylew nagród nie ominął w tym przypadku także kompozytorów, jakże nie tuzinkowych i nie szablonowych, zyskując muzyce z „Ostatniego cesarza” również status muzycznej legendy. Bertolucci rozpoczął tym filmem swoją współpracę z japońskim kompozytorem i aranżerem Ryuichi Sakamoto, kontynuując ją przy kolejnych filmach z trylogii Wschodu – „Pod osłoną nieba” oraz „Małym Buddzie”. Drugim twórcą jest brytyjski (choć mieszkający na stałe w USA) lider kultowej w latach 80-ych grupy „Talking Heads”, David Byrne. Natomiast trzeci „do tercetu” to mało znany chiński twórca Cong Su. Album z „The Last Emperor” podzielony jest właśnie na trzy odsłony przedstawiające pracę każdego z tych trzech panów. Być może nie do końca sprawiedliwie jeżeli chodzi o długość, lecz gdy zagłębimy się w muzykę zaprezentowaną przez wydawnictwo Virgin, zrozumiemy tego powody.

Pierwsza sekcja płyty przedstawia nam 25 minut kompozycji Ryuichi Sakamoto. Muzyka to wysmakowana brzmieniowo. Tym razem twórca znany już ze swego elektronicznego „Merry Christmas, Mr. Lawrence” prawie całkowicie rezygnuje z syntezatorów na rzecz środków symfonicznych, które od tego momentu będą „lśniły” przede wszystkim w jego kolejnych kolaboracjach z Bertoluccim, choć nie tylko. Sakamoto nadal posiada tutaj niesamowity zmysł melodyczny. Główna melodia z „Ostatniego cesarza” nie jest tak wyraźna, intensywna i łatwa do zaakceptowania przez słuchacza jak w „Pułkowniku”, lecz po głębszym wsłuchaniu się w kojące, niezwykle ciepłe w wyrazie linie harmoniczne, zaskakuje swym pięknem i prostotą – szczególnie w finałowym The Last Emperor – Theme. Można byłoby przewidzieć, że Japończyk solennie skorzysta z etnicznych, ludowych instrumentów. Owszem są i tutaj, będąc niejako prekursorem bardzo silnego trendu „upłynniania” tych środków w latach 90-ych i pierwszej dekadzie XXI wieku (Zimmer i Williams), lecz stanowią raczej tylko bardziej kolorystyczne brzmieniowo tło w postaci instrumentów strunowych (najpewniej koto lub ehru – Picking Up Brides). Z muzyki Sakamoto „wylewa się” jednakowoż zachodnia klasyka. Kompozycja jest przede wszystkim pięknie rozpisana na smyczki, bardziej dramatyczne momenty zapowiadają typowe dla kompozytora emocjonalne uniesienia („Wichrowe wzgórza”, „Pod osłoną nieba”). Ogólnie czuć w niej nostalgię i emocje związane z odosobnieniem i tęsknotą głównego bohatera. Jest także inspirująca – wspaniała melodia w Rain. Wykazuje znamiona minimalizmu znanego min. u Michaela Nymana i Wojciecha Kilara a w Open the Door pojawia się fascynująca, pulsująca sekwencja niemalże „muzyka akcji” na smyczki. Nielicznie występują tu elektronika i syntezowany chór. Warty uwagi jest również temat główny na instrumenty etniczne.

Wkład Davida Byrne’a w muzykę jest dużo bardziej uproszczony. Skupił się on bardziej na warstwie ilustracyjnej, z przewagą syntezatorów i rytmicznej perkusji. Szczególnie w pamięć zapada frywolne Main Title z przepiękną solówką skrzypcową. Muzyka Byrne’a podpada bardziej pod muzykę źródłową niż pod typowy, nasączony tematyką oryginalny score jak w przypadku Sakamoto. Bliżej mu, mimo że to nie Azjata, ku takim twórcom jak Tan Dun czy kompozytor obrazów Kurosawy, Toru Takemitsu. Ciekawie naśladuje minimalizm samego Philipa Glassa w utworze 14 – nad powtarzające rytmy różnych instrumentów intonowana jest powolna melodia na swego rodzaju etniczny klarnet. Zaledwie jeden utwór reprezentuje dokonanie Cong Su i jak możemy się spodziewać jest to już typowa, chińska ilustracja, nie wyróżniająca się niczym szczególnym tak na tle dokonań Byrne’a (a raczej w tym samym obszarze brzmieniowym), a szczególnie Sakamoto. Album dopełnia ludowy chiński chórek w wykonaniu The Red Guard Accordion Band, z pewnością odnoszący się do aspektów filmu związanych z komunizmem, a szczególnie króciutki fragment finałowy, bliźniaczo podobny do jednego z fragmentów „Purpurowych skrzypiec” Corigliano.

Tak kosmopolityczna jak była produkcja „Ostatniego cesarza” jest też muzyka, nagrywana min. w studiach w Londynie i Tokio. Za produkcję albumu i programowanie syntezatora fairlight odpowiedzialny był sam Hans Zimmer, tutaj „kredytowany” jako Hans F. Zimmer, wtedy jeszcze oczywiście u progu swojej wielkiej amerykańskiej kariery. „The Last Emperor” jest trochę eklektyczny i nie równy, ale nie aż tak bardzo jak poprzednie dokonanie Sakamoto, tym bardziej iż tutaj wkład kompozytorski był potrójny. Muzyka w kontekście filmu brzmi bardzo dobrze, spaja się z wizją Bertolucciego, ale chyba swą siłę i oryginalność przedstawia dopiero na wydaniu płytowym. Zachęcam szczerze do sięgnięcia po ten album, by posmakować tak wspaniałych muzycznych tekstur Sakamoto jak i tradycyjnej, doskonale zaaranżowanej wschodnio-azjatyckiej instrumentacji z czasów na długo by ktokolwiek myślał o jakimś „Ostatnim samuraju” czy „Wyznaniach Gejszy”

Najnowsze recenzje

Komentarze