Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ryuichi Sakamoto

Sheltering Sky, the (Pod osłoną nieba)

(1990)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 29-04-2007 r.

Trzy lata po ogromnym sukcesie „Ostatniego cesarza”, włoski artysta kina Bernardo Bertolucci realizuje środkową część swojej nieoficjalnej Trylogii Wschodu, interpretację książki Paula Bowles’a „Pod osłoną nieba”. Egzotyczne scenerie, ważkie pytania o miłość, związek i tożsamość uwypuklone tętniącą kolorami kamerą Vittorio Storaro, ponownie dały szanse zaistnieć w świadomości kinomanów japońskiemu kompozytorowi Ryuichi Sakamoto, którego wspiera tym razem awangardowy muzyk angielski, Richard Horowitz. Wydanie soundtrackowe jest dość podobne do wspomnianego „Ostatniego cesarza”, ponieważ zaprezentowana muzyka dzieli się na oryginalną ilustrację Sakamoto, nagrywaną przez londyńską Royal Philharmonic Orchestra oraz tzw. muzykę źródłową i istniejący już wcześniej materiał (głównie piosenki).

Bardzo wyraźny podziału materiału przedstawionego na albumie Virgin Records pozwoli słuchaczowi wyodrębnić szybko preferowaną partię soundtracka. Aczkolwiek, z drugiej strony, tego rodzaju separacja wydaje mi się nie pozwoli na pełny odbiór ilustracji. Pierwsze 13 (z 21) utworów przedstawiają rdzeń partytury z „Pod osłoną nieba”, jakim jest bardzo klasyczna w wyrazie muzyka orkiestrowa japońskiego wirtuoza. Wizytówką kompozycji jest znakomity temat główny, który spośród sztandarowych osiągnięć Sakamoto jest najprawdopodobniej najsłabiej znany. Moim zdaniem zupełnie niesłusznie, gdyż to najlepsza jego kompozycja. Złożone quasi-adagio, które tak naprawdę jest mieszanką mrocznej muzyki romantycznej i niemal lamentującej, „płaczącej” ilustracji rozpisanej na „rozdarte” smyczki. Temat jest tak znakomity, pełen typowych dla Sakamoto jak i dla np. Joe Hisaishi „trików” jak np. pewne gwałtowne „stopniowanie” akordów prowadzące do bardzo ekspresyjnej intonacji całego tematu na pełną orkiestrę. Poruszający charakter tej kompozycji odciśnie swe piętno w kolejnych ścieżkach dźwiękowych i głównych tematach Japończyka – „Małym Buddzie”, „Wichrowych wzgórzach”, a nawet w całym oddźwięku dość niekonwencjonalnej partytury z „Oczu węża”.

Niestety, ten wybitny temat to jedyna godna uwagi rzecz jaka znajduje się w materiale Sakamoto. Oprócz intonacji w utworze 2, wersji na fortepian (typowej dla albumów Sakamoto) i majstersztyku On the Hill (gdzie temat emocjonalnie rozwija się przez całe sześć minut wsparty tlącym się wokalem), przychodzi nam obcować z bardzo abstrakcyjnym, mrocznym, trochę takim psychodelicznym tłem, które wyraźnie wzorowane jest na dokonaniach Bernarda Herrmanna. Niepodrabialny wydźwięk muzyki Sakamoto przypomina zrazu mroczno-romantyczne uniesienia właśnie tej legendy muzyki filmowej. Materiał to bardzo trudny, z pewnością bardziej pasujący do psychologicznych rozterek bohaterów na ekranie a nie słuchania poza nim. Nie polecam. Mimo, że film rozgrywa się w egzotycznych plenerach Afryki, formalnie muzyka Sakamoto pozostaje w bardzo klasycznym duchu, tylko gdzieniegdzie odwołując się do tradycji muzułmańskiej (wspomniane wokale) lub do zgoła nieoczekiwanej muzyki w duchu japońskim (Kyoto). Ale akurat pan Ryuichi nie mógł mieć najmniejszych problemów ze skomponowaniem tegoż fragmentu. Etniczną, „czarną robotę” za głównego kompozytora „wykonuje” druga część soundtracka.

A drugą część stanowi eklektyzm oraz mieszanka stylów i wpływów muzycznych, która może zawrócić w głowie. Pomijając dwie piosenki „źródłowe” (urocze, choć zupełnie zbędne dla dość specjalnej konsystencji albumu), spotkamy tu tradycyjne utwory i partie wokalne z Tunezji, Burundi oraz nagrane w 1955 roku przez samego Paula Bowles’a głosy marokańskich kobiet zmiksowane z muzyką stworzoną przez Richarda Horowitza. Praktycznie darmowa przejażdżka po ludowej muzyce afrykańskiej. Biorąc pod uwagę, iż utwory skomponowane przez Horowitza (czasami podobne do „etnicznych” sekwencji „Alexandra” Vangelisa) dużo nie różnią się od tego wspomnianego powyżej materiału, otrzymujemy w końcu najprawdziwsze world music. Z tego powodu, trudno tak po prawdzie orzec dla kogo jest ta pozycja. Dla fanów Sakamoto album skończy się na utworze 13. Każdorazowe wejście w temat z „The Sheltering Sky” to muzyczne i emocjonalne wydarzenie, choć pośród około 20 minut muzyki najwyższych lotów, znajdzie się wspomniana, bardzo trudna i nie bójmy się ją nazwać: nudna muzyka ilustracyjna. Utwory Horowitza i muzyka źródłowa są z kolei tak inne od eleganckiego, klasycznego brzmienia Sakamoto, że zadowolą chyba tylko i wyłącznie fanów egzotycznych brzmień.

Muzyczna myśl przewodnia filmu i soundtracka z pewnością należy do Bertolucciego, który w stylu Martina Scorcese pragnie jak najbardziej szerokiej palety dźwiękowej, mieszania różnych stylów i epok muzycznych w swoich obrazach. To bardzo dobrze sprawdza się na kinowym seansie ale już nie tak różowo wypada na autonomicznej ścieżce dźwiękowej. Podobnie skonstruowany był „Ostatni cesarz”, podobnie oddziałuje „Mały Budda”, choć w obu przytoczonych pozycjach różnice między partyturami Sakamoto a muzyką źródłową nie są aż tak jaskrawe. „Pod osłoną nieba” nie odniósł tak spektakularnego sukcesu jak „Ostatni cesarz”, ale nie przeszkodziło to Sakamoto powtórzyć swego sukcesu, ponieważ razem z Horowitzem został wyróżniony Złotym Globem. Polecam gorąco przede wszystkim zapoznać się z tematem głównym, reszta niekoniecznie – tylko dla fanów filmu.

Najnowsze recenzje

Komentarze