Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Backdraft (Ognisty podmuch)

(1991)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 02-02-2008 r.

„Ognistym Podmuchem” Hans Zimmer zapoczątkował to, co dziś

nazywamy stylem Media Ventures. Owszem, wcześniej jeszcze był „Black Rain”, ale różnica brzmieniowa między tymi dwoma score’ami jest po prostu

kolosalna. Rozwój syntezatorów na początku lat dziewięćdziesiątych pozwolił Zimmerowi wesprzeć orkiestrę całą gamą perfekcyjnych, elektronicznych dźwięków.

Nareszcie ktoś zerwał z dotychczasowymi standardami muzyki akcji, komponując coś naprawdę oryginalnego, a przy tym w znakomitej jakości.

„Backdraft” to jedno z krótszych wydań muzyki Zimmera – sama partytura zajmuje na płycie ledwie 30 minut, resztę stanowią monstrualnej długości piosenki

Bruce’a Hornsby’ego, na początku i końcu albumu. Dwa całkiem niezłe kawałki trzeba przyznać, jednak Set Me in Motion powinno znajdować się dopiero po

utworach Niemca. Których z kolei jest stanowczo za mało… Na szczęście nawet ta skromna ilość muzyki Zimmera pozwala nam ogarnąć całą jego kompozycję.

Niemiec jest w swoim żywiole. Wprawdzie wtedy jeszcze nie był kojarzony wyłącznie z kinem akcji, ale bez wątpienia filmy o tej właśnie tematyce inspirowały go

najbardziej. „Ognisty Podmuch” Rona Howarda oferował mu największe możliwości, Zimmer, mając do dyspozycji pełną orkiestrę i chór, mógł sobie pozwolić na

rozmach kompozycyjny. Swoją szansę wykorzystał.

Fighting 17th to bez wątpienia jeden z najlepszych pojedynczych

utworów napisanych przez Niemca. Być może najlepszy. Wspaniała melodyka, orkiestracje, wykonanie, wyczucie rytmu i oczywiście funkcjonalność w filmie. Co za

emocjonująca kompozycja! Zaprezentowany tu temat przewodni ścieżki to przodek wszystkich późniejszych heroicznych tematów Zimmera (nie są one

rip-offami, mają jednak bardzo podobną wymowę) – dumna melodia ilustrująca odwagę strażaków z „Walecznej 17-tki”. W tym samym utworze zawarty jest

jeszcze jeden temat, całkowicie odmienny. Stanowi ilustrację śmierci… Po patetycznym temacie przewodnim przypomina nam, że ci dzielni ludzie ryzykują własne życie,

by ratować innych, że to nie zabawa, a walka o przetrwanie. Bardzo mądra, przemyślana kompozycja. Warto również na chwilę zatrzymać się nad rolą elektroniki w tej

partyturze. Do niemal mitycznego charakteru walki z żywiołem ognia Zimmer angażuje szereg elektronicznych fraz, min. przeciągły, syntezatorowy efekt opisujący w

filmie ogień, a później wykorzystany w „Karmazynowym przypływie”.

Oprócz samego tematu przewodniego, który w kilku różnych aranżacjach pojawia się w późniejszych częściach płyty, Zimmer prezentuje również sporo innych,

ciekawych ilustracji. Temat braci McCaffrey to ładna, emocjonalna kompozycja fortepianowa, zakończona wręcz rewelacyjnie przez dramatyczne smyczki (ilustrujące

scenę miłosną Briana – William Baldwin i Jennifer – Jennifer Jason Leigh). Muzyka akcji to Zimmer, którego zdążyliśmy już dobrze poznać. Dużo elektroniki, mocny

podkład perkusji, dynamiczne sekwencje smyczkowe, podniosłe tematy – wszystko to w znakomitym wydaniu. W finale, w rewelacyjnej, triumfalnej aranżacji na chór,

orkiestrę, elektronike i dzwony, powraca temat przewodni. Ta muzyka to esencja kina akcji. Dziś niestety, nikt z Media Ventures nie pisze takich kompozycji. Uczniowie

Zimmera na ogół ze średnim skutkiem usiłują naśladować swojego mistrza, nie osiągając tak wysokiego poziomu i kunsztu. Standardy wprowadzone przez Niemca są

już tak mocno zakorzenione, iż większości młodych twórców nie sposób z nimi zerwać, tak jak niegdyś było ze standardami Goldsmitha. Najwyraźniej, Zimmer tworzy

historię. I za to mu chwała. Na uwagę zaiste zasługuje również bezsensownie zatytułowany Fahrenheit 451. Niemiec w 3-minutowym fragmencie przechodzi od

subtelnego brzmienia solowej wiolonczeli po pełny, wywołujący ciarki na plecach chór, sekcję smyczkową i w końcu zwycięskie fanfary z pierwszoplanowym użyciem

elektroniki. Świetne.

„Backdraft” pozostaje najbardziej inspirującą zimmerowską

ilustracją filmu akcji, która zachwyca swoją żywiołowością. Żadna późniejsza kompozycja Niemca na tym polu nie zdołała osiągnąć poziomu „Ognistego

Podmuchu” (nawet słynny „Karmazynowy przypływ”, który był pracą wybitną, ale pod innymi względami). Nie sądźmy jednak, że jest to ścieżka idealna.

Pisząc ją, Zimmer był wciąż młodym twórcą i odkrywał dopiero pewne środki kompozycyjne. Dlatego też nie brzmi jeszcze tak dojrzale jak ostatnie jego prace. Czy

jednak jest to poważna wada? Kompozytor wszelkie braki warsztatowe tej ścieżki nadrabia zapałem, którym kompozycja wręcz promienuje. Ach, ta młodość… Z

pewnością płyta zasługuje na bardzo mocne cztery gwazdki. Do pięciu wciąż trochę brakuje, mimo że score ten wpłynął znacząco na cały gatunek. I ukazał, jak rozległe

możliwości posiada Hans Zimmer. Dla samego Fighting 17th i finałowego Show Me Your Firetruck warto. Najciekawsze jest to, iż partytura nie ginie w

filmie „nafaszerowanym” efektami dźwiękowymi; co więcej – wysuwa się na głównego bohatera! Ciekawostką jest to, że sam Steven Spielberg upodobał sobie

dynamiczny kawałek akcji z utworu Burn it All, umieszczając go w zwiastunach promujących pierwsze dwie części „Parku Jurajskiego”. W 2005 roku

wydawca Milan wydał ponownie (cyfrowo zremasterowaną) ścieżkę pod szyldem „Silver Screen Edition” (okładka obok). Jedynym dodatkiem jest 10-minutowy

wywiad z kompozytorem. Niestety metraż ścieżki pozostał ten sam, pozostawiając fanów nadal nienasyconych zaledwie 30-minutowym materiałem…

Najnowsze recenzje

Komentarze