Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer, James Newton Howard

Dark Knight, the (Mroczny rycerz)

(2008)
5,0
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 01-09-2008 r.

Batman: Początek można uznać za sukces zarówno komercyjny, jak i artystyczny. Dlatego wytwórnia Warner Bros. postanowiła ponownie zaufać Christopherowi Nolanowi i jego ekipie. Tym razem, zgodnie z zapowiedzią poprzedniego filmu, zamaskowany krzyżowiec (ang. caped crusader) miał walczyć ze swym nemesis – Jokerem. Casting do tej roli był wielkim wydarzeniem – zainteresowane nią były takie gwiazdy, jak Robin Williams, Adrien Brody czy znany z roli Silasa w Kodzie da Vinci Paul Bettany. Reżyser postawił jednak na aktora, którego kariera coraz bardziej błyszczała w amerykańskiej Fabryce Snów – Heatha Ledgera. Niestety, Dark Knight okazał się ostatnim filmem aktora – parę miesięcy po skończeniu zdjęć, Ledger został znaleziony martwy. Przyczyną śmierci okazało się przedawkowanie leków psychoaktywnych, głównie antydepresyjnych i nasennych.

W Mrocznym rycerzu możemy podziwiać niemal całą ekipę znaną z Batman Begins, od aktorów Christiana Bale’a, Gary’ego Oldmana, Morgana Freemana czy Michaela Caine’a, po operatora Wally’ego Pfistera. Jedyną większą zmianą była wymiana grającej Rachel Dawes Katie Holmes na Maggie Gyllenhaal, aktorkę moim zdaniem lepszą. Dołączył także, Aaron Eckhart, który wcielił się w rolę Harveya Denta, prokuratora, mającego stać się Człowiekiem Dwie Twarze. Wrócili także kompozytorzy – Hans Zimmer i James Newton Howard.

Trzeba pamiętać, że mocno ambientowa, ścieżka do pierwszego filmu wywołała wielkie kontrowersje, nawet dotyczące jej funkcjonalności w filmie. Ogólnie raczej chwalona, ale wielu miłośników gatunku skrytykowało brak mocnego tematu, a tłumaczenie kompozytorów, że to nie jest jeszcze superbohater i nie ma miejsca na wielki temat, jakoś nie przekonywało. W drugiej części podział był wyraźniejszy. Nowe postaci wymagały nowych rozwiązań muzycznych. „Kapitanem” (słowa Jamesa Newtona Howarda) był Zimmer i to on podjął decyzję, kto się czym zajmie. Niemiec wziął na siebie postać Jokera, jego amerykański przyjaciel – „białego rycerza Gotham” – Harveya Denta. Wypowiedzi kompozytorów mówią o tym, jak bardzo ich ścieżka jest nowatorska, i jak cudownie im się pracowało (przy okazji oczywiście wzajemnie się wychwalają). W trakcie wywiadów Zimmer nie omieszkał niejako wyśmiać klasycznego przecież tematu Danny’ego Elfmana określając go jako „wesoły” (jolly). Czy to jest jednak takie proste?

Wydany przez Warner Bros. Records album rozpoczyna zimmerowska suita poświęcona Jokerowi. Trudno to nazwać tematem, a nawet motywem. Niemiec mocno się chwalił, że z początku dwunutowy motyw udało mu się ograniczyć do jednej (!) nuty. Postać ta stanowi kwintesencję anarchii, chaosu i zła. Twórca postanowił zaakcentować właśnie te elementy. Jako inspiracja posłużył się głównie, jak sam mówi, tradycją muzyki industrialnej i takich zespołów jak Kraftwerk. Istnieją jednak inne źródła podobnych brzmień i to w samej muzyce filmowej. Nie można zapomnieć o tym, że brutalne i nieco industrialne brzmienie zawierały już wcześniejsze ścieżki kompozytora: mowa tu o Fanie i Helikopterze w ogniu, który chyba najbardziej odcisnął swe piętno na tej suicie. Drugim ważnym muzycznofilmowym źródłem jest Elliot Goldenthal i jego, być może nieco zapomniana, znakomita ścieżka do Gorączki. Kontekst ten jest o tyle ciekawy, że Nolan dość otwarcie przyznawał się do inspiracji filmem Michaela Manna (co widać zwłaszcza w pierwszej scenie filmu). Dziewięciominutowy utwór wcale nie jest łatwy do słuchania. Nie jest może tak przerażający i oryginalny, jakby chciał tego sam kompozytor. Znakomicie jednak wypada w filmie, prezentując to co najlepsze (czyli de facto najgorsze) w postaci Jokera.

