Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

In the Line of Fire (Na linii ognia)

(1993)
4,5
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 08-11-2008 r.

Włoch ilustrujący trzymający w napięciu thriller o pościgu za zamachowcem pragnącym ukatrupić prezydenta USA? Dlaczego nie, skoro pewien Brytyjczyk potrafił swego czasu napisać najbardziej patriotyczną muzykę amerykańską. Ennio Morricone w 1993 roku zatrudniony został w celu skomponowania muzyki do znakomitego filmu sensacyjnego Wolfganga Petersena pt. „Na linii ognia”, gdzie podstarzały i twardy jak skała Clint Eastwood stara się zapobiec nikczemnym planom wyrachowanego jak lód Johna Malkovicha. Włoch w swojej kompozycji skupił się na akcji, budowaniu napięcia, ale też nie zapomniał o przyjemniejszych dla słuchacza elementach jak interesujące tematy i kilka technicznych fajerwerków.

Mimo tych zalet, wydana przez Epic Records ścieżka dźwiękowa niestety nie przekuwa swych niewątpliwych walorów „filmowych” na autonomiczne odczucia estetyczne podczas odsłuchu w domowym zaciszu. Głównym problemem „In the Line of Fire” jest przede wszystkim zbyt duża ilość utworów, sugerujących suspense, żmudnie toczone śledztwo, obserwację wykalkulowanych i zbrodniczych czynów, które torują zamachowcowi drogę ku ostatecznemu celowi. Włoch posiłkuje się tu głównie posępnym smyczkowym tłem, tykającym fortepianem czy też różnymi zabiegami formalnymi, takimi jak elektroniczne pogłosy, wykorzystanie blach, dzwonków itd. Melodie są tu posępne i mroźne, zwiastujące czające się niebezpieczeństwo. Twórca przywołuje techniki znane choćby z takich pozycji jak „Coś”, „Czerwony namiot” czy „Nietykalni”.Otóż problem jest taki, że tego rodzaju underscore stanowi jakąś połowę godzinnego soundtracka.

Nieco ciekawiej jest w warstwie tzw. muzyki akcji. Owa oparta jest oczywiście o buzującą orkiestrę, rytmikę i pozorny chaos orkiestracyjny, typowy w tego rodzaju muzyce u Morricone. Dużo tu szorstkich brzmień, ostrych „zagrań” instrumentalnych, skierowanych ku utrzymywaniu muzyki w stanie ciągłego napięcia. Oprócz tego Włoch często i gęsto korzysta z usług perkusji, bębnów i basu (znaku firmowego jego twórczości), które rzecz jasna wymagane są w muzyce akcji, choć jej wydźwięk w przypadku ”Na linii ognia” jest dużo bardziej skierowany na ton dramatyczny, hitchockowski niemal, niż typową dla ostatnich dekad w muzyce akcji przebojowość. Wybitnym przedstawicielem tej grupy utworów (i chyba najlepszym na całym soundtracku) jest rewelacyjne Taking the Bullet. Na płycie zachwyca swoim kunsztem technicznym i ekscytującym budowaniem kulminacji, ale prawdziwy popis stanowi w samym filmie, gdy Eastwood stara się wytropić zamachowca i ochronić głowę państwa przed morderczym strzałem. Połączenie filmowego montażu, imitującego tykający zegar z muzyką jest pierwszorzędne. Już z uwagi na tylko ten utwór, warto wysłuchać całą płytę. Brawo.

Obok ilustracji typowo funkcjonalnej, nie zabrakło na albumie rozwinięć tematycznych. Może niezbyt nowatorskich jak na Morricone, ale w sumie interesujących. Muzyczna etykietka Franka Horrigana przywołuje poczucie misji i obowiązku, nie jest nazbyt patetyczna, ale zgrabnie zbudowana wokół dynamicznych akordów. Drugi z tematów głównych to sygnaturka dotycząca uczucia łączącego Eastwooda z agentką Secret Service graną przez Rene Russo (Lilly and Frank). Subtelna melodia, niemal zarażająca swą eterycznością, rozegrana jest na ciepłe w wyrazie smyczki i fletnię Pana. Stylistycznie, wobec całości partytury, brzmi jak wyrwana z innego świata, jednak należy się cieszyć, że znalazła tutaj swe miejsce. Również swój muzyczny identyfikator ma główny antagonista, (Leary’s Shrine, Telephone Call) złożony z kilku niepokojąco brzmiących nut, będący niejako wariacją na temat tematu głównego (Horrigana), co zostało to dość chytrze przez Morricone pomyślane. Na uwagę zasługuje również fragment Dallas Recalled, gdy Eastwood przypomina sobie zamach na Kennedy’ego a w tle obok tematu głównego pogrywają trąbki.

Mam raczej ambiwalentne odczucia względem „Na linii ognia”. Z jednej strony nie jest to ścieżka zbyt atrakcyjna „słuchalnie”, potrafi lekko znudzić a nawet znużyć, pełno tu mrocznego underscore’u. Z drugiej strony, technicznie nie zawodzi jak przystało na Morricone, posiada dość autonomiczne brzmienie na tle innych tego typu ilustracji do kina sensacji, można wręcz powiedzieć, że jest skomponowana klasycznie i staroświecko (w dobrym tego słowa znaczeniu). Najpewniej zupełnie inaczej brzmiałaby, gdyby skomponował ją rodowity Amerykanin. Z pewnością dodaje to świetnemu obrazowi Petersena dodatkowego smaku. W tym miejscu należy się reżyserowi pochwała, za zaufanie jakie udzielił staremu mistrzowi, dając możliwość napisania ścieżki dźwiękowej do kina, które w ostatnim okresie dominują komponujący na komputerze 30-latkowie… Nie zawodzi tym razem zbytnio montaż płyty (co ma często miejsce w przypadku wydań Morricone), choć mogłaby być kwadrans krótsza a i dwa, trwające siedem minut suspense’owe utwory na końcu płyty zdają się wrzucone tam bez konkretnego celu. Polecam zapoznanie się z tą dość ciekawą pozycją, choć być może nie od razu przypadnie nam do gustu.

Najnowsze recenzje

Komentarze