Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Gabriel Yared

English Patient, the (Angielski pacjent)

(1996)
5,0
Oceń tytuł:
Radosław Boltuć | 02-02-2008 r.

W 1996 roku film pt. „Angielski Pacjent”, adaptacja powieści Michaela Ondaatje, odniósł ogromny sukces w świecie kina. Otrzymał również aż 9 Oscarów (film, reżyser, aktorka drugoplanowa, zdjęcia, scenografia, kostiumy, montaż, dźwięk, muzyka). Myślę, że nie bez przyczyny to właśnie tę produkcję zdecydowano się wyróżnić, bowiem reżyser doskonale poradził sobie z przełożeniem języka powieściowego na ekran filmu, wiernie odzwierciedlając przesłanie książki. Fabuła tego dzieła oparta jest na losach węgierskiego podróżnika i badacza, który podczas II wojny światowej zostaje zestrzelony nad Saharą. Ciężko rannego odnajdują Beduini i udzielają mu pomocy. Wskutek tego wypadku, traci on pamięć i ze względu na swój brytyjski akcent, nazywany jest później „angielskim pacjentem”… Film oparty jest w zasadzie na ciągłych retrospekcjach i wspomnieniach głównego bohatera. Jego bardzo melancholijny nastrój potrafi wzbudzić w widzu uczucie szczerego wzruszenia, pobudzić głęboko tkwiące w nim emocje. Życie węgierskiego badacza było bardzo burzliwe i przepełnione wielką miłością do pewnej Angielki. Ujawnia się nam w miarę z postępującym powrotem jego pamięci…

Tak poruszająca historia wymagała bardzo stonowanej, narracyjnej i wyważonej muzyki. I taką też stworzył Gabriel Yared, w sposób niemalże poetycki ilustrując dzieje „angielskiego pacjenta”. Można by powiedzieć, iż w przeważającej mierze to właśnie kompozycja muzyczna stanowi o emocjonalnej głębi filmu, bardzo trafnie podkreśla jego urok i z pieczołowitą dokładnością uwzniośla najpiękniejsze jego chwile. Ten impresjonistyczny wydźwięk ścieżki potęguje odpowiednie instrumentarium a także dobór prostych, ale jakże wymownych zabiegów harmonicznych.

Aby podkreślić narodowość głównego bohatera,Yared sięgnął do korzeni węgierskiego folkloru, o czym świadczy obecność wokalistki Márty Sebestyén (czerpiącej w swojej twórczości inspiracje właśnie z węgierskiej ludowszczyzny). Na płycie znajduje się jedna z jej najbardziej charakterystycznych piosenek i zarazem jedna z najważniejszych linii melodycznych filmu. Rozpatrując warstwę tematyczną ścieżki napewno nie można zarzucić Yaredowi braku polotu i muzycznej wyobraźni. Kompozytor na potrzeby obrazu napisał co najmniej kilka bardzo udanych, przejmujących motywów (w tym również pobocznych). Jednym z nich jest temat główny wykonany na klarnecie, jakże charakterystycznym instrumencie dla Gabriela. To bardzo prosta, powiedziałbym, że wręcz banalna melodia a jednak w tajemniczy sposób intrygująca. Podobnie jest z pozostałymi motywami. Każdy z nich „ snuje się” malowniczo, wręcz trochę monotonnie, ale to właśnie dzięki swej jednolistości brzmieniowej oraz poprzez nostalgiczny charakter, tematy te – paradoksalnie- zapadają na długo w pamięć. Można powiedzieć, że ich notoryczność wręcz hipnotyzuje słuchacza wprowadzając go w stan całkowitego odizolowania od rzeczywistości. Od strony technicznej nie robią dużego wrażenia a nawet samo ich wykonanie wydaje się być niekiedy dosyć „toporne”- szczególnie tyczy się to partii fortepianu. Mimo tego, muzyka Yareda działa jak narkotyk, nie pozwala o sobie zapomnieć, wdziera się w każdy zakamarek naszej wyobraźni.

W instrumentacji nie doświadczymy absolutnie żadnych innowacji. Kompozytor ograniczył się do skromnej obsady (poza małymi wyjątkami), w której prym wiedzie zdecydowanie fortepian i klarnet. Często akompaniują im delikatne smyczki (wychodzące również w niektórych fragmentach ścieżki na pierwszy plan, jak np. piękne rozpisanie jednego z motywów na skrzypcowy duet, prawdziwa poezja!). Czasami usłyszeć można także zestawienie harfy z „domieszką” syntezatorów lub z orkiestrą smyczkową- razem stanowiąc akompaniujące tło. Autor w niewielkim stopniu wykorzystuje instrumenty dęte powierzając im zazwyczaj funkcje ornamentalne. Co ciekawe, znalazło się tu również miejsce dla krótkich wstawek wokalnych, szczególnie mam na myśli tajemniczą kołysankę, która zamyka album.

Mówiąc o muzyce z „Angielskiego Pacjenta” nie wolno pominąć zamieszczonych tu swingujących piosenek i utworów instrumentalnych rodem z lat 30-tych ubiegłego wieku. Zaskakująco dobrze wypełniają one oryginalne kompozycje, stanowiąc funkcję czysto retrospekcyjną, przywodząc na myśl wspomnienia ulotnych, pięknych chwil z najlepszego okresu życia głównego bohatera. Miejsce na tym albumie znalazła również aria z „Wariacji Goldberowskich” Jana Sebastiana Bacha, myślę, że nie bez przyczyny. Gabriel Yared bowiem wyraźnie inspirował się twórczością niemieckiego mistrza, co słychać szczególnie w jednym z przewodnich motywów ścieżki.

Score z filmu „Angielski Pacjent” to niewątpliwie fenomen. Zachwyca swym skromnym pięknem, które w żaden sposób nie narzuca się słuchaczowi. Nie jest to jedna z tych płyt, które łatwo wpadają w ucho, dlatego każdy może zinterpretować ją na swój sposób. Jedni powiedzą, że jest ona zbyt banalna, zbyt monotonna i jednostajna. Inni zaś zwrócą uwagę na jej niezwykłą tajemniczość, głęboki smutek i ulotny, tkliwy liryzm. Obok „Listu w Butelce” i „Miłości w Nowym Jorku” to najlepsza ścieżka dźwiękowa w karierze Gabriela Yareda.

Najnowsze recenzje

Komentarze