Za materiał poświęcony Harveyowi Dentowi odpowiada James Newton Howard. Różni się on diametralnie od anarchii prezentowanej nam przez Zimmera. Być może temat ten (tutaj już o temacie mówić można) zawiera pewne odniesienia do twórczości Aarona Coplanda, a amerykańskie brzmienie miałoby wtedy przywoływać wartości. na straży których stoi Biały Rycerz (jak Dent jest w filmie określany) – prawo i porządek (w opozycji do Jokera reprezentującego chaos – Niemiec w ten sposób zresztą uzasadnia podział obowiązków między nim, a Howardem). Potem muzyka staje się mroczniejsza, pokazując czym Harvey Dent się stał. Ciekawe jest też to, że kompozytor oparł się tutaj także na materiale, który stworzył do pierwszej części odnowionej serii i który tam stanowił emocjonalną podstawę ścieżki.

Reszta muzyki jest bardzo podobna do pierwszej części. Niestety, to nic innego niż spełnienie wymagań reżysera, który w notce na okładce płyty dość otwarcie mówi, że jako muzykę tymczasową pod montaż, wybrał dema z Batmana: początku. Te reprezentujące Batmana są tutaj jednak wpisane w progresję akordową, co stanowi o pewnej (niewielkiej jednak) ewolucji pomysłu na muzykę. Pierwszy utwór właściwej ścieżki, I’m Not a Hero jest powrotem do znanej nam stylistyki, nawet pod względem sampli – wraca słynny opracowany przez Mela Wessona łopot skrzydeł. Nie znaczy to jednak, że muzyka do Mrocznego rycerza jest prostą powtórką z rozrywki. Trzeba powiedzieć, że pewna ewolucja zaszła, na przykład zdecydowanie zwiększono orkiestrę. James Newton Howard twierdzi, że to zasługa tego, że mieli więcej czasu na orkiestrację, w przypadku pierwszej części przerażony Amerykanin miał powiedzieć Zimmerowi pewnego dnia, że zostały im dwa dni na rozpisanie partytury, na co Niemiec miał odpowiedzieć: „Ależ to BARDZO dużo czasu”. I’m Not a Hero wprowadza nowy temat, który na albumie uświadczymy jeszcze kilka razy.

Zimmer i Howard postanowili nawiązać do brzmień lat 80. Zapowiadał to już Batman: Początek, w którym jednym z podstawowych źródeł muzyki akcji był pochodzący z 1989 roku Czarny deszcz. W tym przypadku twórcy jednak poszli dalej. Brzmienia elektroniczne przypominają trochę wczesną twórczość Basila Poledourisa (np. pulsujące syntezatory z No Man’s Land) a także jednego z inspiratorów Niemca – Vangelisa. Pod względem orkiestracyjnym, dużo większą, choć także chyba bardziej spójną, rolę odgrywają dysonanse. Większość nieprzyjemnie brzmiącej muzyki na pierwszej ścieżce wpleciono w, zapewne reprezentujący działania Scarecrowa, utwór Artibeus. Tutaj awangardowe techniki pojawiają się trochę częściej i są, śmiałbym powiedzieć, bardziej słuchalne. Zdaje się, że z dwóch powodów. Po pierwsze są lepiej wpisane w całość ścieżki i często są to elementy związane z brzmieniami poświęconymi Jokerowi, które trzeba przyznać są wplecione w ścieżkę naprawdę dobrze. Takim awangardowym utworem na tej ścieżce jest A Little Push, który wykorzystuje ciekawe efekty orkiestracyjne, ale, trzeba powiedzieć, poza filmem zbyt wiele nie wnosi.

Najlepszy na płycie utwór nie został wykorzystany w filmie. Być może dlatego nowy heroiczny temat dla Batmana, jaki skomponował Zimmer (a być może wrócił do heroicznego tematu, który został odrzucony przez reżysera w części pierwszej), pojawia się w filmie dwa razy, na płycie zaś trzy. Like a Dog Chasing Cars to na tym albumie odpowiednik Molossusa. Pod względem brzmienia jest to oczywiście czysty, choć mroczniejszy, Hans Zimmer. W orkiestracjach słychać być może rękę Jamesa Newtona Howarda (niektóre partie na rogi i rytmy), ale tutaj, tak jak i w całej ścieżce, zdecydowanie dominuje styl Niemca. Nowy temat, zapowiedziany już w I’m Not a Hero, to dość typowy hymn (ang. anthem) w stylu Media Ventures/Remote Control, który mimo całej swej typowości, wciąż ekscytuje. Może nie tak jak dziesięć lat temu, ale wciąż, trzeba przyznać, miło się tego słucha. Najlepsze jest jednak zakończenie utworu, gdzie Niemiec wprost znakomicie wplótł materiał Jokera, zwiększając w ten sposób napięcie. W filmie jedna z najważniejszych scen akcji pozbawiona jest muzyki i zapewne tam miał się znaleźć ten utwór.

