Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Prato, il (Łąka)

(1979/2003)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 31-07-2008 r.

Jedna z wielu pięknych prac Ennio Morricone i jeden z filmów szalenie trudnych do zdobycia, choć wydawać by się mogło, że pierwszoplanowy debiut Isabeli Rossellini i reżyseria uznanych twórców kina włoskiego – braci Taviani – powinny zapewnić temu obrazowi poczesne miejsce w historii kinematografii. A szkoda, gdyż przygotowując się do poniższego tekstu, bardzo byłem ciekaw, jak ta wspaniała ścieżka dźwiękowa funkcjonować może jako tło dla słonecznych pejzaży Toskanii, w których rozgrywa się akcja Łąki. Zapewne znakomicie, zważywszy na wewnętrzny urok i idylliczny wręcz charakter muzyki Morricone, będącej czymś na kształt kontemplacji piękna natury, niewinności i życia z dala od miejskiego zgiełku na italskiej prowincji.


Jest to jedna z tych ścieżek Włocha, które odbiera się przede wszystkim na poziomie intuicyjnym, delektując się ich estetycznym wyrafinowaniem, bez doszukiwania się głębokich, intelektualnych treści. Nie oznacza to bynajmniej, że Il Prato trąci banałem, wręcz przeciwnie, subtelna faktura muzyczna w cudowny sposób łączy melancholijny landszaft z wątkiem obyczajowym – ileż w tym delikatnym tle emocji, uczuć i wzruszeń, ileż kunsztownego lirycznego komentarza. A przy tym, analizując tę pracę pod względem kompozycyjnym, odbiorca napotyka interesujące, i co tu dużo mówić – piękne połączenie klasycyzujących brzmień z charakterystycznym stylem Morricone, połączenie które może zachwycać wyczuciem i balansem dwóch muzycznych światów.

Całość otwiera cudowny temat przewodni ścieżki, rozpisany na solowy flet i grupę smyczków, które razem ze śliczną, zamyśloną melodią, tworzą arkadyjską, poetycką panoramę, wprowadzając słuchacza w niemal melancholijny nastrój. Temat główny dzieli się właściwie na dwa segmenty, w drugim z nich Morricone subtelnie podnosi dramaturgię, dodając kompozycji nieco witalności i dynamiki. Sielski klimat utworu sprawia, że oczyma wyobraźni widać wręcz mitologicznego Pana grającego na fletni wśród zielonych łąk Hellady; ścieżka dźwiękowa Włocha w wielu zresztą miejscach, będąc ilustracją bardzo obrazową, pobudza w ten sposób zmysły, niczym kinematograf przesuwając pejzaże i sceny rodzajowe wpasowane w jej poetycką atmosferę. Temat przewodni jest na przestrzeni całej kompozycji eksploatowany dość intensywnie, momentami odnieść można wrażenie, iż powtarzalność aranżacji prowadzi do pewnej stagnacji albumu, Morricone wbrew pozorom zmienia jednak orkiestracje, choć w na tyle subtelny sposób, że przy pobieżnym odsłuchu ciężko się we wszystkich tych detalach zorientować. Mimo to wprowadzenie akompaniamentu gitary czy klawesynu (L’arno), a także pieczołowite zmiany w wykonaniu (lekkie, ale wyczuwalne zmiany tempa – In Cerca di Lei, Le Ombre), sprawiają że ścieżka, nie tracąc dusznej atmosfery słonecznych pól Italii, nie pozwala zarazem na nudę, co w przypadku ledwie półgodzinnego albumu byłoby wadą poważną.


Uroczy materiał na płycie zdobią jeszcze dwa poboczne tematy, jeden o wyraźnie klasycznych konotacjach, choć typowo dla Morricone skonstruowanej melodii ( Tremo Perché Ti Amo) i drugi ( Troppa Luce, Troppa Ombra), co interesujące, zapowiadający kilkoma interwałami słynne Once Upon a Time in America. Swoistą ciekawostką ścieżki są dwa dynamiczne, perkusyjne utwory La Rabbia oraz La Grande Zampogna E Il Piccolo Flauto – wspomniana w poprzednim akapicie obrazowość kompozycji Włocha, jej oddziaływanie na wyobraźnię, także i tutaj narzuca intuicji odbiorcy zespoły scen, ich orgiastyczne zabarwienie sugerować może wszystko od starożytnych bachanaliów po średniowieczny objazdowy teatr, co również świadczy w jakiś sposób o kulturowym zakorzenieniu muzyki Morricone w europejskiej tradycji, zwłaszcza tradycji basenu Morza Śródziemnego.

Il Prato to przekrojowo bardzo piękna ścieżka dźwiękowa, jedna z najbardziej przystępnych prac, jakie Włoch w swojej przebogatej karierze napisał. Choć nie jest to oczywiście pod względem muzycznego rozmachu i głębi dzieło pokroju Misji czy Ofiar wojny, w kategorii dramatu obyczajowego stanowi klasę samą dla siebie. Sympatyk rok wcześniejszego i popularniejszego pośród fanów Days of Heaven znajdzie tu zapewne sporo ciekawego i zbliżonego idylliczną atmosferą materiału, który wymaga co prawda od słuchacza konkretnego nastroju, ale który stanowić może prawdziwy balsam dla duszy, panaceum na dźwiękową kanonadę rozbuchanej hollywoodzkiej symfoniki.

Najnowsze recenzje

Komentarze