Christopher Nolan jest zdecydowanym zwolennikiem ambientu. Wiele osób go za to krytykuje, chociaż nowe podejście wcale nie zaszkodziło pierwszej części odrodzonego Batmana. Ambient też w dużej mierze dominuje na ścieżce do Mrocznego rycerza. Można się spytać, skąd to się bierze. Zdaje się, że reżyser boi się muzyki mówiącej zbyt wiele, woląc raczej, by ilustracja odpowiadała za budowanie atmosfery, być może nawet stanowiła kolejną warstwę efektów dźwiękowych. Zimmerowi takie podejście się spodobało. Gladiator, Helikopter w ogniu, nawet Cienka czerwona linia pokazują, że Niemiec lubi tworzyć nowe konwencje, niejako nawet na siłę. I żeby było jasne, nie mam tutaj na myśli tego, że jest to kompozytor wyjątkowo oryginalny. Bynajmniej. Chodzi mi o to, że, mimo że niemiłosiernie czerpie z tradycji, kompozytor lubi się kreować (w przypadku jego wypowiedzi dotyczących recenzowanej partytury – wręcz dosłownie) na obrazoburcę. Batman: początek był na pewno dla niego możliwością stworzenia świata Gotham niejako od nowa, co dla niego jest sytuacją bardzo komfortową. Gdzie leży problem tych ścieżek? Nie w funkcjonalności w filmie, raczej gdzie indziej. Danny Elfman (i za nim częściowo Elliot Goldenthal) stworzyli świat gotycki, choć groteskowy i odwołujący się do campu, czyli specyficznego, pełnego przemocy (i często seksu) rodzaju kiczu. Nie chcę bynajmniej krytykować obu kompozytorów (tak jak w przypadku Elfmana mniej lub bardziej zamierzenie zrobił Zimmer), raczej wskazać na różnice konwencjonalne. Nolan od razu postawił na większy realizm i rozwój postaci, która nie ma już tak archetypowego charakteru, jak w przypadku kina Burtona czy Schumachera. Reżyser raczej próbuje rozbijać archetypy, stąd taka, a nie inna fabuła części pierwszej (Jung wymieniany jest z nazwy), a w drugiej części pytania o to, na co może pozwolić sobie bohater i kim on właściwie jest. Tej kwestii oczywiście w muzyce nie uświadczymy, ale na pewno, poprzez brutalny i mroczny ambient, możemy powiedzieć, jaką atmosferę zamierzył twórca Bezsenności. I to ta atmosfera, a nie emocje, są podstawą wykreowanego przez Zimmera i Howarda świata.

Dwa ostatnie utwory to ilustracja końca filmu. Watch the World Burn jest dla Zimmera dość typową (charakterystyczne znowu jest to, że ścieżka raczej jest w stylu Niemca, a przecież James Newton Howard, mimo że określany jako hollywoodzki kameleon, wypracował styl) smyczkową elegią, po raz kolejny czerpiącą z III Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego. Ostatni utwór zaś zbiera wszystkie tematy ścieżki, z wyjątkiem tematu Denta. Z jednej strony, pod względem emocjonalnym jest (obok utworu trzeciego) najbardziej satysfakcjonujący, z drugiej po prostu za długi. Tak samo, niestety, jak cały album. Gdyby wyrzucić z niego około 20 minut, materiał z drugiej części byłby lepszy niż z pierwszej. Na korzyść Mrocznego rycerza przemawia większe zróżnicowanie (suita Jokera i Denta), lepsze orkiestracje i wykonanie, a także większa niż poprzednio ilość muzyki akcji na albumie.

Podsumowując można zauważyć, że co do jednego chyba wszyscy się zgodzą. Wypowiedzi kompozytorów i reżysera były na wyrost. Z jednej strony funkcjonalność ścieżki w filmie jest bardzo dobra, z paroma wyjątkami (co ciekawe, pod koniec muzyka zdaje się być nieco zbyt dramatyczna, zwłaszcza przy patetycznych przemówieniach głównych bohaterów), z drugiej strony trudno sobie nie zadać pytania, czy na taką muzykę filmową możemy się godzić. Odpowiedź niestety brzmi tak i nie. Z jednej strony, dzieło Howarda i Zimmera jest lepsze od większości ambientu, jaki dzisiaj dostajemy w filmach (nawet od większości ambientu tworzonego przez samego Jamesa Newtona Howarda), a utworów takich jak Like a Dog Chasing Cars słucha się znakomicie. Z drugiej strony jednak, wypowiedź amerykańskiego twórcy, że kompozytorzy starali się nie powiedzieć za dużo o postaciach, każe mi zadać pytanie, które zadał jeden z zachodnich recenzentów. To od czego mamy w filmie muzykę?

Inne recenzje z serii:

  • Batman
  • Batman Returns
  • Batman Forever
  • Batman & Robin
  • Batman Begins
  • Batman: The Animated Series
  • Batman: Mask of the Phantasm
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze